Jesteś moja dzikusko. Agnieszka Lingas-Łoniewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Jesteś moja dzikusko - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 7
O kurczę, wyglądała jak zgnębiona ofiara prześladowań. Podszedłem do niej i niezdarnie ją przytuliłem. Poczułem, że zesztywniała w moich ramionach.
– Nie wiem, czy cię dobrze rozumiem, ale wiem, że moja mama zrobi wszystko, żebyś była szczęśliwa, bo bardzo kochała twoją mamę, i wiem, że kocha też ciebie. Wszystko się ułoży, zobaczysz. – Pogłaskałem ją po włosach, wtulając w nie twarz. Wreszcie… Tak jak chciałem.
Odsunęła się gwałtownie i ze zmienioną twarzą wyszeptała:
– Już ze mną dobrze, dziękuję, ale wolałabym, żeby nasze stosunki pozostały bratersko-siostrzane.
Zaskoczyła mnie i momentalnie poczułem, że ogarnia mnie złość.
– Aha, widzę, że masz większy problem, niż myślałem! Jeśli chcesz wiedzieć, to stawiając ciebie i mnie obok siebie, możesz być pewna, że ŻADNE stosunki nie będą wchodziły w grę! Jutro dwadzieścia po siódmej w garażu, dobranoc i życzę owocnego płakania! – warknąłem, zatrzaskując drzwi od mojego pokoju.
Cholera jasna! Co ona sobie myślała? Że na nią lecę czy co? Było mi jej naprawdę żal, wiem, że zareagowałem niefajnie w świetle moich poprzednich obietnic, ale co to miało znaczyć? Te jej słowa? Nic nie rozumiałem, czułem się głupio, byłem zły na nią, a wściekły na siebie, rzuciłem się tak, jak stałem, w ręczniku na łóżko i długo się kręciłem, zanim udało mi się zasnąć.
ROZDZIAŁ 3
Nazajutrz obudziło mnie pukanie do drzwi. Natalia delikatnie je uchyliła i powiedziała cicho:
– Już siódma.
Po czym zamknęła je równie delikatnie.
Zerwałem się jak oparzony. Nie nastawiłem budzika w komórce, a przez to, że wróciłem późno i jeszcze po tej akcji przed łazienką nie mogłem zasnąć. Tak więc teraz wyglądałem, jakbym wczoraj imprezował w Mantrze co najmniej do trzeciej nad ranem. Wziąłem szybki prysznic, włożyłem dżinsy i koszulkę i zbiegłem na dół. Była siódma piętnaście.
– Dzień dobry, synku, w kuchni masz śniadanie. Ja już lecę, bo muszę być z samego rana w biurze. Powodzenia, dzieci! – krzyknęła mama i już jej nie było.
Zajmowała się w firmie Tolland Corporation sprawami związanymi z PR, a także była dyrektorem generalnym na Europę Wschodnią.
Wpadłem do kuchni, Honorata rzuciła mi słodkiego rogalika, bo wiedziała, że na nic innego nie mam już czasu, założyłem kurtkę i buty, złapałem plecak i wbiegłem do garażu.
Natalia stała oparta o moje auto, włosy miała jak zwykle zaplecione w warkocz, dżinsy, bluza, kurtka, wysokie kozaki, zero makijażu. Nie przypominała żadnej z dziewczyn, które znałem, ale muszę przyznać, że była naprawdę ładna. Nie, to mało powiedziane, była oryginalna, tak, oryginalna i efektowna. A gdyby nad sobą popracowała, mogłaby być naprawdę niezłą… wiadomo.
– Wskakuj – rzuciłem. – Już i tak jesteśmy spóźnieni.
– No wiesz, ja tu byłam o siódmej dwadzieścia – odparła i uśmiechnęła się złośliwie.
– No wiesz, ja też bym był, gdybym w nocy nie musiał ratować zagubionych dusz i jeszcze zbierać za to cięgów. – Uśmiechnąłem się równie złośliwie, wyjeżdżając na drogę.
– Gdybyś nie uznał za pewnik, że ta zagubiona dusza ulegnie twojemu niewątpliwemu czarowi, to może poszedłbyś spać o normalnej porze.
– Dosyć! Kobieto, czy ty musisz mieć zawsze ostatnie zdanie?! – Sam nie wiedziałem, czy jestem wkurzony, czy też bawi mnie ta słowna gra.
– Staram się, zresztą wiesz, przebywając z tobą, mam zamiar dojść do perfekcji – powiedziała ze śmiechem.
– No dobra, rozbawiłaś mnie, masz szczęście – mruknąłem. – Zaraz będziemy w szkole. Pokażę ci, gdzie jest sekretariat, pani Alfons zaprowadzi cię do twojej klasy. Takie są zasady.
– Pani Alfons? To jej imię? – zapytała z niedowierzaniem.
– Nie, na imię ma Stanisława, ale ma chyba z siedemdziesiąt lat i z dumą nosi wąsy, mówimy na nią pani Wąs-Alfons. Ale jest fajną babką, wszystko można u niej załatwić. Aha, będziesz w klasie z Martą – dodałem, gdy wjeżdżaliśmy już na parking.
– No, ta wiadomość jest super, już mam zacząć być niewidzialna? – zapytała z przekąsem.
– Wyluzuj, uwierz mi, że Marta będzie twoją najlepszą przyjaciółką – oznajmiłem i zaśmiałem się.
– Taaa, nie wątpię, nie zapytam tylko, co musiałeś zrobić, żeby to mogło się stać?
– Nie pytaj. – Znów się zaśmiałem. – Nie jestem w stanie pilnować cię przez cały pobyt w szkole, a Marta dużo tu znaczy, więc będziesz tak jakby nietykalna. A uwierz mi, wszyscy czekają na twoje przybycie. Oto adoptowana siostra Wielkiego Tony’ego. – Zaśmiałem się po raz trzeci, zbliżając się do wejścia.
– Nie jestem adoptowana – sprostowała. – Ach, no tak, zapomniałam, że ty jesteś Big Tony. Super – mruknęła.
– Dobra, nieważne, chodźmy do sekretariatu. – Chwyciłem ją za rękę, bo zamierzała pójść w przeciwną stronę. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, spojrzałem na nią z ukosa, ale szybko odwróciła głowę.
– Już widzę sekretariat, myślę, że sobie poradzę, zobaczymy się na przerwie, okej? – Powiedziała, nadal na mnie nie patrząc.
– Okej, trzymaj się, jak coś, to pisz do mnie esa. – Uśmiechnąłem się do niej i wreszcie na mnie spojrzała. Bała się, to widać, ale była zbyt dumna i uparta, aby prosić mnie o pomoc. W porządku, idź, panno złośnico, zobaczymy, jak sobie poradzisz.
Popatrzyłem, jak wchodzi do sekretariatu, i ruszyłem w stronę mojej klasy. Zobaczyłem wpatrzony we mnie tłum ludzi. Wszyscy wyraźnie obserwowali mnie i Natalię.
– Spadać stąd, seans skończony – warknąłem i wszedłem do sali języka angielskiego.
– Stary, niezła ta twoja sis.
– Tolland, ty to się potrafisz urządzić.
– Musisz ją wziąć na imprę do Barta.
Super, niewybredne komentarze moich ćwierćinteligentnych kolegów były mi teraz bardzo potrzebne!
– Hej – rzuciłem, siadając koło Radka, który miał durnowato pocieszną minę. – Co się szczerzysz, debilu?
– Stary, ja? Ja nic nie mówię, he he. – Śmiał się głupkowato i patrzył na mnie dziwnie.
– O co