Przystanek w Madrycie. Ким Лоренс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Przystanek w Madrycie - Ким Лоренс страница 3
– Sądziłam, że uważasz go za snoba.
– Ależ skąd – żachnął się ojciec. – Jest po prostu dumny ze swego pochodzenia. To bardzo stary ród, jego początki sięgają średniowiecza. Wiesz co, twój przystanek w Madrycie to być może całkiem szczęśliwy traf – dodał ojciec z namysłem.
Zaalarmowana zmianą jego nastawienia Megan zadała ostrożnie pytanie:
– Tak uważasz?
– Zadzwonię do Emilia.
Gorący protest Megan został całkowicie zagłuszony przez grzmiącą zapowiedź w głośnikach.
– Straciłem z nimi kontakt po wycofaniu się Luisa z interesów. To doskonała okazja, by ponownie nawiązać stosunki. Jestem pewien, że Emilio znajdzie dla ciebie nocleg.
Megan wydała nieartykułowany pomruk sprzeciwu.
– Riosowie mają silne powiązania z Ameryką Południową, co może nam się bardzo przydać w negocjacjach z Ortegą. A poza tym…
– Nie – Megan ucięła rozważania ojca w pół słowa.
– Jak to nie?
– Nie zamierzam nadskakiwać dla ciebie młodemu Riosowi. To przyjaciel Philipa, nie mój. Ja go nawet niezbyt lubiłam. – Przed dwoma laty Emilio pewnym krokiem zmierzał w ślady swojego nadętego ojca. Obecnie stał się już pewnie jego doskonałą kopią.
Jeśli wszyscy wkoło powtarzają, że jesteś geniuszem, to łatwo uwierzyć we własną nieomylność, a ścielące się do stóp piękne kobiety tylko potwierdzają, że jest się kimś wyjątkowym, pomyślała kwaśno.
– Kiedyś chodziłaś za nim krok w krok.
Zrobiło jej się wstyd na to wspomnienie.
– Nie mam już dwunastu lat, tato. – Jak dobrze pamiętała ten wieczór, kiedy jej starszy brat przyprowadził do domu kolegę, najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego w życiu widziała.
Najpierw był dla niej miły, potem zwyczajnie okrutny.
– Jedno jest pewne, on za mną nie przepada. – To było mało powiedziane. W ciągu dwóch lat wspomnienie jego przykrych, napastliwych drwin zdążyło już nieco przyblaknąć, ale nadal bolało.
– Co ty opowiadasz, Megan? Dlaczego Emilio miałby cię nie lubić? Zapewne nawet cię nie pamięta.
Ta sugestia nie poprawiła jej nastroju.
– Kiedyś liczyłem, że zakocha się w Janie – powiedział ojciec.
Według Megan nie byłoby w tym nic dziwnego. Nieraz z zazdrością obserwowała, jak mężczyźni ślinili się na widok jej pięknej przyrodniej siostry.
– Niestety, jego rodzina zaplanowała dla niego inne małżeństwo, które zresztą okazało się nieudane. W międzyczasie wyrosłaś na ładną pannę, oczywiście nie tak zjawiskową jak Janie.
Megan dawno przywykła do szorstkiej szczerości ojca. Od kiedy wyszczuplała, rzeczywiście częściej przyciągała spojrzenia mężczyzn.
– Posłuchaj, tato, muszę już kończyć… Chwileczkę – dodała i odwróciła się, czując czyjąś rękę na ramieniu.
Zdawkowy uśmiech zamienił się natychmiast w wyraz absolutnej paniki, gdy spojrzała na górującego nad nią mężczyznę.
To dzięki niemu ludzie nagle przestali ją potrącać. Nikt nie pozwalał sobie na to wobec Emilia Riosa. Otaczała go aura stanowczości i siły, którą każdy musiał uszanować.
– To ty! – wykrztusiła spanikowana. Od jak dawna stał przy niej? Czy słyszał jej beznadziejne wynurzenia?
Emilio Rios uśmiechnął się, na co automatycznie rozchyliła wargi. Jak dobrze, że panujący wokół hałas tłumił jej mimowolne westchnienia.
Uśmiech Emilia nie sięgnął jego czarnych oczu. Ujął jej twarz w obie dłonie. W głowie Megan rozpoczęła się istna gonitwa myśli, jej ciało natomiast zastygło jak skała. Czuła jego lekki oddech na szyi i za wszelką cenę usiłowała odwrócić spojrzenie. Na zdrowy rozum było to niemożliwe, ale jednak się działo. To nie był sen, ale bajkowa rzeczywistość. Przez cienki lniany materiał żakietu czuła ciepło płynące z jego ciała.
Zanim zdążyła coś powiedzieć lub zrobić, Emilio schylił głowę i złożył na jej wargach namiętny pocałunek.
Wiedziała, że powinna krzyknąć, kopnąć go albo ugryźć, ale trwała nieruchomo. Co więcej, wtuliła się w jego smukłe ciało i rozchyliła usta, zapraszając go do dalszych pocałunków. Oblał ją żar pożądania tak silny, że aż zakręciło jej się w głowie. Otaczający ich tłum przyblakł, podobnie jak zgiełk lotniska. Pozostał jedynie cudowny smak jego ust.
Potem wszystko skończyło się równie nagle, jak się zaczęło, a ona stała drżąca i oszołomiona, czując się tak, jakby wpadła pod ciężarówkę.
Zacisnęła dłonie w pięści.
– Panie Rios – zdołała wypowiedzieć. – Właśnie rozmawiałam o panu. – Pokazała mu trzymaną w ręku komórkę.
Przez te dwa lata w ogóle się nie zmienił. Był może trochę chudszy, a rysy twarzy stały się nieco bardziej wyostrzone, ale nadal prezentował się wręcz zjawiskowo.
A ty nie jesteś już tamtą Megan, powiedziała sobie w duchu. Jednak przed chwilą cię pocałował.
Emilio stał, czekając, żeby jego oddech się wyrównał, i jednocześnie obserwował wysiłki Megan, która walczyła o opanowanie. Nie patrzyła mu w oczy, w jej niskim głosie pobrzmiewały nuty histerii, a żyły na delikatnej szyi pulsowały.
Emilio także unikał jej spojrzenia. Starał się nie patrzeć na jej kusząco pełne usta. Krew krążyła w jego żyłach wrzącym strumieniem. Doszedł do wniosku, że całowanie się publicznie ma jednak swoje wady.
Megan powtarzała sobie, że często spotyka przystojnych mężczyzn. Może spojrzeć na Emilia i nie zamienić się przy tym w rozdygotaną idiotkę. Nie musi się już obawiać przykrości z jego strony. Nie ma nad nią dawnej władzy.
Gęsia skórka, jaką czuła na całym ciele mimo dusznej atmosfery terminalu, zaprzeczała jej gorączkowym zapewnieniom. Wciąż oddychała z trudem. Chyba musi się pogodzić z tym, że Emilio nigdy nie będzie dla niej zwyczajnym mężczyzną. Co jednak nie oznacza, że powinna mdleć na widok jego miękkich warg.
– Wiem, słyszałem – powiedział.
Przez gwar rozmów i głuche walenie serca Megan przebił się mgliście znajomy głos nawołujący Emilia.
Jeśli nawet go usłyszał, to nie dał tego poznać po sobie.
– Pocałowałeś mnie – wyjąkała.