(Nie)pamięć. Марк Леви
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу (Nie)pamięć - Марк Леви страница 15
Jego język zsunął się do jej pępka, musnął wzgórek łonowy i uda, następnie wyruszył ochoczo na dalszą wycieczkę.
– Doskonały… to odpowiednie słowo – jęknęła Hope.
Nazajutrz wieczorem Josh i Hope poszli do kina. Luke właśnie wracał sam, gdy zwolnił i zrównał się z nim motor. Kierowca wręczył mu kask. Luke usiadł z tyłu, po czym motocykl rozpłynął się w mroku nocy.
Zatrzymał się po dwudziestu minutach przed drogą restauracją na drugim końcu miasta.
Luke zeskoczył na chodnik, oddał kask właścicielowi i wkroczył do lokalu.
Rozpoznawszy siedzącą przy barze postać, zajął miejsce na wysokim stołku.
Flinch pstryknął palcami, dając barmanowi znak, by obsłużył gościa.
– Pański posłaniec powinien być bardziej dyskretny – szepnął Luke.
– Zważywszy na to, o czym mi pan doniósł, nie wydaje mi się, żebym to ja miał pobierać lekcje dyskrecji. Nie podoba mi się ta sprawa. Dobrze pan wie, że cenię w równym stopniu oddanie moich zespołów i umiejętność trzymania języka za zębami.
– Co ja mam na to poradzić? Są zakochani. Nigdy nie widziałem, żeby Josh był aż tak bezbronny.
– Bezbronny?
– Ona ma na niego ogromny wpływ.
– Zdaje się, że nie darzy jej pan sympatią. Chyba że jest zupełnie odwrotnie… Ale ja mam inne zmartwienia niż zaprzątanie sobie głowy studenckimi miłostkami – burknął Flinch, sącząc białe martini.
– Chciałem zaczekać parę dni, zanim panu o tym powiem, ale dokonaliśmy… znacznych postępów.
– To zabawne, jak zmienia pan temat rozmowy. Ale kto pozwolił panu uważać, że do pana należy decyzja, kiedy powiadamiać albo nie powiadamiać o rozwoju pańskich badań? Czy mam panu przypomnieć o zobowiązaniach, jakie pan podjął?
Luke nawet nie tknął kieliszka, który postawił przed nim barman.
– Słucham! – rozkazał Flinch, w którym ciekawość wzięła górę nad pobłażliwością.
Luke spokojnym, aż zbyt spokojnym tonem wyjawił, jak to pobrane z mózgu szczura i oddzielone przez niego neurony spontanicznie połączyły się z powrotem na krzemowych płytkach.
– Imponujące! – gwizdnął Flinch.
– Jutro sieć neuronów stanie się dostatecznie gęsta, żebyśmy mogli zacząć wydawać im polecenia.
Flinch postukał paznokciem w pusty kieliszek, aby barman dolał mu trunku; prawdopodobnie uważał, że gest ten bardziej odpowiada jego pozycji niż zwykła formułka grzecznościowa.
– Jeżeli to zadziała, będzie miał pan zapewniony kolejny rok wśród nas.
– Jeżeli to zadziała, będzie pan musiał zagwarantować całe studia, i to nam obu.
– Wiedziałem, że jest pan zarozumiały, ale żeby aż do tego stopnia…
– Od dziś za miesiąc – ciągnął Luke – przystąpimy do pierwszej próby duplikacji danych na proste koprocesory.
– Mówi pan poważnie?
– A czy kiedyś pana zawiodłem?
– Przyjmijmy… Z tym że nie ma pan bladego pojęcia o naturze danych, jakie będą zawierały pańskie oryginały. Co o tym sądzi pański przyjaciel?
– To samo co ja – odparł Luke, usiłując ukryć, jak bardzo rozdrażniło go pytanie Flincha. – Jeżeli eksperyment potwierdzi naszą teorię, biologiczne komponenty powinny zapamiętać dostarczone przez nas instrukcje. Zaraz po wykonaniu transferu ich elektroniczne odpowiedniki pozwolą komputerowi powielić te same instrukcje. Identycznie jak w doświadczeniu, które nam pan przedstawił, tylko bez odwoływania się do dobrej woli małpy. My zadowalamy się komórkami pobranymi z mózgu szczura. To znaczy na razie – oznajmił z dumą.
– Nie tak szybko, proszę. Miejmy nadzieję, że to zadziała przynajmniej ze szczurem. Co do reszty, zobaczymy. Poza tym nie ma mowy, żeby posunął się pan dalej bez mojej zgody. Począwszy od dzisiaj, żądam codziennego raportu, ale nie przez wewnętrzną sieć Ośrodka. Nadal będzie pan zapisywał wszystko w notesie.
– A jak wytłumaczę Joshowi, że nie publikujemy swoich wyników, chociaż tak nakazuje pański regulamin?
Flinch milczał przez chwilę zamyślony, ze wzrokiem utkwionym w obracanym w palcach kieliszku z gęstym płynem. Odstawił go powoli, a na jego wargach pojawił się uśmiech.
– Proszę powiedzieć, że planuje pan wejście smoka, że chce pan zaczekać do końca eksperymentu, aby w zamian za rezultat wydębić ode mnie opłacenie dwóch lat studiów.
– Zamierzam wydębić o wiele więcej.
– Dlaczego nie? Zawsze może pan eksperymentować w tym kierunku – zakpił Flinch, klepiąc go po ramieniu. – Tymczasem proszę dopilnować, żeby jego dziewczyna nie zburzyła porządku rzeczy. Nie mam nic przeciwko temu, żeby się trochę zabawił, pan zresztą też, to panu bardzo dobrze zrobi, ale niech nic nie odrywa go od pracy. Obaj wiemy, że jego talent jest… Krótko mówiąc, przypuszczam, że pan wie to lepiej ode mnie.
Luke wypił swoje martini i wstał.
– Jeśli naprawdę jest pod wpływem tej dziewczyny, prędzej czy później powie jej o Ośrodku. Nie podoba mi się to – dodał Flinch.
– Czy moglibyśmy jej zaproponować, żeby pracowała z nami?
– To nie takie głupie – rzucił Flinch, wpatrując się przenikliwie w Luke’a.
– Nie sądziłem, że ten pomysł się panu spodoba, spodziewałem się wręcz czegoś przeciwnego.
– Ależ tak, właściwie to doskonały pomysł. Tria zawsze skłaniają do rywalizacji. Jedno przeciw dwojgu, dwoje przeciw jednemu, każde na swój rachunek, za to rzadko trzy serca bijące w jednym rytmie, a jeszcze rzadziej trzy umysły. Rywalizacja budzi gniew, jest źródłem kreatywności, wzmożonej energii. Oczywiście gdyby ta czarująca młoda dama się zgodziła, moglibyśmy zaproponować jej takie same profity jak wam. Co w połączeniu z uczuciami, jakie żywi do pańskiego przyjaciela, mogłoby ją zmotywować. – Flinch zatrzymał Luke’a, kładąc dłoń na jego dłoni. – Jedna rada, a zjadłem na tym zęby. Jeśli inicjatywa wyjdzie od pana, tylko pan na tym skorzysta i zaskarbi sobie jej wdzięczność. Zamiast być szarym pracownikiem, obejmie pan kierownictwo zespołu. A teraz proszę już iść, oczekują mnie na kolacji. Aha, i jeszcze raz brawo, jestem pod wrażeniem pańskich słów, a niełatwo mnie zadziwić. Mam nadzieję, że potrafi pan w pełni docenić ten komplement.
– Jak mam