Aremil Iluzjonistów: Uwikłani. Alicja Makowska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Aremil Iluzjonistów: Uwikłani - Alicja Makowska страница 13

Aremil Iluzjonistów: Uwikłani - Alicja Makowska

Скачать книгу

słabości pozwalała ujawniać się tylko w bezpiecznej strefie, jaką były ciemność i samotność. Wiele razy Ellen słyszała w nocy jej płacz. Wiele razy po dźwiękach poznawała, że dręczy ją bezsenność. Luv często znikała jej z oczu, ale były także chwile, gdy bez słowa patrzyła na Ellen, jakby trwała między nimi głucha nić porozumienia.

      I tak w rzeczywistości było. Ellen wiedziała dokładnie, co dręczy kuzynkę. Luv nie mogła ich zawieść. Bała się tego. Bała się rozczarowania w oczach wszystkich. Choć narzekała na klan i twierdziła, że nikt jej tutaj nie rozumie, choć tak często sprzeczała się z ojcem, wcale nie miała zamiaru zawieść. Ani ojca, ani klanu, a w szczególności mistrza. Nie chciała zawieść też brata, w końcu jej osiągnięcia były dla niego poprzeczką, którą Den miał przeskoczyć.

      Bała się tego o wiele bardziej niż śmierci. Bo było bardziej realne. Bliższe.

      Klan uznawał Luv za perełkę, ale jej nie rozumiał. Ellen nie umiała sobie wyobrazić tej presji. Wiedziała, że ona nie byłaby w stanie jej sprostać.

      Jeszcze ta przedwczorajsza kłótnia. Potwierdzała tylko, jak bardzo napięta atmosfera panowała w ich domu. Ilekroć Luv i wuj znajdowali się w jednym pomieszczeniu, rzucenie pojedynczego słowa mogło skutkować wybuchem. Ellen dusiła się w tych czterech ścianach. Jeśli już wychodziła z domu, to tylko po to, by włóczyć się bez celu. Ale długie, bezcelowe spacery i monotonia zlewających się godzin doprowadzała ją do apatii i ponurych myśli.

      Od czasu do czasu odwiedzali ich członkowie klanu pragnący osobiście pogratulować dziewczynom. Po pierwszych kilku wizytach ciocia Namier oszczędziła córkom irytacji i ilekroć otwierała drzwi obiecywała, że przekaże słowa gości. Luv była jej chyba bardziej wdzięczna niż Ellen, którą te drobne uprzejmości nawet cieszyły.

      Wedle obserwacji Ellen, Luv chciała odciąć się od wszystkiego, co w najmniejszym stopniu wiązało się z klanem. Niczym ognia unikała ojca i Domu Spotkań. Czasem wychodziła i znikała na kilka godzin. Robiła to jednak tak sprawnie, że nikt nie potrafił powiedzieć, kiedy dokładnie wyszła i ile czasu jej nie było. Nawet Ellen tego nie wiedziała, chociaż dzieliły jeden pokój. Zresztą ta wiedza nie była Ellen do niczego potrzebna. Nie śledziła kuzynki i sama wiedziała najlepiej, jak słodko smakowała chwila samotności, zwłaszcza w tym czasie.

      Dzisiaj miało być jednak inaczej. W południe powinna zjawić się delegacja z Natamiru i goście ze Wschodu. Ich przybycie miało otworzyć ceremonię Odliczania do Egzaminu. Była to tradycja, bez której egzamin nie miał prawa się odbyć. Ot, mała uroczystość, podczas której prezentowano widowni uczestników i lider kraju gospodarzy odpieczętowywał wejście do Lasu Rebeliantów. Ceremonia, w przeciwieństwie do egzaminu, miała skromny, informacyjny charakter. To właśnie po niej odpowiednie służby przygotowywały festiwal, na którym widownia zażywać miała zabaw w oczekiwaniu na wyniki egzaminu. Rozstawiano pole namiotowe, szykowano parkiety taneczne i kramy z loteriami i ludowymi grami.

      Egzamin był świętem. Nieużywanie przygotowanych zabaw było jego obrazą.

      Ludzie solidaryzowali się z uczestnikami właśnie poprzez uczestnictwo w nich. Ich obecność i czuwanie, umilone przez przygotowane niespodzianki, było częścią wieloletniej tradycji. Wiele osób ściągało z daleka, by spędzić te pięć dni, świętując wraz z innymi. Ludzie przyjeżdżali całymi rodzinami, z malutkimi dziećmi, by wziąć w tym udział. Nawet ubożsi przybywali wozami wraz z własnymi namiotami.

      Członkom rodzin uczestników były one zapewnione, podobnie jak ważnym osobistościom, które zadeklarowały się stawić. Oprócz noclegu na miejscu przygotowywano smakowite posiłki, a w pobliżu czuwali uzdrowiciele. Wszystko po to, by przez pięć dni i nocy nie oddalać się od poligonu. Ellen wiedziała, że ciocia zgodziła się poprowadzić lazaret na terenie festynu. Postawiono go głównie z myślą o uczestnikach egzaminu, ale przez pięć dni oczekiwania miano w nim leczyć drobne przypadłości świętujących.

      Ellen podniosła się z łóżka. Cieszyła się, że ceremonia Odliczania przypada na dzisiaj. Przynajmniej miała jakiś cel, by stanąć na nogach.

*

      – Spójrzcie, jaką ma rozanieloną minę.

      – Jakby mógł, to by wyszedł z siebie i do niej podbiegł.

      – Tsss… trochę powagi. – Luv uciszyła Ellen i Yaxiela.

      Cała trójka stała w pierwszym rzędzie widowni, w najbardziej wysuniętym na lewo skrzydle, więc dobrze widzieli cały przebieg ceremonii Odliczania. Komitet powitalny na czele z mistrzem stał u stóp drewnianej sceny zbudowanej przed szeregiem budynków, które składały się na zaplecze poligonu. Powoli zbliżała się ku nim delegacja z Natamiru prowadzona przez Ajdę Turman.

      – Chciałbym, ale duszę się przez tę chustę. – Yaxiel wsunął dwa palce pod splot materiału i próbował poluźnić supeł.

      – Cud, że ją w ogóle zawiązałeś – dogryzła mu Luv, oglądając się na biały halsztuk, otaczający szyję Yaxiela. Chusta była oficjalnym elementem uroczystego stroju żołnierskiego, ale Luv musiała przyznać, że Yaxiel wyglądał w niej nieco komicznie. Może jej odczucie wynikało z tego, że wiedziała, jaki przyjaciel ma charakter.

      Delegacja przechodziła właśnie obok nich. Ajda szła miękkim krokiem. Była ubrana w zielony, skórzany mundur z kolorystycznie dobraną stójką zasłaniającą prawy policzek. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na groźną przeciwniczkę. Szczupła postura ciała wskazywała raczej na wątłą siłę fizyczną, ale iluzjonistów nie można mierzyć taką samą miarą co żołnierzy. Jej potężny talent skrywały umalowane czarnym węglikiem oczy.

      To samo tyczyło się idącej u jej boku uczennicy, Theran, z którą, zależnie od dyktanda losu, mogło im przyjść skrzyżować ostrza. To głównie na niej Luv skupiła spojrzenie. Poznała uczennicę liderki osobiście i swego czasu wydawała jej się sympatyczną dziewczyną. Teraz, gdy spojrzała w ich kierunku, Luv ścisnęło w dołku.

      – Dziewięć na dziesięć – mruknął Yaxiel.

      – Co? – szepnęła Ellen.

      – W skali od jednego do dziesięciu, daję jej dziewięć.

      – Czyżby? A czego jej brakuje do perfekcji?

      – Nie jest… – Ugryzł się w język, by nie dodać „tobą”. – Nie jest na tyle dobra, by mnie pokonać – wybrnął.

      Widocznie Yaxiel zbyt pochopnie uznał ją za nieszkodliwą. Luv pokusiła się jednak o realną ocenę sytuacji. Theran mogła być groźną przeciwniczką. Spędziła pięć lat, ucząc się pod okiem najlepszej iluzjonistki w Natamiru. Podczas gdy ich mistrz miał pod opieką troje podopiecznych, Ajda całą uwagę skupiała na jednej uczennicy. Luv wolała nie myśleć, jakie konsekwencje mogą się z tym wiązać.

      – Jak zwykle nad wyraz pewny siebie – skomentowała.

      Delegacja zrównała się z gospodarzami egzaminu. Luv spojrzała ponad witającymi się na drewnianą scenę. Nie była to pokaźnych rozmiarów reprezentacyjna platforma. Właściwie tworzyło ją zaledwie kilkanaście przybitych niemalże byle jak desek. Jeśli dopisze jej szczęście, stanie tam wraz z innymi szczęściarzami na prezentacji żywych.

      Zapewne z tamtego miejsca jej przyszłość będzie rysować się w piękniejszych barwach.

Скачать книгу