Królewsko obdarowany. Emma Chase
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królewsko obdarowany - Emma Chase страница 3
Olivia poleciała wczoraj do Wessco, z czego naprawdę szczerze się cieszę. Zasługuje na to, by była wielbioną, rozpieszczaną i adorowaną przez przystojnego, sprośnego księcia o złotym sercu. Liv należy się cały świat, nawet jeśli tylko przez trzy miesiące.
Będę jednak cholernie za nią tęsknić.
Jest jeszcze jeden szczegół… nie spałam przez całą dobę. Nie zmrużyłam oka. I jeśli przeszłość jest prologiem, w przyszłości czeka mnie jeszcze wiele nieprzespanych nocy. Chodzę do ostatniej klasy szkoły średniej, muszę uczyć się do egzaminów, mam kilka projektów do dokończenia oraz zajęcia pozalekcyjne. To czas, w którym powinnam szaleć, by mieć później co wspominać – a teraz w dodatku muszę prowadzić interes.
Kto by miał czas na pieprzony sen?
Podgłaśniam muzykę na telefonie i wrzucam do ust łyżkę rozpuszczalnej kawy, po czym popijam kwaśne, szorstkie granulki łykiem czarnego zimnego kawowego naparu. Rozpuszczalna świetnie działa, jednak nie podajemy jej u nas, bo jest obrzydliwa. Jest skuteczna i wydajna. Uwielbiam kofeinę. Kocham ją. Energię, pobudzenie. Poczucie, że jestem zaginioną kuzynką Wonder Woman i nie ma rzeczy, której nie zdołałabym zrobić.
Zaryzykowałabym wstrzyknięcie jej sobie w żyły, gdyby tylko się dało.
Pewnie sięgnęłabym też po metamfetaminę, gdyby nie skończyło się to zgniłymi zębami, zrujnowanym życiem i prawdopodobnie śmiercią przez przedawkowanie. Jestem licealistką, nie kretynką.
Przełykam ohydny życiodajny roztwór i skupiam uwagę na melodii, kręcę biodrami, poruszam ramionami, podrzucając wielobarwne włosy. Obracam się na palcach i potrząsam pośladkami, mogę nawet wywijać jak baletnica – choć zapytana, zaprzeczę – a wszystko to przy blacie podczas wykładania pysznych, świeżo pokrojonych owoców na ciasta w blachach i rozwałkowywania posypanych mąką kul. Przed otwarciem kawiarni muszę przygotować dwadzieścia cztery ciasta.
Ciasta według przepisów naszej mamy są tym, z czego znana jest Amelia i dzięki czemu nie poszliśmy na dno już wiele lat temu. Przygotowywaliśmy ich około tuzina, ale gdy rozniosły się wieści o romansie siostry z następcą tronu Wessco, fanki rodziny królewskiej, psychostalkerki oraz umiarkowanie zainteresowani przechodnie zaczęli nagle pojawiać się na naszym progu.
Biznes kwitnie, co ma swoje plusy i minusy. Mamy nieco więcej pieniędzy, choć podwoiła się konieczna do wykonania praca, a ponieważ siostry tu nie ma, siła robocza została uszczuplona o połowę. Właściwie więcej niż połowę – bardziej o trzy czwarte, ponieważ tak naprawdę to Olivia za wszystko odpowiadała. Do niedawna całkowicie się obijałam. Właśnie dlatego pozostawałam nieugięta w kwestii jej wyjazdu do Wessco, dlatego zarzekałam się, że zdołam stanąć na wysokości zadania i poradzę sobie ze wszystkim, gdy jej nie będzie. Wiedziałam, że byłam jej dłużniczką.
I jeśli mam dotrzymać umowy, muszę ruszyć tyłek i zapieprzać.
Rozsypuję mąkę na cieście i wałkuję je ciężkim drewnianym wałkiem. Kiedy ma idealny kształt i odpowiednią grubość, obracam wałek i śpiewam do jego rączki – jak w programie Idol.
– Wołają Gloriaaa… – Obracam się. – Ach, ach, ach!
Bez namysłu biorę zamach i rzucam wałkiem jak tomahawkiem… prosto w głowę faceta stojącego na progu kuchni.
Faceta, którego wejścia nie słyszałam.
Faceta, który z niezwykłym opanowaniem chwyta wałek w locie jedną ręką, nawet się nie wzdrygając, gdy ten znajduje się zaledwie centymetr od jego idealnej twarzy.
Gość przechyla głowę w lewo i wygląda zza wałka, by spojrzeć na mnie smętnymi, brązowymi oczami.
– Niezły rzut.
Logan St. James.
Ochroniarz. Twardziel. Najseksowniejszy gość, jakiego widziałam, wliczając w to mężczyzn, których znam z książek, filmów i seriali – zarówno krajowych, jak i zagranicznych. Stanowi perfekcyjną mieszankę chłopaka, który mógłby chodzić do mojej szkoły, z niebezpiecznie seksownym i kusząco tajemniczym mężczyzną. Gdyby połączyć w jedną osobę komiksowego Supermana, Jamesa Deana, Jasona Bourne’a i jakiegoś gościa o gładkiej, wymuskanej brytyjsko-szkockiej aparycji i z wesscońskim akcentem, wyszedłby nam pieprzony Logan St. James. A ja właśnie próbowałam znokautować go przyborem kuchennym – mając na sobie spodenki od piżamy z postaciami z bajki Rick i Morty, koszulkę z Kubusiem Puchatkiem, którą posiadam od piątego roku życia, i kapcie ze SpongeBobem Kanciastoportym.
No i nie mam stanika.
Nie żebym miała co nim zakrywać, mimo to…
– Jezus, Maria i wszyscy święci! – Chwytam się za serce, jak starsza pani z rozrusznikiem.
Logan marszczy brwi.
– Tego jeszcze nie słyszałem.
Cholera, widział mój taniec? Widział podskoki?
Boże, daj mi umrzeć.
Ciągnę za przewód od słuchawek, wyrywając je z uszu.
– Co jest, koleś?! Rób jakiś hałas, gdy wchodzisz, żeby dziewczyna wiedziała, że nie jest sama. Mogłeś mnie przyprawić o atak serca. I mogłam cię zabić swoimi zajebistymi umiejętnościami ninja.
Unosi się jeden kącik jego ust.
– Nie, nie mogłaś.
Odkłada wałek na blat.
– Pukałem do drzwi, by cię nie przestraszyć, ale byłaś zbyt zajęta swoim… występem.
Czerwienię się. Chciałabym rozpuścić się w kałużę na podłodze i wniknąć do wnętrza ziemi.
Logan wskazuje na drzwi kawiarni.
– Nie są zamknięte na zasuwkę. Wydawało mi się, że Marty miał wymienić zepsuty zamek.
Odwracam się z ulgą, że nie muszę na niego patrzeć, i wyciągam nową blokadę z szuflady – będącą wciąż w opakowaniu.
– Kupił, ale mieliśmy tyle roboty, że nie miał czasu zamontować.
Logan bierze ją ode mnie i obraca