Przystanek w Madrycie. Ким Лоренс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przystanek w Madrycie - Ким Лоренс страница 2

Przystanek w Madrycie - Ким Лоренс

Скачать книгу

Wiem. Większość mężczyzn szczerze ci zazdrości. Ale Rosanna uważa, że w głębi serca nie jesteś aż tak pusty, by zadowalać się przelotnymi miłostkami, i szukasz prawdziwej miłości…

      – Zatem prosisz, żebym się zakochał, bo to ułatwi ci sprawę – rzekł już poważnie Emilio. – Przykro mi, jestem w stanie wiele dla ciebie zrobić, ale…

      – No tak. Sam nie wiem, czego się spodziewałem. Ale tak bardzo zależy mi na Rosannie, że zrobiłbym dla niej wszystko. Chcę się ustatkować. Jeśli zechce, to założę garnitur i będę pracował w firmie mojego ojca, o czym on zawsze marzył.

      – Doprawdy?

      – Ojciec byłby szczęśliwy, gdybym przybiegł do niego z podkulonym ogonem. Marzy o przekazaniu mi swojego imperium.

      – Nie jesteś jego jedynym dzieckiem – zauważył przytomnie Emilio.

      – Gdyby Janie była zainteresowana współpracą, to pewnie nie miałbym szans, ale odkąd została twarzą tych słynnych perfum, zależy jej wyłącznie na karierze w reklamie. Choć to trochę dziwne, kiedy twoja młodsza siostra gapi się na ciebie z billboardów i okładek czasopism – odparł Philip.

      – Miałem na myśli Megan – powiedział Emilio.

      Widok znajomej sylwetki przywołał go do rzeczywistości. Przeszukiwał wzrokiem halę przylotów, spodziewając się ujrzeć byłą żonę, a rozmyślał o Megan, i proszę, oto miał ją przed sobą! Rozpoznał ją od razu, mimo że znacznie wyszczuplała i nosiła się ekscentrycznie jak modelka.

      Jakże dobrze ją znał. Nie był skłonny do przesady, a jednak sądził, że rozpoznałby ją nawet po ciemku w pokoju wypełnionym setką ślicznych Angielek!

      Można by niemal uwierzyć w przeznaczenie. Uśmiech triumfu na jego drapieżnej twarzy nie sięgnął oczu skupionych na swej ofierze.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      – Przecież jesteś mi dzisiaj potrzebna!

      Megan nie była zaskoczona irytacją w głosie swojego szefa.

      Charlie Armstrong nie zarobił milionów, dopuszczając, by nieistotne drobiazgi w rodzaju strajku kontrolerów ruchu lotniczego stawały mu na przeszkodzie. Tego samego oczekiwał od swoich pracowników, a w szczególności od córki!

      – Przepraszam, tato.

      – Na co mi twoje przeprosiny? Potrzebuję…

      – Nic na to nie poradzę – przerwała Megan ze spokojem. – Przenocuję w hotelu i przylecę pierwszym porannym samolotem – obiecała.

      – Czyli o której?

      Megan zerknęła na skromny zegarek na szczupłej ręce. Dla niej był bezcenny, należał bowiem do matki, która zmarła, gdy Megan miała dwanaście lat.

      – Pierwszy lot zapowiadają na dziewiątą rano.

      – Za późno! To nie do przyjęcia!

      – Nic na to nie poradzę. Nie mam skrzydeł, a na pociąg i prom zabrakło biletów.

      Przez kilka minut wysłuchiwała gniewnych narzekań ojca, od czasu do czasu pomrukując na zgodę i wtrącając zwięzłe odpowiedzi. Jednocześnie pozwalała się niemal nieść tłumowi ludzi, który szeroką strugą zmierzał do wyjścia.

      Złapanie taksówki będzie pewnie niemożliwe, pomyślała smętnie. Może lepiej przekoczować na lotnisku?

      Ojciec nie przestawał jej przestrzegać i napominać, by ograniczyła zbędne wydatki. Słuchała go, wodząc wzrokiem po tłumie oczekujących.

      Wtem zabrakło jej tchu i wzdrygnęła się cała, rozpoznawszy znajomą postać.

      – O Boże! – jęknęła, chwytając się za serce.

      – Co? Co się stało? – dopytywał się ojciec z niepokojem.

      Megan zamrugała, ale postać nie znikła. Jak dobrze pamiętała tę twarz!

      Młody mężczyzna z ciężkim plecakiem omal się nie wywrócił, gdy Megan bez ostrzeżenia wrosła w ziemię. Posłała mu przepraszające spojrzenie. Irytacja młodzieńca szybko się ulotniła, gdy przyjrzał się jej szczupłej figurze i lśniącym brązowym włosom, okalającym delikatną twarz o porcelanowej cerze.

      – Czy pomóc pani nieść tę torbę? – spytał uprzejmie.

      Megan nie zwróciła uwagi na jego propozycję i oglądała się za siebie, tam gdzie przed chwilą ujrzała znajomego wysokiego mężczyznę.

      Zniknął. Czy był jedynie wytworem jej wyobraźni? Wodziła wzrokiem z prawa na lewo po rozkołysanym morzu głów. Emilio Rios nie należał do mężczyzn, którzy łatwo wtapiali się w tłum.

      – Megan? Co się dzieje?

      – Nic, tato, w porządku – skłamała, zaskoczona swoją gwałtowną reakcją na widok człowieka, który był podobny do kogoś, kto już dawno zapomniał o jej istnieniu.

      Czuła się okropnie. W ciągu kilku sekund cofnęła się w przeszłość i znów była tą samą naiwną i wstydliwą dwudziestolatką co wtedy, kiedy widziała go po raz ostatni. Gdyby była zdolna się poruszyć, rzuciłaby się do panicznej ucieczki, dokładnie tak, jak raz już zrobiła.

      Czyż nie była to oznaka szaleństwa?

      Nie widziała tego mężczyzny przez długie dwa lata. Z pewnością zapomniał i o niej, i o żenujących okolicznościach ich ostatniego spotkania.

      Uskoczyła przed ciężkim wózkiem bagażowym i jeszcze raz zapewniła ojca, że nic się nie stało.

      – Wydawało mi się, że dostrzegłam kogoś znajomego. Muszę już iść. Zadzwonię, jak się znajdę w hotelu.

      – Kogo zobaczyłaś?

      – Emilia Riosa – wykrztusiła przez wyschnięte gardło.

      Ojciec wydał okrzyk zdumienia.

      – To musiał być ktoś podobny do niego. – Była przecież w Madrycie, gdzie roiło się od wysokich przystojnych brunetów. Dlaczego pomyślała, że to właśnie Emilio?

      – Kto wie, to mógł być on – odparł ojciec. – Ma przecież biuro w Madrycie.

      Trudno było wymienić stolicę, gdzie nie istniał budynek należący do Riosów. W świecie finansjery Emilio uchodził za nieprzeciętnie uzdolnionego, choć niektórzy twierdzili, że ma po prostu wielkie szczęście.

      Megan uważała, że aby osiągnąć sukces, potrzeba obu tych cech, a także sporej dawki bezwzględności i arogancji.

      – Niedaleko znajduje się rodzinna posiadłość Riosów – mówił ojciec, a Megan czuła rosnące napięcie.

Скачать книгу