W pogoni za Harrym Winstonem. Лорен Вайсбергер

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W pogoni za Harrym Winstonem - Лорен Вайсбергер страница 18

W pogoni za Harrym Winstonem - Лорен Вайсбергер

Скачать книгу

kładąc na stole rachunek, ściągnęła brwi.

      – Zgadzam się – rzekła Adriana. – Uznajemy ci Amerykę, ale tylko północną, Marc się nie liczy. Zresztą czemu chciałabyś go policzyć jako Europę? Za parę tygodni jedziesz do Paryża!

      Emmy skinęła głową.

      – Dla mnie w porządku. Jeden zaliczony, zostaje sześciu.

      – A co, jeżeli w Grecji spotkasz Japończyka albo Australijczyka w Tajlandii? – zapytała Adriana, sprawiając wrażenie zakłopotanej. – Liczą się za Azję i Australię, czy seks musi się odbyć na danym kontynencie?

      Emmy zmarszczyła czoło.

      – Nie wiem. O tym nie myślałam.

      – Dajmy dziewczynie spokój – powiedziała Leigh, patrząc na Adrianę. – Moim zdaniem powinna liczyć się albo narodowość, albo miejsce. Mój Boże, niesamowity jest już sam fakt, że w ogóle chce spróbować.

      – Moim zdaniem to w porządku – zgodziła się Adriana.

      – I aby zademonstrować dobrą wolę, dodam, że moim zdaniem powinnaś mieć prawo do jednego jokera.

      – To znaczy?

      – To znaczy, że powinnaś mieć możliwość ominięcia jednego kontynentu. Tylko w takiej sytuacji z góry nie narażasz się na niepowodzenie.

      – Którego? – zapytała Emmy. Na jej twarzy odmalowała się ulga.

      – A może Szwajcarzy liczyliby się jako joker? – podsunęła Leigh. – To neutralny kraj. Moim zdaniem, jeżeli prześpisz się ze Szwajcarem, możesz go zaliczyć dowolnie.

      Dziewczyny śmiały się i śmiały śmiechem, który zbyt rzadko zdarza się ludziom po studiach.

      Adriana wyjęła z kieszeni swojej sportowej torby niebieską metalową tubkę i wtarła w wargi nieco przezroczystego balsamu, świadoma, że obie jej przyjaciółki i niemal wszyscy goście przy pobliskich stolikach sprawiają wrażenie zahipnotyzowanych tym małym rytuałem. Dzięki temu poczuła się nieco lepiej. Miała kłopot z pozbyciem się dręczących ją ostatnio myśli, że uroda nie trwa wiecznie. Oczywiście zdawała sobie z tego sprawę – w ten sam sposób nastolatki wiedzą, że śmierć jest nieunikniona – ale zupełnie nie potrafiła tego pojąć. Matka przypominała jej o tym od dnia, kiedy czternastoletnia Adriana umówiła się na dwie randki z dwoma różnymi chłopcami tego samego wieczoru. Gdy matka zapytała, z którym z nich Adriana postanowiła się zobaczyć, ta podniosła na swą wciąż jeszcze piękną rodzicielkę nierozumiejące spojrzenie.

      – Czemu miałabym odwoływać spotkanie z którymś z nich, mamo? – zapytała. – Wystarczy czasu na obu.

      Matka uśmiechnęła się i dotknęła policzka Adriany chłodną dłonią.

      – Ciesz się, póki możesz, querida, nie zawsze tak będzie.

      Oczywiście miała rację, ale Adriana nie liczyła się z tym, że „nie zawsze” nadejdzie tak szybko. Przyszedł czas, by wykorzystać urodę do celów ważniejszych niż zapewnienie sobie stałego przypływu kochanków. Zobowiązanie, że znajdzie sobie chłopaka, było krokiem we właściwym kierunku, potrzebowała jednak bardziej dalekosiężnych planów.

      Adriana teatralnym gestem podniosła lewą rękę i westchnęła dramatycznie:

      – Widzicie tę dłoń, dziewczęta? – Obie kiwnęły głowami. – O tej porze w przyszłym roku znajdzie się na niej diament. Wyjątkowo duży diament. Niniejszym oświadczam, że w ciągu dwunastu miesięcy zaręczę się z idealnym mężczyzną.

      – Adriano! – wrzasnęła Emmy. – Próbujesz mnie przebić.

      Leigh zakrztusiła się kawałkiem melona.

      – Zaręczona? Z kim? Spotykasz się z kimś?

      – Nie, obecnie nie, ale zainspirowało mnie zobowiązanie Emmy o dokonaniu zmian. No i spójrzmy prawdzie w oczy, dziewczyny, nie robimy się młodsze i powinnyśmy przyjąć do wiadomości, że istnieje ograniczona liczba bogatych przystojnych mężczyzn sukcesu w wieku między trzydziestką a czterdziestką. Jeżeli teraz sobie ich nie zabezpieczymy – wzięła swoje jędrne piersi w obie dłonie i nieco uniosła – równie dobrze możemy o wszystkim zapomnieć.

      – Cóż, dzięki Bogu, że to do ciebie dotarło – stwierdziła Emmy z rozbawieniem. – Po prostu wskażę palcem któregoś z dziesiątków, nie, setek przystojnych wolnych mężczyzn sukcesu koło trzydziestki, których znam, i zaklepię go dla siebie. Tak, to jest plan.

      Adriana uśmiechnęła się i protekcjonalnie poklepała Emmy po ręce.

      – Nie zapominaj, że ma też być bogaty, querida. A poza tym wcale nie twierdzę, że wszystkie powinnyśmy tak zrobić. Ty stanowczo musisz najpierw się trochę zabawić i w tym kontekście twój zbliżający się wypadzik do krainy promiskuityzmu jest zgodny z zaleceniem lekarza. Biorąc jednak pod uwagę, że ja… cóż, zaliczyłam ten wypad…

      – Jeśli mówiąc „wypad”, masz na myśli „całkowite podporządkowanie sobie tego terytorium”, chyba się z tobą zgodzę – przyłączyła się Leigh.

      – Śmiej się, jeśli chcesz – powiedziała Adriana, czując irytację, że jak zwykle nie traktują jej poważnie – ale w ponadpięciokaratowym okrągłym kamieniu w inkrustowanej oprawie od Harry’ego Winstona nie ma niczego śmiesznego. Absolutnie niczego.

      – Tak, ale teraz to dość zabawne – orzekła Emmy, a Leigh pękała ze śmiechu. – Adriana zaręczona? Nie umiem sobie tego wyobrazić.

      – Równie trudno wyobrazić sobie, że taka seryjna monogamistka jak ty rozkłada nogi dla każdego obcokrajowca, który znajdzie się w pobliżu – odcięła się Adriana.

      Leigh otarła łzę, uważając, żeby nie naciągać delikatnej skóry pod okiem, która prawdopodobnie i tak jest skazana, ponieważ kiedyś paliła. Nie była pewna, czy to endorfiny po szczególnie forsownych zajęciach jogi, lekkie przerażenie na myśl o kolacji z rodzicami Russella tego wieczoru czy po prostu chęć dołączenia do wesołości przyjaciółek, ale zanim zdołała się powstrzymać – właściwie niemal zanim zdołała się zorientować, co robi – zaczęła mówić bez namysłu i nie zachowując ostrożności.

      – Dla uczczenia waszej odwagi – powiedziała, a słowa wydobywały się z jej ust bez udziału jej woli – ja także chciałabym wyznaczyć sobie pewien cel. Przed końcem tego roku postanowiłam… – głos uwiązł jej w gardle. Zaczęła mówić, nie wiedząc, co chce powiedzieć, zakładając, że na coś wpadnie, ale nie miała nic do zaproponowania. Zasadniczo była zadowolona z pracy, choć czasami uznawała ją za nudną. Całkowicie satysfakcjonowała ją liczba mężczyzn, z którymi do tej pory spała, i już zabezpieczyła sobie chłopaka odpowiadającego wszystkim wyznaczonym przez Adrianę kryteriom – w dodatku nie jakiegoś tam chłopaka, ale znanego faceta, z którym chciała umawiać się połowa kraju i cała żeńska populacja Manhattanu. W końcu zaoszczędziła dość pieniędzy, by kupić mieszkanie. Robiła dokładnie to, czego się po niej

Скачать книгу