(Nie)pamięć. Марк Леви
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу (Nie)pamięć - Марк Леви страница 12
– Za to ja zabraniam ci ją skrzywdzić. Jeśli ją zdradzisz, nigdy ci tego nie wybaczę! I schowaj wreszcie tę komórkę, daj jej trochę odzipnąć.
Luke zaparkował przed budynkiem i nie czekając na Josha, wszedł na górę i położył się spać.
4
Hope jadła śniadanie w kafeterii, czytając czasopismo. Josh przyglądał jej się z zewnątrz przez dobrą chwilę, udając, że sprawdza e-maile, dopóki na ekranie nie pojawił się SMS:
Długo jeszcze będziesz tak sterczał przed witryną?
Podniósł głowę, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, Hope się roześmiała. Wszedł do środka.
– Wszystko w porządku? – zapytał, siadając.
– Tylko na tyle cię stać?
– Dobrze spałaś?
– Coraz lepiej…
– Dobra, co powinienem powiedzieć?
– Niezłym początkiem byłoby „Dzień dobry”, ładnym dalszym ciągiem buziak i…
– Wygląda na to, że ty też źle spałaś.
– Nie, wręcz przeciwnie. Prawie osiem godzin bez przerwy, już dawno mi się to nie zdarzyło.
– Ach – westchnął Josh.
– Fajnie było w Salem. Czy to chciałeś usłyszeć?
– Tak. Mogę wiedzieć, co cię gryzie?
– Poza paskudną migreną nic, w dodatku rozmawiałam z ojcem przez telefon. Przyjeżdża w piątek wieczorem.
– A to nie jest dobra wiadomość? Myślałem, że uwielbiasz ojca.
– Uwielbiam go, kiedy nie zjawia się po to, żeby mi przedstawić swoją nową dziewczynę.
– Rozumiem.
– Nie, nic nie rozumiesz.
– Zazdrość jedynaczki?
– To nie ma nic do rzeczy, nigdy nie byłam zazdrosna. Po prostu od śmierci mamy ma talent do spotykania się wyłącznie z lafiryndami.
– Skoro lafiryndy go uszczęśliwiają, co ci to szkodzi?
– Gdyby przynajmniej go uszczęśliwiały… Ale nigdy tak się nie dzieje.
– Zaczekaj, aż ją poznasz, daj jej szansę.
– Jakbym miała jakiś wybór… Rozmawiałeś z Lukiem? Spodziewałam się w nocy SMS-a od ciebie.
– Ja też czekałem na twoją wiadomość.
– Jak on to przyjął?
– No, cieszy się ze względu na nas.
– Naprawdę?
– Twój ojciec zostanie na cały weekend?
– Prawdopodobnie tak, bo co?
– Bo przypuszczam, że się nie zobaczymy, i czas będzie mi się dłużył. Wiem, że jeszcze za wcześnie, by mówić takie rzeczy, Luke wręcz mi to odradzał, ale jestem zbyt wypompowany, żeby udawać.
– Zauważ, że skoro ojciec chce mi przedstawić swoją nową zdobycz, nie widzę powodu, dla którego nie miałabym mu odpłacić pięknym za nadobne.
– Krótko mówiąc, chciałabyś, żebym robił za lafiryndę?
Hope zakrztusiła się herbatą, której łyk właśnie upiła.
– Luke nie mógł ci odradzić wyznania, że beze mnie w weekend czas będzie ci się dłużył…
– Jaki jest twój ojciec?
– Trochę staroświecki, za to wspaniały i nie rób takiej miny, nie zje cię. – Hope popatrzyła na zegarek i wstała. – Zastanawiałam się nad naszą rozmową. Moim zdaniem to nie najlepszy pomysł, żebyśmy razem pracowali.
– A gdybym ci pokazał coś naprawdę niewiarygodnego, dałabyś mi ostatnią szansę, żebym cię przekonał?
– Zawsze możesz spróbować.
– Najpierw musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. Mógłbym mieć poważne kłopoty.
– Syntetyzujecie jakiś narkotyk?
– Szacunek, jakim mnie darzysz, jest wzruszający.
– Co do jednego Luke miał rację: poczucie humoru to nie jest twoja najmocniejsza strona.
– Czyli że rozmawiacie o mnie za plecami?
– Tak samo jak rozmawiamy w tej chwili o nim. Dobra, słucham cię, skoro w tym tygodniu muszę dać szansę wszystkim.
Josh pochylił się ku Hope i pocałował ją.
– Będziesz musiała poczekać do wieczora, a ja nie jestem „wszyscy” – powiedział, oddalając się.
W tej samej chwili Luke opuścił budynek i skierował się na parking. Wsiadł do samochodu, wsunął dłoń pod fotel, wyciągnął spod niego notes, w którym czym prędzej coś zapisał, po czym odłożył go na miejsce. Wyszedł z auta, zatrzasnął drzwi bez blokowania, podniósł umieszczoną w przednim błotniku antenę i popędził do głównej auli.
Gdy Luke pchnął drzwi, profesor Flinch prowadził wykład już od pół godziny.
– Spóźniłeś się – szepnął Josh, przesuwając nogi, by go przepuścić.
Przyjaciel usiadł w ławie i wyjął tablet.
– Coś mnie ominęło?
– Nie, nic specjalnego.
– Gdzie jest Hope?
W rzędzie przed nimi ktoś podniósł rękę.
– Zaspałem – dodał Luke.
Hope odwróciła się i zgromiła go wzrokiem. Luke posłał jej uśmiech i skupił uwagę na Flinchu, który przebiegał palcami po klawiaturze komputera połączonego z projektorem.
– Teraz, kiedy jesteśmy w komplecie i zapanowała cisza – oznajmił profesor, ostro besztając tego, który właśnie przerwał mu wykład – chciałbym wam przedstawić równie imponujący, jak obiecujący eksperyment, który przeprowadziło niedawno sześciu moich studentów. Przyczepili oni do głowy małpy elektrody,