Przystanek w Madrycie. Ким Лоренс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Przystanek w Madrycie - Ким Лоренс страница 4
Emilio chłonął wzrokiem miękkie, kobiece rysy uniesionej ku niemu twarzy Megan. Kolor jej oczu, lśniących niczym topazy, zawsze go fascynował. Miała tak cudownie mleczną cerę, choć teraz powlekał ją lekki rumieniec. Ciekaw był, czy owa kusząca mleczność rozlewa się na całe ciało?
Obserwował, jak Megan przełyka ślinę i lekko potrząsa głową. Otworzyła oczy i uniosła hardo podbródek. Na widok miny: „lepiej ze mną nie zaczynaj”, poczuł dawno zapomnianą ekscytację. Postanowił podjąć wyzwanie.
Megan dobrze znała władczych mężczyzn i ich zazwyczaj kruche ego. Niejednokrotnie udawało jej się ich rozbroić starannie dobranym pochlebstwem lub komplementem.
Ta sytuacja z pewnością nie powinna jej przerastać, więc dlaczego stoi tu jak idiotka, nie mogąc wykrztusić słowa?
Władczy mężczyźni, jak każdy zresztą, lubili słuchać, że są wspaniali. Odetchnęła głęboko i oznajmiła:
– Nie, ani trochę. – Nie zabrzmiało to tak, jak zamierzała.
– Nie znasz mnie, choć wydaje ci się, że jest inaczej.
– Nie mam ochoty cię poznać – odparła z dziecinnym uporem. – A jeśli jeszcze raz ośmielisz się mnie pocałować…
Uniósł brwi i drwiąco się uśmiechnął.
– To co? – spytał z zainteresowaniem.
W milczeniu zmierzyła go wzrokiem. Znów usłyszała jego imię, ale zanim zdążyła się odwrócić, przytrzymał jej twarz palcem. Zadrżała i ze świstem wciągnęła powietrze. Chciała odsunąć jego dłoń, powiedzieć mu, żeby przestał tak na nią patrzeć, ale zabrakło jej czasu, bo Emilio znów ją pocałował. Ciało Megan natychmiast zwiotczało. Gdyby nie podtrzymał jej w pasie i nie przyciągnął do swych twardych ud, osunęłaby się na posadzkę.
Kiedy się od niej oderwał, oddychała z trudem.
– Powiedziałam, żebyś tego nie robił!
– Twoje usta są stworzone do pocałunków. A poza tym lubię wyzwania. – Wyjął jej z ręki komórkę i rzucił do mikrofonu swoje nazwisko. – Ach, to ty, Charles. Tak, jest tu ze mną.
Nie zwracając uwagi na jej nieme protesty, kontynuował rozmowę z jej ojcem.
– Zajmę się nią, oczywiście. – Uchylił się, gdy próbowała mu wyrwać aparat, i żartobliwie pogroził jej palcem. – To dla mnie przyjemność, a nie żaden kłopot. Megan przesyła całusy.
Rozzłoszczonej dziewczynie udało się w końcu wyrwać mu z ręki telefon.
– Tato, nie chcę fatygować pana Riosa… Rozłączył się – wyjąkała, obrzucając Emilia oskarżycielskim spojrzeniem.
– To człowiek bardzo zajęty. Ucieszył się, że ktoś się zaopiekuje jego córeczką.
– Nie potrzebuję opieki i mój ojciec dobrze o tym wie. Zależy mu, żebym była dla ciebie miła ze względu na twoje kontakty… – Poniewczasie uświadomiła sobie swój brak dyskrecji i zacisnęła usta.
Emilio poczuł się zdegustowany. Charles Armstrong wyraźnie nie pojmował, że obowiązkiem ojca była ochrona swoich dzieci. Dla osiągnięcia korzyści był zdolny posłużyć się każdym, nawet własną córką.
– Do jakiego stopnia miałabyś być dla mnie miła?
Megan poczuła się tak, jakby Emilio wymierzył jej policzek. W jej oczach zapłonęły iskry gniewu.
– Ojciec nie oczekuje, że będę szła do łóżka z mężczyznami, na wpływach których mu zależy – odparła oschle.
– Ale nie byłby temu przeciwny?
– Uprawiam seks tylko wtedy, kiedy tego chcę. – Jak dotąd nie czuła takiego pragnienia, ale nie zamierzała dzielić się tym wyznaniem z Emiliem. Zresztą i tak by jej nie uwierzył.
Co za ironia losu! Otoczenie uważało ją za oziębłą, czemu z wygody nie zaprzeczała, za to Emilio sądził, że jest raczej rozwiązła.
Dwa lata temu była mu wdzięczna za pomoc w groźnej sytuacji, która wymknęła się spod kontroli, choć wielką przykrość sprawił jej oschły wykład na temat niewłaściwości podrywania facetów. Ze słów Emilia wynikało, że uważa jej zachowanie za prowokujące i nazbyt swobodne.
A ona nie miała wtedy nawet chłopaka! Facet, z którego łap wyrwał ją Emilio, miał ją odwieźć do domu po przyjęciu z okazji zdania matury, bo chłopiec, który jej to obiecał, upił się i nie mógł prowadzić auta. Skąd niby miała wiedzieć, że jej uprzejmy wybawca także był podpity? I że zamiast odstawić ją prosto do domu, gdzie ojciec urządzał właśnie przyjęcie dla swoich partnerów w interesach, zatrzyma samochód w cieniu drzew przy bramie posiadłości i zacznie się do niej dobierać? Walczyła jak lwica, starając się nie wpadać w panikę. Nagle ktoś szarpnął drzwiami i jej oczom ukazał się Emilio.
Niestety, jej ulga była krótkotrwała…
– A chcesz?
Pogrążona we wspomnieniach tamtego wieczoru, spojrzała na niego oszołomiona.
– Czy chciałabyś się ze mną kochać? – powtórzył.
– A masz milion na zbyciu? – warknęła z furią, zanim zdążyła się powstrzymać.
– Wysoko się cenisz – odparł.
Odrzuciła włosy i mrużąc oczy, szepnęła kusząco:
– Jestem tego warta.
– Być może dojdziemy do porozumienia. Jestem skłonny zapłacić za jakość – odparł przeciągle.
Wpatrywali się w siebie wyzywająco. Napięcie iskrzyło w powietrzu. Zanim jednak te absurdalne w gruncie rzeczy negocjacje mogły potoczyć się dalej, ciszę przerwał wysoki głos.
– Emilio?
ROZDZIAŁ TRZECI
Megan odwróciła głowę. Nieopodal stała drobna czarnowłosa kobieta. Ostatnim razem, kiedy Megan ją widziała, nieznajoma nosiła obrączkę na palcu. Jedynie to się teraz zmieniło.
Rosanna Rios była nadal oszałamiająco piękna. Wyglądała jak krucha figurka z porcelany; różane usteczka, zgrabny nosek, lśniące oczy. Była tak filigranowa, że budziła w mężczyznach instynkty opiekuńcze.
– Wołałam, ale byłeś… – zawiesiła na moment głos – …szalenie zajęty.
Żołądek Megan skurczył się boleśnie na widok pocałunku, jaki Emilio złożył na aksamitnym policzku brunetki.
– Cieszę się, że twoje sprawy tak cudownie się ułożyły – dodała