Idiota. Федор Достоевский

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Idiota - Федор Достоевский страница 44

Idiota - Федор Достоевский

Скачать книгу

jak sprawdzić, czy nie kłamię? – zapytał Gania. – A jeśli skłamię, to przepadnie cały sens gry. Kto zresztą nie skłamie? Przecież na pewno wszyscy zaczną kłamać.

      – Ale już samo to jest nęcące, jak człowiek będzie kłamał. Ale akurat ty, Ganieczka, nie musisz się szczególnie obawiać, że skłamiesz, bo twój najpaskudniejszy postępek wszyscy znają. Niech tylko państwo pomyślą – krzyknął nagle Ferdyszczenko w jakimś natchnieniu – proszę tylko pomyśleć, jak my potem będziemy na siebie patrzeć, na przykład jutro, po tych opowieściach!

      – No, czyż tak można? Czy pani istotnie tego chce, Nastazjo Filipowna? – spytał z godnością Tocki.

      – Boisz się wilków – nie wchodź do lasu! – odpowiedziała Nastazja Filipowna z uśmieszkiem.

      – Za pozwoleniem jednak, panie Ferdyszczenko, czy uda się takiepetits jeux? – nie dawał za wygraną Tocki, który bał się coraz bardziej. – Zapewniam pana, że takie rzeczy nigdy się nie udają. Przecież pan sam mówił, że już raz ten pomysł nie wypalił.

      – Jak to nie wypalił! Osobiście opowiedziałem historię, jak ukradłem trzy ruble; zawziąłem się i opowiedziałem.

      – Przypuśćmy. Ale przecież niemożliwe, żeby pan opowiedział jakąkolwiek prawdopodobną historię i żeby panu uwierzono. Gawriła Ardalionowicz bardzo słusznie zauważył, że jeśli gdzieś zgrzytnie chociażby najmniejszy fałsz, to cała gra traci sens. Jedynie przez przypadek można tu powiedzieć prawdę, ulegając ogólnemu nastrojowi osobliwej chełpliwości w nader złym tonie, która w tym miejscu absolutnie nie przystoi i jest w ogóle nie do pomyślenia.

      – Jakiż z pana jednak subtelny człowiek, Afanasiju Iwanowiczu. Aż mnie pan zadziwia! – krzyknął Ferdyszczenko. – Proszę państwa, proszę sobie wyobrazić, że Afanasij Iwanowicz niezmiernie delikatnie sugeruje, że tak naprawdę nie mogłem nic ukraść (dlatego że nie przystoi głośno o tym mówić), chociaż w głębi ducha może być niezbicie przekonany, że Ferdyszczenko jest w pełni do tego zdolny! Ale do dzieła, panowie, do dzieła, losy zebrane. I pan dał swój, Afanasiju Iwanowiczu. Nikt nie odmówił, jak się zdaje. Książę, proszę ciągnąć!

      Książę w milczeniu włożył rękę do kapelusza. Pierwszy wypadł Ferdyszczenko, następnie Pticyn, trzeci generał, czwarty Afanasij Iwanowicz, piąty jego, szósty Gani itd. Damy nie dały swoich losów.

      – O Boże, co za nieszczęście! – krzyknął Ferdyszczenko. – A ja myślałem, że w pierwszej kolejce pójdzie książę, a potem generał. Ale dzięki Bogu przynajmniej Iwan Pietrowicz jest za mną i zostanę wynagrodzony. No cóż, panowie, naturalnie czuję się zobowiązany dać dobry przykład, ale najbardziej żałuję, że jestem człowiekiem tak mało znaczącym i przeciętnym; nawet rangę mam najniższą z niskich. No bo co jest w istocie interesującego w tym, że Ferdyszczenko zrobił jakieś świństwo? I zresztą, które z moich świństw jest najgorsze? Toć to ichembarras de richesse31. Czy naprawdę mam jeszcze raz opowiedzieć o tej kradzieży, żeby przekonać Afanasija Iwanowicza, że można ukraść, nie będąc złodziejem?

      – Pan mnie przekonuje również o tym, że można istotnie się upajać opowieściami o swoich najgorszych plugastwach, nawet jeśli nikogo one nie interesują… A zresztą… Przepraszam, panie Ferdyszczenko.

      – Niech pan zaczyna, Ferdyszczenko. Pan strasznie dużo gada nie na temat i nigdy pan nie kończy! – rozkazała Nastazja Filipowna zniecierpliwionym i rozdrażnionym głosem.

      Wszyscy zauważyli, że po swoim ostatnim napadzie śmiechu stała się nagle smutna, nawet ponura, zrzędliwa i rozdrażniona. Tym niemniej despotycznie i twardo upierała się przy swojej nieznośnej zachciance. Afanasij Iwanowicz męczył się strasznie. Do wściekłości doprowadzał go i Iwan Fiodorowicz, który siedział z szampanem w ręku, jakby się nic nie działo i być może nawet obmyślał historię, którą opowie, gdy przyjdzie jego kolej.

      XIV

      – Brakuje mi dowcipu, Nastazjo Filipowna, dlatego tyle gadam nie na temat! – krzyknął Ferdyszczenko, zaczynając swoją opowieść. – Gdybym był tak dowcipny, jak Afanasij Iwanowicz lub Iwan Fiodorowicz, to siedziałbym dzisiaj cały wieczór i milczał, podobnie jak Afanasij Iwanowicz i Iwan Fiodorowicz. Książę, proszę pozwolić, że pana spytam o zdanie: wydaje mi się, że na świecie jest znacznie więcej złodziei niż niezłodziei i że nawet nie ma takiego uczciwego człowieka, który by w życiu nic nie ukradł. To mój pomysł, z którego zresztą bynajmniej nie wynika, że wszyscy ludzie to złodzieje, chociaż, jak Boga kocham, czasami chciałoby się wyciągnąć taki wniosek. A jak pan myśli?

      – Fuj, jak pan głupio opowiada – odezwała się Daria Aleksejewna – i do tego bzdury. Przecież to niemożliwe, żeby każdy człowiek na świecie coś ukradł; ja nigdy niczego nie ukradłam.

      – Pani nigdy niczego nie ukradła Dario Aleksejewna; ale co powie książę, który się nagle cały zarumienił?

      – Mnie się wydaje, że pan mówi prawdę, tylko bardzo przesadza – odrzekł książę, który rzeczywiście bardzo poczerwieniał.

      – A pan, książę, pan sam nigdy niczego nie ukradł?

      – Tfu! Jakie to śmieszne! Niech się pan opamięta, panie Ferdyszczenko – ujął się za księciem generał.

      – Po prostu jak przyszło co do czego, to panu się wstyd zrobiło i chce pan się zasłonić księciem, tym bardziej że on jest potulny – odparowała Daria Aleksejewna.

      – Ferdyszczenko, albo pan opowiada, albo milczy i siedzi jak trusia. Pan wyczerpuje wszelką cierpliwość – powiedziała Nastazja Filipowna ostrym i poirytowanym tonem.

      – W tej sekundzie, Nastazjo Filipowna. No, jeśli już książę się przyznał – bo ja obstaję, że się jednak przyznał – to co by powiedział ktokolwiek inny (nie będę wymieniał nazwisk), gdyby zechciał kiedykolwiek powiedzieć prawdę? Jeśli zaś o mnie chodzi, panowie, to nie ma co dalej opowiadać: sprawa bardzo prosta, głupia i ohydna. Ale zapewniam was, że nie jestem złodziejem; sam nie wiem, jak ukradłem. To było trzy lata temu, na daczy u Siemiona Iwanowicza Iszczenki, w niedzielę. Miał u siebie gości na obiedzie. Po obiedzie mężczyźni zostali przy stole, z winem. Mnie się umyśliło, żeby poprosić Marię Siemionownę, jego córkę, panienkę, żeby coś zagrała na fortepianie. Przechodzę przez pokój narożny, a na stoliku Marii Iwanowny leżą trzy ruble, zielony papierek; wyjęła go, żeby coś kupić do gospodarstwa. W pokoju nikogusieńko. Zabrałem pieniądze i włożyłem do kieszeni. Po co – sam nie wiem. Co mnie naszło – nie rozumiem. Tylko wróciłem szybciej i usiadłem przy stole. Siedziałem tam i czekałem, dość mocno zdenerwowany, gęba mi się nie zamykała, anegdoty opowiadałem, śmiałem się. Potem się do panienek przysiadłem. Po jakiejś pół godzinie spostrzegli się i zaczęli badać służące. Padło podejrzenie na Darię, służącą. Wykazałem niezwykłe zainteresowanie sprawą i aktywne uczestnictwo w śledztwie; pamiętam nawet, że kiedy się Daria całkiem zaplątała, to zacząłem ją przekonywać, żeby się przyznała i ręczyłem głową za dobre serce Marii Iwanowny, i to na głos, przy wszystkich! Wszyscy na mnie patrzyli, a ja odczuwałem nieprawdopodobne zadowolenie, właśnie dlatego że kazanie głoszę, a pieniądze leżą u mnie w kieszeni. Te trzy ruble jeszcze tego samego wieczoru przepiłem w restauracji. Wszedłem i zamówiłem butelkę lafitu; nigdy dotąd nie zamawiałem całej butelki tak, bez

Скачать книгу


<p>31</p>

Embarras de richesse (fr) – kłopot z powodu dużego wyboru.