Królewsko obdarowany. Emma Chase
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królewsko obdarowany - Emma Chase страница 5
– Cześć, stara. Gotowa do wyjścia?
– Tak, za pięć minut.
Marlow pochodzi z zamożnej rodziny. Jej tata zarządza funduszem hedgingowym i jest fiutem. Jej mama jest piękną i smutną kobietą, która nie rozstaje się z kieliszkiem pinot grigio. Nie posłali córki do prywatnej szkoły, mimo że ich na to stać, ponieważ chcieli, by dziewczyna miała „charakter”. Odznaczała się bystrością ulicy.
Nie wiem, czy to wynik publicznego systemu nauczania, czy też naturalnie jej to przyszło, ale jeśli miałabym postawić kasę na laskę, która będzie rządzić światem, zdecydowałabym się na Marlow.
– Frontowe drzwi są zamknięte, co się stało?
– Logan naprawił zamek – mówię.
Jasnoczerwone usta w kształcie serca rozciągają się w szerokim uśmiechu.
– Dobra robota, Kevinie Costnerze. Powinieneś jej przykleić klucz do czoła, chociaż i tak by go zgubiła.
Ma ksywki również dla innych, jej ulubiony ochroniarz Tommy Sullivan wchodzi chwilę później, na co dziewczyna rzuca:
– Cześć, Smakołyku. – Nawija miodowe kręcone włosy na palec, wysuwając biodro i przechylając głowę, jak pin-up girl.
Flirciarz Tommy puszcza do niej oko.
– Cześć, śliczna nieletnia dziewuszko. – Kiwa głową do Logana i uśmiecha się do mnie. – Lo… Dzień dobry, panno Ellie.
– Cześć, Tommy.
Marlow wysuwa się naprzód.
– Trzy miesiące, Tommy. Trzy miesiące, aż będę dorosła, a wtedy cię uwiodę, wykorzystam i porzucę.
Ciemnowłosy diabeł szczerzy zęby w uśmiechu.
– To pomysł na idealną randkę. – Wskazuje na tylne drzwi. – A teraz, jesteśmy gotowi na zabawny, pełen nauki dzionek?
Jeden z ochroniarzy zaczął odprowadzać mnie do szkoły, gdy prasa, a także wszyscy wokół, zwariowali na punkcie wciąż niepotwierdzonego statusu związku Olivii i Nicholasa. Ochrona pilnuje, by nikt mnie nie zaczepiał, a gdy pada, wożą mnie w kuloodpornym samochodzie, więc to naprawdę cudne.
Zabieram z lady cholernie ciężką torbę.
– Nie wierzę, że wcześniej o tym nie pomyślałam. Ellie, powinnaś wyprawić dziś wielką imprezę! – mówi Marlow.
Tommy i Logan, nawet gdyby ćwiczyli, nie mogliby się lepiej zsynchronizować, mówiąc:
– Nie ma mowy.
Marlow unosi ręce wewnętrzną częścią dłoni do góry.
– Powiedziałam „imprezę”?
– Wielką imprezę – poprawia Tommy.
– Nie, nie ma mowy. To znaczy, chodziło mi o to, że powinnyśmy zaprosić przyjaciół, z którymi mogłybyśmy spędzić czas. Kilku przyjaciół. To rozsądne. Niemal jak… grupa, z którą mogłybyśmy się uczyć.
Bawiąc się naszyjnikiem, odpowiadam:
– Dobry pomysł.
Urządzanie imprezy podczas nieobecności rodziców to licealny rytuał. A po tych wakacjach Liv prawdopodobnie nigdzie już nie pojedzie. Teraz albo nigdy.
– To okropny pomysł. – Krzywi się Logan.
Wygląda trochę strasznie, gdy ma ten grymas, mimo to nadal jest seksowny. Zapewne jeszcze seksowniejszy.
Marlow podchodzi o krok, nie obawiając się niczego.
– Nie możesz jej zabronić, nie na tym polega twoja praca. To podobna sytuacja do tej, kiedy bliźniaczki Busha zostały złapane w barze z fałszywymi dokumentami albo gdy Malia, córka Obamy, została przyłapana na paleniu zioła na festiwalu Coachella. Chłopaki z Secret Service nie mogły ich powstrzymać. Ochroniarze mieli tylko pilnować, by nie zginęły.
Tommy wkłada ręce do kieszeni, jest wyluzowany, będąc jednocześnie twardzielem.
– Możemy zadzwonić do jej siostry. Założę się, że powstrzyma ją nawet przez ocean.
– Nie! – Wzdrygam się. – Nie, nie kłopoczcie Liv. Nie chcę jej martwić.
– Moglibyśmy pozabijać deskami pieprzone drzwi i okna – sugeruje Logan.
Przesuwam się przed dwóch ochroniarzy i próbuję się bronić.
– Rozumiem, dlaczego się przejmujecie, okej? Ale mam pewne motto. Pragnę wyssać cytrynę.
Tommy wytrzeszcza oczy.
– Co wyssać?
Śmieję się, kręcąc głową. Chłopcy to głupole.
– Znasz powiedzenie: „Kiedy życie daje ci cytryny, zrób lemoniadę”? Cóż, chcę osuszyć te cytryny.
Żadnemu to chyba nie imponuje.
– Chcę przeżyć jak najwięcej, doświadczyć wszystkiego, co ma do zaoferowania świat, bez względu na to, czy to dobre, czy też złe. – Unoszę nogawkę jeansów, by pokazać kostkę, na której mam wzór cytryny. – Widzicie? Kiedy skończę osiemnaście lat, zrobię sobie prawdziwy tatuaż, który będzie mi przypominał, by żyć tak mocno, szybko, intensywnie, jak tylko zdołam, i by nie brać niczego za pewnik, a zaproszenie tu dziś przyjaciół stanowi element tego postanowienia.
Przeskakuję wzrokiem pomiędzy nimi. Tommy mięknie – czuję to. Logan to jednak nadal nieprzenikniona ściana.
– Impreza będzie mała. Cicha, przyrzekam. Wszystko będzie pod kontrolą. A poza tym, cały czas tu będziecie. Co może pójść nie tak?
Wszystko.
Cholera, wszystko idzie nie tak.
O wpół do jedenastej wieczorem kawiarnia wypełniona jest osobami stojącymi ramię w ramię. I nie znam żadnej z nich. Na stolikach stoją puste butelki po piwie i mocniejszych trunkach, w kuchni śmierdzi marychą. Jakim cudem się w to wpakowałam? Dlaczego mnie to spotkało? I gdzie, u licha, jest Marlow?
Przepycha się obok mnie marynarz.
Tak, prawdziwy pieprzony marynarz – jak Popeye – cały ubrany na biało. A nie ma nawet święta floty!
– Też go widzisz? – mamroczę do Logana, który tak mocno się złości, że ten grymas na twarzy może mu zostać na zawsze. A i tak byłby cholernie seksowny.
– Mówiłem, że to zły pomysł – warczy.
Tupię.