Star Force. Tom 9. Martwe Słońce. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 9. Martwe Słońce - B.V. Larson страница 19

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Star Force. Tom 9. Martwe Słońce - B.V. Larson

Скачать книгу

tematu. Skąd tak naprawdę pochodzisz? Kto cię stworzył? Nie kupuję teorii z częściowym pobraniem danych. Już nie.

      Kamera Marvina skupiała się na mnie.

      – Widzę, że nie planuje mnie pan ponownie złożyć, dopóki nie odpowiem na to pytanie w satysfakcjonujący sposób.

      – Owszem. – Skrzyżowałem ręce.

      – Jestem panem rozczarowany, pułkowniku Riggs. Zawsze uważałem pana za sojusznika.

      Poczułem ukłucie w sercu. Zastanawiałem się, jakie emocje naprawdę odczuwał Marvin. O ile jakieś. Na pewno potrafił zarówno dąsać się, jak i cieszyć.

      – Słuchaj, stary przyjacielu – powiedziałem. – To nic osobistego. Muszę chronić miliardy istnień. Nie mogę ryzykować.

      – Czy jestem taki groźny? Czy nie zasłużyłem sobie na odrobinę zaufania?

      Westchnąłem.

      – Ufam ci. Dałem ci niesłychane możliwości. Wielokrotnie byłeś w stanie doprowadzić do zagłady mojego gatunku. Kto inny zaufał ci na tyle?

      – O ile pamiętam, w tych okolicznościach nie miał pan zbytniego wyboru.

      – Dobra, zapomnij o tym. Powiedz mi tylko, co wiesz o swoim powstaniu.

      – To nieuczciwe pytanie. Mogę równie dobrze spytać o to, co myślał pan, przechodząc przez kanał rodny swojej matki.

      Zmarszczyłem brwi.

      – Nie, wcale nie równie dobrze, bo ty pamiętasz wszystko. Radziłeś sobie nieźle od początku. Możesz odtworzyć mi wszystko, co ci powiedziałem, i często to robisz, żeby mi coś udowodnić.

      – Są pewne rzeczy, które kazał pan wymazać.

      – Mniejsza o to – rzuciłem. Marvin miał w swoim nanitowym mózgu wiele rzeczy i nie chciałem, żeby ktokolwiek wiedział o niektórych z nich. – Zawsze będziesz podejrzany jako jedna z maszyn.

      – To nie w porządku. Nigdy nie byłem związany z nanitami ani makrosami. Nie uważam ich za swoich. Być może są dalekimi kuzynami i tyle.

      – Dobra, kupuję to – odparłem. – Teraz my jesteśmy twoją rodziną. Siły Gwiezdne to twój dom. Ale musisz powiedzieć, co wiesz. Wierzę, że możesz nie wiedzieć, czym dokładnie jesteś, ale musisz mieć jakąś teorię. Musiałeś wiedzieć, że nasza wiedza o twoim powstaniu ma luki. Gadaj, Marvin. Daj mi powód, żebym ci znów zaufał.

      – Trudno mi funkcjonować bez kończyn.

      – Na razie ich nie dostaniesz. Odzyskasz je, gdy stwierdzę, że jesteś wiarygodny.

      W drzwiach pojawił się Kwon. Podsłuchiwał? Nie byłem pewien.

      – Nie może mu pan ufać. Będzie kłamał, jak zawsze. Powie to, co chce pan usłyszeć.

      Odwróciłem się zaskoczony.

      – Chyba kazałem ci odejść?

      – Tak, sir. Ale to przebiegły robot. Musiałem sprawdzić, czy wszystko gra.

      Przyjrzałem mu się uważnie. Kwon może nie był szczególnym myślicielem, ale tym razem miał odrobinę racji.

      Przyjrzałem się Marvinowi. Nie wierzyłem, że to złowroga maszyna, mająca na celu zniszczenie ludzkości. Zbyt wiele razy nas uratował. Czy nie łatwiej byłoby wtedy zabić nas, po prostu nie robiąc tego, co trzeba? Uciec z płonącego okrętu i nie wrócić? Dlaczego trzymałby z nami, gdyby tego nie chciał?

      – Marvin – odezwałem się. Jego kamera spoglądała to na mnie, to na Kwona. Wszyscy, których miał za przyjaciół, zwrócili się przeciwko niemu. – Po prostu powiedz nam, co zaszło. Jeśli nie Centaury, to kto cię stworzył?

      – Początkowo nie wiedziałem – zaczął ostrożnie. – Miałem podejrzenia, ale nie pewność. Wydaje mi się, że jestem czymś, co nazywacie „wirusem” albo „trojanem”. Zostałem doczepiony do transmisji Centaurów, ale gdy przeszliśmy przez pierścień, nie zostałem w pełni zainstalowany.

      – Wirus – powiedziałem powoli. – Oczywiście, wszystko pasuje. Trwała transmisja i do pliku dołączony został dodatkowy strumień danych. Byłeś połączeniem transmisji Centaurów i malware.

      Kwon spoglądał to na niego, to na mnie.

      – Nie powinniśmy go sformatować albo wyłączyć?

      – Nie. – Pokręciłem głową. – Marvin jest teraz czymś innym. Czego nikt nie planował zbudować. Czy zabiłbyś niemowlę za grzechy rodziców?

      Kwon spojrzał na mnie z powątpiewaniem w oczach.

      – Może… jeśli to naprawdę wielkie grzechy.

      – Cóż, nie tak postępujemy w Siłach Gwiezdnych. Teraz jest jednym z nas i mimo swojego pochodzenia zrobił dla nas wiele dobrego.

      Marvin nieco się ożywił.

      – Powiedz mi więcej. Jeśli ustaliłeś, że jesteś wirusem dołączonym do pierwotnej transmisji, musisz mieć jakąś teorię co do tego, kto cię stworzył. Kto to był?

      – Myślałem, że w tym momencie to jasne, pułkowniku Riggs. To Niebiescy.

      – Oczywiście. To do nich pasuje. Próbowali nas oszukać od początku. Lubią działać zakulisowo, z użyciem sztucznych pośredników. Zbudowali makrosy i nanity. Zaatakowali Ziemię i stworzyli ciebie, żeby zarazić nasze systemy. Zrobili też jednak sporo dobrego. Wygląda na to, że są jak ludzie: to gatunek złożony z bardzo zróżnicowanych osobników, podzielonych na frakcje. Niektórzy mogą chcieć zniszczyć wszelkie życie poza ich gazowym oceanem, podczas gdy inni pragną pomagać wszystkim rozumnym gatunkom, a jeszcze inni badać je z czystej naukowej ciekawości.

      – Myślę, że powinniśmy znowu ich zbombardować – stwierdził stojący w drzwiach Kwon.

      – Kwon – powiedziałem stanowczo – myślę, że czas, żebyś znalazł sobie coś innego do roboty.

      – Dobra, ale jeśli robot spróbuje pana udusić jedną z tych swoich macek, proszę walić w ściany, dobrze? Od razu przybiegnę.

      – Powiedziałem coś, sierżancie.

      Gdy w końcu poszedł, wróciłem wzrokiem do Marvina. Co z nim zrobić? Nadal stanowił tajemnicę. Był naszym aniołem i diabłem w jednym.

      Tak naprawdę nie bardzo miałem wybór. Nie mogłem go rozebrać ani nawet na jakiś czas wyłączyć. Był szefem i pomysłodawcą naszego głównego projektu badawczego. Po chwili milczenia spytałem:

      – Wiesz, co myślę, Marvin?

      – Nie wiem, co planuje pan powiedzieć, ale żywotnie mnie to interesuje.

      – Myślę, że

Скачать книгу