Marzenie Zuzanny. Agnieszka Biegaj
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Marzenie Zuzanny - Agnieszka Biegaj страница 2
– No właśnie to mnie niepokoi. Coś przede mną ukrywa. Zawsze wszystko o sobie wiedzieliśmy, a teraz musi mieć jakieś kłopoty, a nie chce powiedzieć, o co chodzi.
– Z tą powagą też mu do twarzy – orzekła Żaneta. – Ogólnie fajny z niego facet, nie uważasz?
– To mój kuzyn, właściwie jak brat, nie patrzę na niego w taki sposób – odpowiedziałam chyba trochę za ostro. – Poza tym myślałam, że cały czas będziesz mówić tylko o swoim narzeczonym. Ten to dopiero jest zabójczo przystojny!
– Pewnie, że to ciacho! Dlatego jest moim narzeczonym. Ale John też jest interesujący. Niby taki niepozorny, raczej mało przystojny, ale ma swój urok. I te błękitne oczy, takie głębokie i przejrzyste…
– Tylko się za bardzo nie zagłębiaj – mruknęłam ironicznie. – Też mam błękitne oczy, możesz patrzeć w moje.
Żaneta spojrzała na mnie z politowaniem, ale nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo właśnie wrócili John i Maciek. Pogratulowałam Żanecie i Maćkowi zaręczyn i uściskałam ich serdecznie.
Tworzyli uroczą parę. Żaneta wysoka, z naturalnie kręconymi kasztanowymi włosami i brązowymi oczami i Maciek – wysoki, przystojny brunet.
– Za rok spotykamy się na naszym ślubie – powiedział Maciek.
– W lipcu – dodała Żaneta. – Akurat oboje skończymy studia i będziemy mogli zacząć nową drogę życia.
– A ty, John, już obroniłeś pracę, prawda? – zapytał Maciek.
John kiwnął głową, a Maciek kontynuował:
– To co będziesz teraz robił? Masz już jakąś robotę na oku, czy będziesz się pławił w luksusach? W zasadzie nie musisz pracować.
– Oczywiście – odpowiedział John ironicznie. – Będę się wylegiwał na plaży i podrywał panienki w bikini. Weź, stary, to nie jest życie dla mnie. Wolę być taki jak Marek – skromny i nie obnoszący się z bogactwem. Korzystać z pieniędzy, ale nie podporządkowywać im swojego życia. Zresztą pieniądze to nie wszystko – zakończył patrząc na mnie jakimś smutnym wzrokiem.
– Jasne – mruknął Maciek. – Dla tych, co je mają.
– Zuziu, wyglądasz cudownie – rozczuliła się moja mama, przytulając mnie delikatnie, żeby nie pognieść mojej kreacji.
Sama wyglądała olśniewająco, ale ja zawsze widziałam, że jest piękną kobietą. Podobno odziedziczyłam po niej urodę. Szczupła blondynka z niebieskimi oczami. Męski ideał. Ciekawe… Dlaczego w takim razie nie zakochał się we mnie żaden z tych przystojnych chłopaków, za którymi oglądałam się w liceum i na studiach? Taki na przykład Paweł, kolega z uczelni, marzenie każdej dziewczyny. Studia kończą się za rok i jeśli teraz nikogo nie poznam, może być już tylko gorzej. Zawsze pozostaną mi serwisy internetowe – pocieszałam się – no i może dzisiaj wykorzystam swój wygląd i poznam Francuza, z którym do końca życia będę jeść ślimaki i popijać szampana pływając jachtem dookoła świata.
– Jesteś niepokojąco przystojną niewiastą, Zuzieńko – powiedział mój, jak zawsze szarmancki tato i roześmiał się na widok miny mamy.
– Ty też, kochanie – dodał uspokajająco.
W doskonałych humorach udałyśmy się z mamą do garderoby cioci Hanki, żeby pomóc jej w ubieraniu. Właśnie wyszła od niej stylistka, która wcześniej czesała i malowała też mnie, moją mamę i Żanetę.
– Zawsze chciałam mieć garderobę – powiedziała do mnie mama. – A teraz będziemy ją mieć w naszym nowym domu.
– Nowym domu? – Zamrugałam oczami. – O czymś mi nie powiedziałaś, mamo! – Wlepiłam w nią oskarżycielsko wzrok.
– Och, właśnie ci mówię – broniła się. – Marek kupił nowy dom pod Wrocławiem, z dwiema dużymi sypialniami, pokojem gościnnym, wielkim salonem, potężną łazienką i garderobą. On i Hanka będą przyjeżdżać tylko na wakacje i święta, więc my będziemy tam mieszkać.
– To cudownie! – wykrzyknęłam, ale zaraz się zastanowiłam. – Dwie duże sypialnie – powtórzyłam. – A ja co? Będę spała w salonie przy kominku, czy w pokoju gościnnym?
– Właśnie tę najlepszą wiadomość zostawiłam na koniec. – Mama uśmiechała się promiennie. – Zostawimy ci nasze mieszkanie. Będziesz miała sypialnię, salon, a w trzecim pokoju możesz urządzić gabinet, albo…
– Garderobę – uzupełniłam słabym głosem. – Mamo, chyba zaraz zemdleję – westchnęłam, a potem chwyciłam moją mamę w objęcia i odtańczyłyśmy taniec radości przed pokojem cioci Hanki.
Możliwe, że trochę pogniotła mi się piękna suknia, którą miałam na sobie, ale to nie na mnie będę zwracać uwagę wszyscy goście, tylko na nowożeńców. Oczywiście oprócz tego nieprzyzwoicie przystojnego Francuza, największego ciacha wśród ciach, którego wkrótce poznam i który uraczy mnie najgorętszym francuskim pocałunkiem na świecie.
– To prawdziwy cud, że ciocia Hanka zemdlała w tym kościele – powiedziałam nabożnie. – Powinniśmy może ufundować tam jakąś figurę, albo obraz. Przecież gdyby nie to, własne mieszkanie kupiłabym za dziesięć lat i to z potężnym kredytem, a nie garderobą.
Śmiejąc się wpadłyśmy do garderoby cioci, która miała szalenie wymyślną fryzurę i wygląd zakochanej bez pamięci nastolatki.
– Och, jestem taka szczęśliwa! – zawołała na nasz widok. – Po śmierci Remka nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek będę – dodała poważnie.
– Ciociu – powiedziałam uroczyście – chciałam ci gorąco podziękować, że raczyłaś zemdleć w tym małym kościółku i uczynić też nasze życie jeszcze szczęśliwszym.
Roześmiałyśmy się głośno i uściskałyśmy serdecznie.
Rozdział 2.
Wyznanie
Ciocia Hanka i Marek brali ślub w polskiej parafii w Paryżu, a wesele odbyło się w ogrodzie w posiadłości Marka.
– Coś ci jest, prawda? – zapytałam Johna, kiedy po szalonym tańcu usiedliśmy przy stoliku.
Byliśmy przy nim sami i mogliśmy szczerze porozmawiać.
– Jesteś chory i nic mi nie powiedziałeś? – zaniepokoiłam się.
– Nic mi nie jest – uspokajał mnie mój kuzyn. – Jestem zupełnie zdrowy i świetnie się bawię.
– To mnie wcale nie przekonało. Znam cię od zawsze i widzę, że coś jest nie tak.
Naprawdę wyglądał niewyraźnie, odkąd tu przyjechaliśmy, a w kościele był taki blady. Przypomniałam sobie, jak w kawiarni w Paryżu Żaneta zachwycała się urokiem Johna i nagle mnie olśniło.