Jesteś moja dzikusko. Agnieszka Lingas-Łoniewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Jesteś moja dzikusko - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 3
– Czy zamierzasz zabrać tę całą makulaturę? Mamy świetnie wyposażoną bibliotekę, nie ma potrzeby obciążać samochodu jakimiś rupieciami – dodałem z przekąsem.
– To nie są żadne śmieci, tylko moje ulubione książki i płyty! – powiedziała z mocą. – Nie wątpię w wyposażenie twojej biblioteki, ale to są moje osobiste rzeczy i chyba mam prawo je zabrać?
– No tak, masz, jasne, pozbieraj jeszcze po sąsiadach, na pewno mają kilka kartonów makulatury – mruknąłem obojętnie.
– Nie omieszkam przejść się po wszystkich piętrach – odpowiedziała ze słodkim uśmiechem i wróciła do pakowania.
– Hm, jak myślisz, ten kwiat zmieści się do twojego samochodu? – zapytała po chwili.
– Jaki kwiat? – Podniosłem na nią wzrok.
– Mój ukochany fikus – odpowiedziała, wskazując na jakieś drzewo.
– Chyba żartujesz?!
– Jak na to wpadłeś, panie wszechwiedzący? – odparła, krzywiąc się. – Sprawdzam tylko, czy jest coś, co sprawi, że pozbędziesz się tego kija od szczotki, który wystaje ci z tyłka!
W mgnieniu oka znalazłem się przy niej, opuściłem głowę, żeby znaleźć się na wysokości jej twarzy, i słodko wysyczałem:
– Nigdy nie będziesz w stanie się o tym przekonać, sierotko Marysiu! – powiedziałem te słowa, zanim zdążyłem przemyśleć ich znaczenie.
Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, nie mrugając ani przez chwilę.
– Myślę, że trafnie to ująłeś – szepnęła i wyszła do swojego pokoju.
Cholera jasna, powinienem ugryźć się w jęzor!!! Ale teraz nic już z tym nie zrobię, usiadłem więc na łóżku, założyłem słuchawki i zamknąłem oczy.
Po jakimś czasie wróciła mama z Aleksem, przedstawiając nam plan działania na jutro i informując Natalię o tym, co udało się im załatwić.
– Tak więc, kochanie, jutro po południu jedziemy do domu – zakończyła z uśmiechem. – Widzę, że spakowałaś już część książek. Tony zaraz zaniesie je do samochodu.
– Jasne, i nie zapomnijmy o tym drzewie – mruknąłem.
– Co? Nieważne, synu, zanieś te kartony. Natalko, czy masz coś jeszcze?
– Tak, jeszcze jeden karton z moimi narzędziami do decoupage’u.
– A, no tak, to twoja pasja, wiem, dobrze, weźcie to zatem i zanieście do samochodu, jutro nie będzie za wiele czasu na pakowanie się – rozporządziła, jak zawsze stanowczo, moja matka.
Wziąłem diabelsko ciężki karton z książkami, ruda wzięła mniejszy i wyszliśmy. Schodziliśmy w milczeniu po schodach. Czułem się wyjątkowo głupio, gdyż nigdy nie przeżywałem jakichkolwiek wyrzutów sumienia w związku ze sprawieniem komuś przykrości. Wyznawałem zasadę: co cię nie zabije, to cię wzmocni. Jednak idąc za tą rudowłosą, drobną dziewczyną, która przeżyła już tak dużo i dźwigała na swych barkach o wiele więcej, niż to, co mieścił niesiony przez nią karton, czułem, że jestem egoistycznym, bogatym dupkiem. Ominąłem ją i odwróciłem się raptownie.
– Ekhm, słuchaj, Nata, sorry za tamto – powiedziałem, chociaż nie ukrywam, że przyszło mi to z trudem.
Stała przede mną, będąc niemal równą ze mną wzrostem, gdyż była stopień wyżej, a jej zielone oczy ciskały gromy.
– Nie wysilaj się, wiem, że ja, tak samo jak moja matka, jestem dla ciebie zerem, nie musisz udawać tak jak przed swoją mamą! Nic od ciebie nie chcę, to twoi rodzice postanowili się mną zaopiekować, i jestem im za to bardzo wdzięczna. Mam zamiar skończyć szkołę, zdać maturę i wyjechać na studia do innego miasta, aby was, a zwłaszcza ciebie, nie obciążać swoją obecnością. Myślę, że przez półtora roku damy radę schodzić sobie z drogi? Potrafisz? Bo ja na pewno! – Ominęła mnie i zaczęła szybko schodzić w dół.
– Jasne, że dam radę, będzie to dla mnie czysta przyjemność! A poza tym to będzie tylko pół roku, bo po wakacjach wyjeżdżam na studia do Stanów! – rzuciłem w kierunku jej pleców, schodząc równie szybko jak ona, co przy wadze kartonu nie było takie proste.
W milczeniu zapakowaliśmy pudła do samochodu, starając się na siebie na patrzeć.
– Słuchaj, powiedz cioci, że będę za godzinę, idę pożegnać się z koleżanką, tutaj obok, jakby co, to mam telefon przy sobie – powiedziała, patrząc na mnie jakbym był przeźroczysty.
– Okej – odpowiedziałem i ruszyłem w stronę domu.
Po przyjściu położyłem się spać i nawet nie słyszałem, kiedy wróciła.
Nazajutrz, z samego rana, mama pojechała z Natalią i Aleksem na spotkanie z dyrektorem liceum, w którym uczyła się Natka, a ja zadzwoniłem do Radka.
– Siema, Radosław, przyjacielu z piaskownicy.
– Stary, wróciłeś już? U Barta szykuje się niezła impra, kiedy będziesz we Wrocku?
– Rado, wracam dzisiaj, ale późnym wieczorem, jutro się zobaczymy.
– Tony, i jak twoja nowa szesnastoletnia siostrzyczka?
– Wyluzuj, stary, po pierwsze ona ma prawie siedemnaście lat, nie jest moją siostrą i już jej nie lubię, ani ona mnie. Nie wiem, jak wytrzymam z nią w jednym domu, stary.
– Całe szczęście, że masz duży dom. Dobra, pogadamy jutro, daj znać, czy będziesz u Barta.
– Na pewno będę.
– Wiesz, możesz wziąć swoją sios… to znaczy tę Natalię, oczywiście jeśli jest ładna, he, he, he.
– Jest ła… Kurczę, zamknij się, Rado, a co to ma za znaczenie, nie będę pieprzoną baby-sitter żadnej panny z problemami.
Odwróciłem wzrok i zobaczyłem stojące w wejściu moją matkę i Natalię. Matka patrzyła na mnie z wyrzutem, a Natalia spoglądała gdzieś obok, jakby wcale mnie nie było.
– Eeee, cholera, Rado, muszę kończyć, jutro się zdzwonimy, narka.
– Ciociu, pójdę spakować resztę rzeczy – powiedziała Natalia do mojej matki i wyszła.
– Dobrze, kochanie. – Mama zmrużyła oczy, co znaczyło, że jest zła.
– Piękny występ, nie ma co, zachowujesz się jak gówniarz! – rzuciła mi w twarz ze złością, upewniwszy się, że Natalia wyszła. – Nie spodziewałam się, że w tej tragicznej sytuacji będę jeszcze musiała martwić się o ciebie i o twoje zachowanie. Jeżeli tak wygląda