We dwoje. Николас Спаркс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу We dwoje - Николас Спаркс страница 32
Przez następne pół godziny bezmyślnie przełączałem kanały. Ponad sto kanałów i nic; byłem zmęczony i coraz bardziej poirytowany. Jutro będę sprzątał chomicze bobki, lista klientów skurczyła się do zera i jeśli nie wydarzy się jakiś cud, będę w tym trwał przez kolejny tydzień. Tymczasem moja żona latała prywatnymi odrzutowcami i zatrzymywała się w luksusowych hotelach.
W końcu dźwignąłem się z kanapy i poszedłem do pokoju London. Oba chomiki wróciły do klatki, a moja córka bawiła się lalkami.
– Cześć, skarbie – rzuciłem. – Gotowa na kąpiel?
– Nie chcę się dziś kąpać – odparła, nawet na mnie nie patrząc.
– Ale spociłaś się u babci.
– Nie.
Zamrugałem.
– O co chodzi, kochanie?
– Jestem na ciebie zła.
– Dlaczego?
– Bo nie dbasz o Pana i Panią Sprinkles.
– Oczywiście, że o nich dbam. – Zerknąłem na klatkę; chomiki biegały jak gdyby nigdy nic. – A ty musisz się wykąpać.
– Chcę, żeby to mamusia mnie wykąpała.
– Wiem, ale mamusi nie ma.
– No to się nie wykąpię.
– Spójrz na mnie.
– Nie.
Mówiąc to, zabrzmiała jak Vivian i nagle nie wiedziałem, co zrobić. Barbie nerwowo krążyła po domu dla lalek i bałem się, że zaraz zacznie przewracać meble.
– Naleję wody do wanny, dobrze? Później o tym porozmawiamy. Zrobię ekstra bąbelki.
Tak jak obiecałem, kąpiel była wyjątkowo pieniąca, ale gdy zakręciłem wodę, London się nie ruszyła. Barbie w towarzystwie Kena szalała po domu.
– Nie mogę zrobić śniadania – zwracała się do niego głosem mojej córki – bo muszę iść do pracy.
– Ale to tatusiowie powinni pracować – powiedział Ken.
– Trzeba było o tym pomyśleć, zanim rzuciłeś pracę.
Poczułem ucisk w żołądku, byłem pewien, że London naśladuje Vivian i mnie.
– Kąpiel gotowa. – Wszedłem do pokoju.
– Powiedziałam ci, że nie będę się kąpała!
– No już, chodź…
– Nie!!! – wrzasnęła. – Nie będę się kąpać i mnie nie zmusisz! Zmusiłeś mamusię, żeby poszła do pracy!
– Nie zmusiłem mamusi…
– Właśnie, że zmusiłeś! – krzyknęła, a gdy się odwróciła, zobaczyłem, że płacze. – Powiedziała mi, że musiała pójść do pracy, bo ty nie pracujesz!
Inny ojciec pewnie zareagowałby inaczej, ale ja byłem wykończony i słowa London zabolały mnie tym bardziej, że już czułem się wystarczająco podle.
– Pracuję! – odparłem podniesionym głosem. – A do tego zajmuję się tobą i sprzątam dom!
– Chcę do mamusi! – krzyknęła i dopiero teraz dotarło do mnie, że Vivian przez cały dzień nie zadzwoniła do domu. Ja też nie mogłem się do niej dodzwonić; impreza trwała pewnie w najlepsze.
Wziąłem głęboki oddech.
– Mamusia wróci jutro i pojedziecie razem na farmę. Chyba chcesz być czysta i pachnąca na jej przyjazd?
– Nie! – wrzasnęła na całe gardło. – Nienawidzę cię!
Zanim się zorientowałem, przyskoczyłem do niej i chwyciłem ją za ramię. Szarpała się i krzyczała, ale zawlokłem ją do łazienki, jak zły rodzic z filmów na YouTubie.
– Albo sama się rozbierzesz i wejdziesz do wanny, albo ja cię rozbiorę. Nie żartuję.
– Idź sobie! – krzyknęła. Słysząc to, położyłem na szafce jej piżamę i wyszedłem z łazienki. Przez kilka minut stałem pod drzwiami i słuchałem, jak na przemian płacze i mówi do siebie.
– Wchodź do kąpieli, London – ostrzegłem ją. – Jeśli tego nie zrobisz, sama będziesz musiała posprzątać klatkę.
Odburknęła coś, ale posłusznie weszła do wanny. Nasłuchiwałem jeszcze przez chwilę i niedługo potem usłyszałem, jak bawi się zabawkami; w jej głosie nie było już złości, którą słyszałem wcześniej. W końcu drzwi się otworzyły i stanęła w nich London w piżamie i z mokrymi włosami.
– Możemy nie zostawiać włosów mokrych tylko je wysuszyć?
Zacisnąłem zęby.
– Oczywiście, kochanie.
– Tęsknię za mamusią.
Przykucnąłem i przytuliłem ją, wdychając świeży zapach mydła i szamponu.
– Wiem – odparłem, tuląc ją do siebie i zastanawiając się, jak beznadziejnym jestem ojcem, skoro doprowadziłem do płaczu moją cudowną, małą córeczkę.
*
Kiedy leżeliśmy razem w łóżku, sięgnąłem po ulubioną książeczkę London Two by Two i przeczytałem jej opowieść o Noem i jego arce. Najbardziej lubiła fragment, kiedy na ukończoną arkę zaczynały wchodzić pierwsze zwierzęta.
– Jedne za drugimi – czytałem na głos. – Szły parami z całego świata. Lwy i konie, psy, słonie, zebry i żyrafy…
– I chomiki – dodała London.
– I chomiki – przytaknąłem. – Parami wchodziły na arkę. „Jak się tam zmieszczą?”, zastanawiali się ludzie. Ale Bóg pomyślał także o tym. Kiedy ostatnie zwierzęta weszły na arkę, okazało się, że w środku jest jeszcze dużo miejsca i wszystkie stworzenia były szczęśliwe. Schroniły się na arce, kiedy na zewnątrz zaczął padać deszcz.
Gdy kończyłem czytać, London już przysypiała. Wyłączyłem światło i pocałowałem ją w policzek.
– Kocham cię, London – szepnąłem.
– Ja też cię kocham, tatusiu – wymruczała.
Po cichu wyszedłem z pokoju. Parami, pomyślałem, idąc na dół po schodach. London i ja, ojciec i córka, oboje robiliśmy, co w naszej mocy.
Ale