Luksusowy układ. Yvonne Lindsay
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Luksusowy układ - Yvonne Lindsay страница 5

Wyglądał teraz tak jakoś… mniej królewsko. Urzędową moc zastąpiła aura surowej fizycznej energii.
Ha! Ich niedawna rozmowa to przecież też była wymiana ciosów, może tylko odrobinę ucywilizowana. Ottavia westchnęła, nieprzyzwyczajona do emocji, które teraz ją opanowały.
Nigdy żaden mężczyzna nie pociągał jej do tego stopnia. Prawdę mówiąc, całe życie usilnie pracowała nad tym, by do czegoś podobnego nie dopuścić.
Jej zawód wymaga obojętności. Kurtyzana to ciało do wynajęcia, płatny seks. Pożądanie może być udawane, nikt nie będzie miał pretensji. Profesjonalizm polega na tym, by nie mylić seksu z bliskością i intymnością.
Tej zasady Ottavia przestrzegała bezwzględnie. Jej zadaniem było uprzyjemniać i ułatwiać klientom życie wyłącznie na warunkach, na jakie opiewa kontrakt. I nic poza tym.
Klienta trzeba wysłuchać, czasem pocieszyć, być kimś w rodzaju dyskretnej hostessy. Ale nie wolno poczuć się jego kochanką.
Szczerze mówiąc, nigdy nie miała tego rodzaju pokusy. Instynktownie starała się unikać zawierania umów z mężczyznami, którzy wydawali się jej atrakcyjni. Tak było prościej i łatwiej. Nawet w czasie negocjowania kontraktu z Thierrym, królem Sylvanii, bez wątpienia przystojnym i pociągającym mężczyzną, Ottavii udało się zachować lodowaty chłód. On zresztą od początku nie ukrywał, że jego priorytetem jest nauczyć się od niej podstaw budowania trwałej relacji. Dla dobra przyszłej żony.
Jej obecność w życiu klientów z założenia była czymś nietrwałym. Wiedziała, jak być dla nich znakomitym, wyczulonym na rozmaite potrzeby i wymagania kompanem. Ale to była tylko rola do zagrania, z którą nie wolno jej się utożsamić.
Nigdy więc nie czuła tego co w tej chwili. To było tak, jakby jej skóra nagle zrobiła się za ciasna dla rozedrganej zawartości.
Skrzypnęły drzwi, a ona podskoczyła. Zebrała się w sobie, ale jakie było jej rozczarowanie, gdy do pokoju bez pytania wkroczyła Sonja Novak w towarzystwie lokaja w granatowej liberii, trzymającego w rękach jej laptop i telefon.
Odczuła ulgę. Nareszcie będzie miała dostęp do świata zewnętrznego.
– Oto pani sprzęt – powiedziała chłodno Sonja i ruchem ręki nakazała lokajowi położyć wszystko na mikroskopijnym biurku. – Król Rocco postanowił, że z wi-fi i drukarki będzie pani korzystać u niego na piętrze. Pani komputer został dołączony do zamkowej sieci i przydzielono mu hasło do logowania. Drukarka znajduje się w sekcji biurowej na końcu korytarza.
– Dziękuję – odparła Ottavia uprzejmie.
– Mam nadzieję, że zaufanie, jakie okazał pani król, nie zostanie nadużyte. – Ta uwaga padła z ust Sonji, gdy lokaj opuścił pokój.
– Nadużyte? A niby dlaczego?
– Bo pani nie jest dla mnie osobą w pełni wiarygodną. Panią można kupić, prawda? I liczy się tylko cena. Jak możemy mieć pewność, że nie wykorzysta pani swojej pozycji?
Ottavia postanowiła nie dać po sobie poznać, jak bardzo dotknęła ją ta zniewaga. A może Sonja Novak rozmyślnie chciała ją obrazić?
Postanowiła zareagować na twarde spojrzenie Sonji uprzejmym uśmiechem.
– A teraz, jeśli to wszystko, chciałabym zostać sama, dobrze? – odrzekła i po raz drugi tego dnia pokazała tej kobiecie plecy.
Wiedziała, czym to grozi. W bitwie nigdy nie należy ustawiać się tyłem do przeciwnika. Nie miała jednak ochoty na dalszą konwersację z kimś, kto od początku okazuje jej pogardę.
– Pani Romolo, pewnie myśli pani, że niebycie więźniem daje pani nade mną przewagę. Ale to nieprawda. Radzę ze mną nie igrać, bo może pani tego pożałować. I nie radzę zawieść zaufania króla Rocca.
– Może pani się oddalić – odparła Ottavia.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, postanowiła się zrelaksować. Odetchnęła głęboko i sięgnęła po telefon. Musi pewnie odpowiedzieć na mnóstwo wiadomości. Włączyła aparat, ekran jednak nie rozjaśnił się. Rozładowany, jasne.
Nie szkodzi. W walizce ma ładowarki.
Podłączyła do prądu telefon i laptop. Na widok ogromnej liczby komunikatów w poczcie głosowej ścisnęło się jej serce. Odsłuchiwała każdy po kolei z prawdziwym bólem. Policzki miała mokre od łez. Drżącą ręką odłożyła telefon. Czy ma teraz zadzwonić do Adriany?
Serce podpowiadało jej, że tak, choć rozum doradzał ostrożność. Wieczór to nie jest dobra pora na takie telefony. Po rozmowie opiekunka Adriany całą noc będzie zdenerwowana. Tak, lepiej zadzwonić jutro rano.
Po odłożeniu komórki na nocny stolik Ottavia zabrała się za laptop. Gdy go włączała, zastanawiała się, czy bez jej wiedzy przeglądano jego zawartość. Na bank. Podobnie z telefonem. No cóż, nie ma nic do ukrycia, pocieszała się, choć fakt, że użyto wobec niej przemocy, nadal budził jej frustrację.
No tak, ale teraz jest inaczej. Przebywa tu z własnej woli, to jej wybór. I wykonuje swoją pracę.
Gdy otwierała wzór umowy, na jej ustach błąkał się uśmieszek. Wpisała datę, pewne fragmenty wzmocniła, inne skasowała. Gdy stwierdziła, że dokument przybrał satysfakcjonującą postać, wysłała go do druku.
Z ponurym grymasem przyjęła potwierdzenie swoich podejrzeń: była podłączona do pałacowej drukarki, a więc oczywiście ktoś musiał grzebać w jej komputerze. Na szczęście nie trzymała w nim żadnych poufnych informacji o poprzednich klientach.
Wyszła z pokoju, by poszukać wspomnianej sekcji biurowej. Nawet teraz, stąpając po dywanach na korytarzu, odnosiła wrażenie, że dopuszcza się czegoś niedozwolonego. Jakby nie do końca wierzyła, że już nie jest więźniem. Bo i faktycznie, zgodnie z drukowanym właśnie kontraktem nie będzie mogła w najbliższym czasie opuścić tego miejsca.
Co za ironia.
Niby jej wybór, a i tak wszystko zależy od suwerena.
Drukarki znajdowały się dokładnie w miejscu określonym przez Sonję Novak, która zresztą z widoczną irytacją przystała na swobodne poruszanie się Ottavii po zamku. Cóż, swoboda rzecz względna. Ottavia nie miała wątpliwości, że jest dyskretnie śledzona.
Liczne porozmieszczane tu i ówdzie kamery mówiły same za siebie.
Postanowiła się nie śpieszyć. Skrupulatnie zwiedziła pomieszczenie, przyjrzała się wszystkim urządzeniom, powoli brała z podajnika drukarki kartki papieru i demonstracyjnie przebiegała je wzrokiem, choć ich treść była jej dobrze znana. Potem rozłożyła je na dwie kupki, wzięła do ręki spinacze i starannie skompletowała dwa egzemplarze umowy. Po czym zadowolona wróciła do swojego pokoju.
Ciągle był wczesny wieczór i do wyznaczonej na wpół do dziesiątej randki z królem miała jeszcze sporo czasu.