Rok 1984. Джордж Оруэлл
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rok 1984 - Джордж Оруэлл страница 14
Komunikat Ministerstwa Obfitości zakończył się również sygnałem trąbki; po nim rozległy się blaszane dźwięki muzyki. Parsons, w którym bombardowanie liczbami wzbudziło niesprecyzowany entuzjazm, wyjął fajkę z ust.
– No, Ministerstwo Obfitości rzeczywiście spisało się w tym roku na medal – rzekł, kiwając z uznaniem głową. – Przy okazji, Smith, stary druhu, nie masz przypadkiem żyletki, którą mógłbyś mi odstąpić?
– Niestety – odparł Winston. – Sam od sześciu tygodni używam tej samej.
– Trudno. Ale wolałem się upewnić.
– Przykro mi.
Kwaczący głos przy sąsiednim stoliku, na krótko uciszony przez ministerialny komunikat, teraz wzbił się ponownie, donośny jak uprzednio. Nie wiedzieć czemu, Winstonowi stanęła przed oczyma pani Parsons ze swoimi rzadkimi włosami i zmarszczkami wypełnionymi kurzem. Jeszcze dwa lata, a dzieciaki zadenuncjują ją Policji Myśli. Pani Parsons zostanie ewaporowana. Syme również. I Winston. I O’Brien. Za to Parsons ostanie się na pewno. Tak samo bezoki stwór z głosem kaczki. Ostaną się mali urzędnicy podobni do pluskiew, pomykający tak zwinnie labiryntem ministerialnych korytarzy. Oraz ciemnowłosa dziewczyna z Departamentu Literatury. Zdawało mu się, że intuicyjnie wie, kto zginie, a kto przetrwa, chociaż nie umiałby jasno określić, jakie cechy gwarantują przetrwanie.
Nagle coś gwałtownie wyrwało go z zadumy. Dziewczyna przy sąsiednim stoliku obróciła się nieco i popatrzyła na niego. Była to brunetka z Departamentu Literatury. Przyglądała mu się spod oka z dziwną intensywnością. Zaledwie ich spojrzenia się spotkały, odwróciła wzrok.
Zimny pot zrosił plecy Winstona. Poczuł dreszcz panicznego strachu. Opanował się prawie natychmiast, lecz uporczywy niepokój pozostał. Dlaczego go obserwowała? Dlaczego za nim chodziła? Jak na złość nie pamiętał, czy siedziała już przy tym stoliku, kiedy się zjawił, czy usiadła tam dopiero później. W każdym razie wczoraj, podczas Dwóch Minut Nienawiści, zajęła miejsce tuż za nim, choć było wiele wolnych krzeseł. Najprawdopodobniej chciała sprawdzić, czy krzyczy odpowiednio głośno.
Znów pomyślał, że chyba jednak nie jest agentką Policji Myśli, ale cóż z tego, skoro właśnie szpicle amatorzy są najbardziej gorliwi. Nie wiedział, jak długo mu się przyglądała; mogła przecież obserwować go od pięciu minut, a nie miał pewności, czy przez cały ten czas dostatecznie panował nad mimiką. Oddawanie się rozmyślaniom w miejscu publicznym lub w zasięgu teleekranu było straszliwie niebezpieczne. Każdy drobiazg mógł człowieka zdradzić. Nerwowy tik, podświadomy wyraz troski, zwyczaj mamrotania do samego siebie – cokolwiek, co wyglądało na odstępstwo od normy i mogło sugerować, że ma się coś do ukrycia. Zresztą niewłaściwy wyraz twarzy (na przykład niedowierzająca mina, gdy ogłaszano sukces militarny) stanowił sam w sobie przestępstwo, na które w nowomowie istniało odpowiednie określenie: gębozbrodnia.
Dziewczyna znów odwróciła się plecami do Winstona. Może wcale go nie śledziła; może to czysty przypadek, że dwa dni z rzędu usiadła tak blisko. Papieros mu zgasł, położył go więc ostrożnie na krawędzi blatu, zamierzając dopalić po pracy, o ile niechcący nie wysypie tytoniu. Nawet jeśli dziewczyna przy sąsiednim stoliku jest agentką Policji Myśli – a zatem nim miną trzy dni, Winstona zamkną w lochach Ministerstwa Miłości – to jeszcze nie powód, by marnować spory niedopałek. Syme złożył i schował do kieszeni pasek papieru. Parsons znów się odezwał:
– Czy opowiadałem ci, stary – spytał chichocząc przez zęby zaciśnięte na cybuchu fajki – jak to kiedyś te moje zuchy podpaliły kieckę babie na bazarze, bo zobaczyły, że zawija kiełbaski w plakat W. B.? Podkradły się od tyłu i podpaliły zapałkami! Nieźle była poparzona! Psotne szczeniaki, co? Ale jakie cwane! Przechodzą w Kapusiach pierwszej klasy trening, lepszy nawet niż za moich czasów. Wiesz, w co ich teraz wyposażają? W trąbki do podsłuchiwania przez dziurkę od klucza! Moja mała przyniosła taką do domu przed paroma dniami i wypróbowała na drzwiach do naszego pokoju; oznajmiła, że słyszy dwa razy lepiej, niż kiedy przykłada ucho. Oczywiście, to tylko zabawka. Ale sam przyznasz, że szkoli się ich w słusznym kierunku, nie?
W tym momencie teleekran wydał przejmujący gwizd. Był to znak, że pora wracać do pracy. Kiedy wszyscy trzej poderwali się na nogi, by dobiec do wind, zanim zrobi się przy nich ścisk, reszta tytoniu wysypała się z niedopałka.
6
Napisał w pamiętniku:
Wydarzyło się to trzy lata temu. Natknąłem się na nią ciemnym wieczorem w wąskiej bocznej uliczce w pobliżu dworca kolejowego. Stała przy bramie, pod latarnią, która rzucała tylko nikłe światło. Miała młodą twarz pokrytą grubo makijażem. To właśnie ten makijaż tak na mnie podziałał: twarz zupełnie biała, jak maska, usta jaskrawoczerwone. Kobiety należące do Partii nigdy się nie malują. Oprócz nas nie było nikogo, nie było też teleekranów. Powiedziała, że dwa dolary. Więc…
Przez chwilę nie mógł pisać dalej. Zamknął oczy i przycisnął palcami powieki, żeby wymazać obraz, który powracał w pamięci. Miał ochotę wykrzykiwać najgorsze przekleństwa, walić głową w ścianę, przewrócić kopniakiem stół, cisnąć kałamarz przez okno – zrobić coś gwałtownego, wywołać jakiś hałas lub nawet zadać sobie fizyczny ból, byleby tylko zatrzeć dręczące wspomnienie.
Najgroźniejszym wrogiem człowieka, pomyślał, jest jego układ nerwowy. Napięcie wewnętrzne może w każdej chwili ujawnić się poprzez zewnętrzne objawy. Przypomniał sobie mężczyznę, którego widział na ulicy przed kilkoma tygodniami: był to zupełnie zwyczajny jegomość, na oko poniżej czterdziestki, członek Partii, szczupły, dość wysoki, z teczką w ręce. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów, gdy nagle jakiś skurcz wykrzywił lewą połowę twarzy tamtego. I po chwili znowu, kiedy się mijali, było to tylko drgnienie, w dodatku szybkie jak migawka, ale najwyraźniej zupełnie mimowolne. Winston pomyślał wtedy: dni tego biedaka są policzone. Najstraszniejsze, że gość pewno wcale nie zdawał sobie sprawy ze swojego tiku. Jednakże największym niebezpieczeństwem było mówienie przez sen. A Winston nie wiedział, jak się przed tym ustrzec.
Wziął głęboki oddech i znów podjął pisanie:
Więc wszedłem za nią do bramy i dałem się zaprowadzić przez podwórze do kuchni w suterenie. Pod ścianą stało łóżko, a na stole przyćmiona lampa. Kobieta…
W gardle czuł suchość. Miał ochotę odplunąć. Myśląc o kobiecie z sutereny miał też przed oczami swoją żonę, Katherine. Winston bowiem był kiedyś żonaty – i prawdopodobnie nic się nie zmieniło, bo o ile wiedział, Katherine