(Nie)pamięć. Марк Леви
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу (Nie)pamięć - Марк Леви страница 13
Ekran za profesorem podzielił się pionowo, by wyświetlić równocześnie dwa filmy. Po lewej Mako machał ręką, po prawej jego ruchy idealnie naśladowała mechaniczna proteza. W sali rozległy się oklaski. Rozradowany Flinch dał studentom znak, by jeszcze przez chwilę powściągnęli entuzjazm.
– Proszę o spokój, najlepsze dopiero przed nami. W pokoju, w którym znajdowała się nasza marmozeta, zainstalowaliśmy ekran, na którym mogła zobaczyć tę sztuczną rękę. Mako był zafascynowany.
Zaintrygowana mina małpy wywołała powszechną wesołość. Nie roześmiała się tylko Hope, która nie widziała nic komicznego w tym, na co skazywano to zwierzę.
– Mako wkrótce zrozumiał, że robot naśladuje każdy ruch jego ręki. I gra ta bardzo go bawiła. Jak sami widzicie na zdjęciach, Mako bez przerwy poruszał ręką, żeby sterować robotem. W gruncie rzeczy czy nie tak właśnie uprzyjemniają sobie czas mali i duzi za pomocą zabawek na pilota?
Kolejny wybuch śmiechu wśród zebranych, lecz oto nagle Mako zastygł i cała sala również zastygła, gdy po lewej stronie ekranu sztuczna ręka gestykulowała nadal, natomiast małpa tkwiła całkowicie nieruchomo.
– A tak, tak, wcale wam się nie wydaje! – wykrzyknął w przypływie zadowolenia Flinch. – Nasza marmozeta potrafi poruszać sztuczną ręką za pomocą samych fal mózgowych.
Studenci wstali i zaczęli bić brawo.
– Możecie sobie wyobrazić, jakie nadzieje budzą wyniki tego doświadczenia – ciągnął gromkim głosem Flinch.
Tym razem rozległa się prawdziwa burza oklasków.
– Pomyślcie, ilu naszych żołnierzy straciło kończyny na polu bitwy. W najbliższej przyszłości znów będą mogli żyć normalnie.
Hope odwróciła się do Josha i Luke’a.
– Jak tak dalej pójdzie, ten nadęty dupek już niedługo każe nam oddać na siebie głos w wyborach prezydenckich – rzuciła z zaciętą miną.
I podczas gdy Flinch zachęcał studentów do przeczytania szczegółowego sprawozdania z eksperymentu, które jego asystenci mieli rozdać po wykładzie, Hope pozbierała swoje rzeczy i podążyła ku wyjściu. Przyjaciele wymienili zdumione spojrzenia, po czym Josh popędził za nią.
Dogonił ją na dziedzińcu i aż musiał chwycić za ramię.
– Co cię napadło?
– Nie mogę uwierzyć, że klaskałeś.
– Przecież to, czego dokonali, jest niesamowite! I nie możesz zaprzeczyć, że obiecujące. Masz pojęcie, ilu niepełnosprawnych pewnego dnia skorzysta na tych badaniach?
– Czy ktoś zapytał Maka o zdanie, zanim przeszczepił mu dodatkową kończynę? Przed chwilą na własne oczy zobaczyłeś pierwszego ssaka z trzema rękami. Jak ci się wydaje, kiedy się zatrzymają? Czy twoim zdaniem to, że według Flincha, jak powiedziałeś, pierwsi skorzystają na jego badaniach żołnierze, to czysty przypadek? Jak myślisz, kto finansuje eksperymenty tego typu?
– Przypuszczam, że wydział, może prywatne laboratoria. A jakie to ma znaczenie? W końcu liczy się rezultat, nie?
– Laboratoria sponsorowane przez medycynę czy wojsko? Po to, żeby leczyć, czy żeby mieć pod dostatkiem mięsa armatniego? Myślisz, że powoduje nimi pragnienie przyjścia im z pomocą? Idźcie rozwalić ziemię, dzieci, a jak któreś straci nogę, damy mu nową. Możemy mu nawet przeszczepić trzecią, zanim wyruszy na wojnę, wtedy będzie jeszcze skuteczniejszy, a niedługo nawet niepokonany.
– Dlaczego robisz studia naukowe, skoro postęp aż tak cię przeraża?
– Nie po to, Josh. Żeby leczyć z chorób, owszem, ale nie po to, żebyśmy zamieniali ludzi w nadludzkie maszyny, nie po to, żebyśmy torturowali zwierzęta, które wykonają to, czego sami już robić nie chcemy. Powiedz, że Flinch nie budzi w tobie bezgranicznego zaufania, powiedz, że nie tylko ja dostrzegam nadużycia, jakie niesie taka przyszłość.
– Zgoda, Flinch nie jest najsympatyczniejszym facetem, jakiego znam, jest zadufany w sobie, ale musisz przyznać, że niesamowity z niego postępowiec. Nie dopatruj się wszędzie zła. To, czego właśnie byliśmy świadkami, może się naprawdę okazać korzystne dla człowieka, trzeba tylko przestrzegać w badaniach zasad etyki. Sami musimy je ustalić.
– A ty w czasach, kiedy NSA podgląda każdy nasz najdrobniejszy e-mail, w świecie, gdzie głos handlarzy bronią zawsze liczy się bardziej niż głos rodziców, którym rozstrzelano dzieci w szkole, wejdziesz na podium i powiesz: „Stop, trzeba ustalić zasady etyki”? Życzę powodzenia. Ale w porządku, kocham cię jeszcze bardziej, bo jesteś naiwny aż do tego stopnia.
– Kochasz mnie?
– Cholera, Josh!
Hope zamilkła. Jej spojrzenie przykuł jakiś ruch na parkingu za nimi.
– Co się dzieje? – zapytał Josh.
– Zdaje się, że tam dalej facet w kasku wgapia się w samochód Luke’a. To jego wóz, prawda?
Camaro znajdowało się w sporej odległości.
Josh wcisnął swoje rzeczy w ręce Hope i puścił się biegiem.
– Nie wygłupiaj się, on może być uzbrojony! – wrzasnęła, pędząc za nim.
Próbowała go złapać, lecz mając zajęte ręce, była na straconej pozycji.
Zanim Josh zdążył dobiec, mężczyzna wsiadł na motor i zniknął.
– I co? – zapytała zdyszana Hope.
Josh okrążył camaro, nie dostrzegł jednak żadnego śladu włamania.
– Nic, wszystko jest OK. Zdecydowanie wszędzie doszukujesz się zła.
– Zapewniam cię, że wyglądał podejrzanie. Przepłoszyliśmy go, zanim zdążył cokolwiek zrobić.
– Prawdopodobnie zamierzał ukraść starego grata Luke’a, a w zamian zostawić mu swój piękny motor.
Hope otworzyła drzwi camara.
– I co ty na to? Są otwarte!
Josh