(Nie)pamięć. Марк Леви

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу (Nie)pamięć - Марк Леви страница 19

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
(Nie)pamięć - Марк Леви

Скачать книгу

rzeczywiście w nim zatonął.

      – Twój ojciec właśnie parkuje samochód, zaraz przyjdzie.

      – Ach tak? – odparła Hope.

      – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę cię poznać. On tak często o tobie mówi, że czasami mam wrażenie, jakbyś z nami mieszkała.

      – Bo oczywiście już razem mieszkacie…

      – Nie powiedział ci? Cóż, w naszym wieku nie ma czasu do stracenia.

      – To znaczy w jakim wieku?

      Tym razem to Hope zarobiła kopniaka pod stołem.

      – Josh! – oznajmił, nadstawiając Amelii policzki. – Bardzo mi miło.

      Kolejny kopniak pod stołem od Hope.

      – Jaki przystojny młodzieniec! – wykrzyknęła Amelia. – Taka śliczna z was para. Zawsze powtarzam, że ludzie muszą się odpowiednio dopasować.

      – To bardzo uprzejme z pani strony – powiedział życzliwym tonem Josh.

      – Muszę przyznać, że bardzo pani pasuje do mojego ojca.

      – Naprawdę? – zapytała wysokim tonem Amelia. – Sprawiasz mi przyjemność. Tak między nami mogę ci wyznać, że czasem się zastanawiam, czy twój tata nie jest trochę za poważny dla takiej kobiety jak ja.

      – Skąd coś takiego przyszło pani do głowy? Mój ojciec lekarz, pani pielęgniarka, jeśli to nie jest odpowiednie dobranie się…

      – Ależ ja nie jestem pielęgniarką, zajmuję się marketingiem produktów farmaceutycznych!

      Pełne zakłopotania milczenie Hope.

      – Rozumiem – roześmiała się szczerze Amelia – nabrałaś mnie. Twój ojciec mówił, że masz ogromne poczucie humoru.

      – Nie aż takie jak on, ale radzę sobie.

      – A ty, Josh? Co porabiasz? – zwróciła się Amelia do chłopaka.

      Trzeci kopniak, który ponownie zabronił Joshowi wgapiać się tam gdzie nie trzeba.

      – Jestem… studentem neurobiologii.

      Hope pospiesznie nabazgrała coś na świstku papieru i wsunęła go dyskretnie Joshowi pod łokieć. Chłopak spuścił wzrok i przeczytał: „Przez cały czas się jąkaj!”.

      – Co to takiego? – zapytała Amelia, której uwagi nie umknął przechodzący z rąk do rąk liścik.

      – Nic, Hope przypomniała mi, że mam za kwadrans wykład.

      – Ale chyba go sobie odpuścisz, co? – powiedziała dziewczyna, ściskając mu nadgarstek z taką siłą, że aż jej pobielały kłykcie.

      – Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ojciec celowo się grzebał, żebyśmy mogły się lepiej poznać – oświadczyła Amelia, spoglądając przez szybę.

      – Brawo, punkt dla pani. Zna go pani lepiej, niż sądziłam.

      – Nie staram się zdobywać punktów. Wiem, że nie ma żadnego powodu, by młoda kobieta w twoim wieku zaakceptowała tę, która prowadza się z jej ojcem.

      – Młoda kobieta? Naprawdę?

      – Mój ojciec też był rozwiedziony, a ja z zasady nienawidziłam wszystkich, które kręciły się koło niego. Nie będę od ciebie wymagać, żebyś mnie pokochała ani nawet żebyśmy zostały przyjaciółkami, ale gdybyśmy chociaż mogły się dogadać, byłoby…

      – Mój ojciec jest wdowcem!

      – A na czym polega marketing produktów farmaceutycznych? – wtrącił Josh.

      – No cóż, odwiedzam lekarzy, aby im przedstawić nowe leki stworzone w laboratorium, dla którego pracuję. Objaśniam im cuda naszych nowych cząsteczek.

      – Oraz ich skutki uboczne… – dodała Hope.

      – Również. Zresztą często nowe leki wyróżnia to, jak bardzo je łagodzą. Właśnie tak poznałam Sama – ciągnęła Amelia.

      – Skutki uboczne… – rzuciła Hope.

      Wreszcie zjawił się jej ojciec.

      – Nie sposób znaleźć miejsce w tej dzielnicy – rzekł, siadając. – Dlaczego wybrałaś restaurację tak daleko od kampusu?

      – Bez powodu – odparła Hope, świdrując wzrokiem Amelię.

      Sam popatrzył na Josha i zesztywniał.

      – Nie przedstawisz mi swojego przyjaciela?

      – Ależ tak, tato, przedstawiam ci twojego zięcia!

      Sama zatkało, odchrząknął więc, o mało się nie dławiąc.

      – Josh – powiedział chłopak, podając mu rękę. – I proszę się nie martwić, tylko ze sobą chodzimy.

      – Dokąd chodzicie? – dopytywał się ojciec Hope.

      – Do licha, Sam! – skarciła go Amelia. – Gdzie twoje maniery?

      Sam uścisnął Joshowi dłoń i zatopił wzrok w menu.

      – Co tu mają dobrego? Mam nadzieję, że ich kuchnia jest warta takiej długiej drogi – oznajmił.

      – Daniem dnia jest świńska pierś, pychota – palnęła Hope.

      Amelia, która nie pojęła złośliwej aluzji, pożałowała, że nie może jej spróbować, jest wegetarianką, z miłości do zwierząt, wyjaśniła.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

Скачать книгу