W pogoni za Harrym Winstonem. Лорен Вайсбергер

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W pogoni za Harrym Winstonem - Лорен Вайсбергер страница 20

W pogoni za Harrym Winstonem - Лорен Вайсбергер

Скачать книгу

– zaproponował. – Nie przeszkadza jej! – wrzasnęła Leigh do telefonu. – Na moją odpowiedzialność!”). Wracając do biura, zamierzała wpaść do Barneys i złapać butelkę wody kolońskiej, krawat albo cokolwiek, co leży blisko kasy i jest zapakowane. Nie miała czasu do stracenia.

      – Możesz od razu wchodzić. – Energiczna nowa asystentka Henry’ego śmiesznie rozciągała zgłoski. Sterczące włosy z różowymi pasemkami nie pasowały do południowego akcentu ani do polityki konserwatywnej firmy, ale wyglądało na to, że zna ortografię i nie robi wrażenia otwarcie wrogiej, więc przymknięto na nie oko.

      Leigh skinęła głową w podziękowaniu i wpadła przez otwarte drzwi.

      – Halo! – rzuciła do Henry’ego. Stawiała, że siedzący naprzeciw niego mężczyzna, którego widziała z tyłu, jest po czterdziestce. Mimo ładnej pogody miał na sobie bladoniebieską koszulę i oliwkową sztruksową marynarkę z łatami na łokciach. Włosy w kolorze brudnego blondu – właściwie jasnego brązu, teraz, kiedy przyjrzała się uważniej – miał w idealnym nieładzie, opadały lekko na kołnierzyk i zachodziły na uszy. Jeszcze zanim się odwrócił, wiedziała, że jest atrakcyjny, może nawet fantastyczny. Pewnie po części dlatego przeżyła taki wstrząs, kiedy ich oczy wreszcie się spotkały.

      Zaskoczenie było podwójne. Przede wszystkim pomyślała, że nie jest nawet w połowie tak przystojny, jak się spodziewała. Żadnych elektryzująco niebieskich czy zielonych oczu, jak obstawiała, ale przeciętne szarobrązowe, a nos jednocześnie spłaszczony i wydatny. Miał jednak nieskazitelne zęby, proste, białe, fantastyczne zęby, zęby, które powinny zagrać główną rolę w reklamie pasty do zębów i to właśnie one przykuły jej uwagę. Dopiero kiedy się uśmiechnął, ujawniając głębokie, lecz w jakiś sposób atrakcyjne zmarszczki mimiczne, oczywiście, że od śmiechu, zdała sobie sprawę, że go rozpoznaje. Z niezobowiązującym uśmiechem i przyjaznym wyrazem twarzy patrzył na nią Jesse Chapman, człowiek, którego talent porównywano do talentu Updike’a, Rotha i Bellowa, MacInnerneya, Forda i Franzena. Rozczarowanie, pierwsza powieść – opublikowana, gdy miał dwadzieścia trzy lata – należała do tych niesamowicie rzadkich książek, które odniosły sukces jednocześnie komercyjny i literacki, a reputacja Jessego (niegrzeczny geniusz) ugruntowywała się z każdym przyjęciem, w którym wziął udział, modelką, z którą się umówił, i książką, którą napisał. Sześć czy siedem lat temu zniknął po, jak głosiła plotka, odwyku i serii fatalnych recenzji, ale nikt nie wierzył, że będzie się ukrywał wiecznie. Fakt, że jest tu, u nich w biurze, mógł oznaczać tylko jedno.

      – Leigh, mogę przedstawić cię Jessemu Chapmanowi? Oczywiście znasz jego książki. Jesse, to Leigh Eisner, moja najbardziej obiecująca redaktorka, a także ulubiona, gdybym musiał wybrać.

      Jesse wstał i chociaż tylko patrzył jej w oczy, czuła, że jest oceniana. Zaczęła się zastanawiać, czy podobają mu się dziewczyny z ciasno ściągniętymi kucykami i bez makijażu. Modliła się, żeby tak właśnie było.

      – Mówi tak o wszystkich – stwierdziła uprzejmie, wyciągając rękę na spotkanie z ręką Jessego.

      – Oczywiście – gładko odparł Jesse, obejmując jej dłoń obiema rękami. – I dlatego wszyscy go uwielbiamy. Przyłączy się pani do nas? – Machnął ręką w stronę wolnego miejsca obok siebie na małej sofie i spojrzał na Leigh.

      – Cóż, właściwie, właśnie…

      – Z przyjemnością się przyłączy – pospieszył z odpowiedzią Henry.

      Leigh oparła się chęci obrzucenia go gniewnym spojrzeniem i usadowiła się na starożytnej sofie. Pa, pa, czesanie, pomyślała. Pa, pa, Barneys. To będzie cud, jeżeli Russell w ogóle się do niej odezwie po katastrofie, którą z pewnością okaże się dzisiejszy wieczór.

      Henry odchrząknął.

      – Jesse i ja właśnie omawialiśmy jego ostatnią powieść. Mówiłem, jak wszyscy, naprawdę cały przemysł wydawniczy, uznaliśmy atak w „Timesie” za niewybaczalny. Doprawdy, powinni się wstydzić, w oczywisty sposób była to recenzja z tezą. I zupełnie nikt nie potraktował jej poważnie. Był zupełnie…

      Znów się uśmiechając, tym razem z lekkim rozbawieniem, Jesse zwrócił się do Leigh:

      – A co pani o tym sądzi, moja droga? Czy uważa pani, że ta recenzja była uzasadniona?

      Leigh zszokowała jego pewność, że nie tylko czytała, ale i zapamiętała tak książkę, jak tę konkretną recenzję. Co gorsza, rzeczywiście tak było. Recenzja znalazła się na pierwszej stronie niedzielnego dodatku „Book Review” sześć lat temu i do tej pory pozostał po niej fetor wściekłości. Dokładnie pamiętała, że zastanawiała się, jak musi czuć się autor, który czyta coś takiego o swojej pracy. Zastanawiała się, gdzie akurat był Jesse Chapman, kiedy po raz pierwszy wpadły mu w oko brutalne akapity. I tak przeczytałaby książkę – omawiała wcześniejsze powieści Jessego na niezliczonych zajęciach z literatury w college’u – ale czysta złośliwość recenzji przyspieszyła jej decyzję o kupnie egzemplarza w twardej oprawie. Połknęła ją jeszcze w tym samym tygodniu. Leigh, jak często jej się zdarzało, odezwała się bez zastanowienia. Ten zwyczaj nie pasował do jej osobowości, ale po prostu nie mogła się opanować. Potrafiła metodycznie urządzić mieszkanie albo zaplanować dzień czy stworzyć plan pracy, jakimś sposobem nie zdołała jednak przyjąć prostej prawdy, że nie wszystkie przemyślenia należy artykułować. Przyjaciółki i Russell twierdzili, że to czarujące, jednak zwyczaj ten bywał niekiedy żenujący. Na przykład podczas spotkania z szefem. Coś w spojrzeniu Jessego – zainteresowanie przy jednoczesnym zachowaniu dystansu – sprawiło, że zapomniała, gdzie się znajduje (w biurze Henry’ego, rozmawiając z jednym z najbardziej utalentowanych pisarzy dwudziestego pierwszego wieku) i wypaliła bez zastanowienia:

      – Recenzja była małostkowa, to nie ulega wątpliwości. Przepełniona żądzą zemsty i nieprofesjonalna, z pewnością miała pana zniszczyć. To powiedziawszy przyznam, że uważam Urazę za najsłabsze pańskie dzieło. Nie zasługiwało na taką recenzję, ale daleko mu do Porażki księżyca czy, oczywiście, Rozczarowania.

      Henry głęboko wciągnął powietrze i odruchowo zakrył dłonią usta.

      Leigh zrobiło się słabo, serce zaczęło jej walić jak szalone i poczuła, że pocą się jej dłonie i stopy.

      Jesse uśmiechnął się szeroko.

      – Prosto z mostu. Bez kadzenia. To rzadkie w dzisiejszych czasach, nieprawdaż?

      Nie mając pewności, czy naprawdę było to pytanie, Leigh wpatrywała się we własne ręce, które nerwowo wykręcała.

      – Prawdziwa szkoła wdzięku, co? – Henry się roześmiał. Jego głos brzmiał głucho i co najmniej nerwowo. – Cóż, dziękuję, że podzieliłaś się swoją opinią z panem Chapmanem, Leigh. To była, oczywiście, tylko twoja opinia. – Uśmiechnął się blado do Jessego.

      Leigh uznała to za sygnał, że powinna wyjść, i z entuzjazmem się temu podporządkowała.

      – Jestem… jestem taka… nie chciałam pana obrazić, oczywiście. Jestem naprawdę pana wielką fanką, tylko że…

      – Proszę

Скачать книгу