Aremil Iluzjonistów: Uwikłani. Alicja Makowska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Aremil Iluzjonistów: Uwikłani - Alicja Makowska страница 16

Aremil Iluzjonistów: Uwikłani - Alicja Makowska

Скачать книгу

widziałam cię rozeźlonego.

      Minaro pod spokojną miną, uwięził kłębiące się emocje. Upajał się tą chwilą, zastanawiając się, czy może przedłużyć ją w nieskończoność.

      – Wierz mi, Ajdo, jesteś lekarstwem na wszelkie moje złości i wady.

      Liderka Natamiru ani przez moment nie poczuła skrępowania. Wręcz przeciwnie. Podobało jej się to, jak bardzo jej schlebiał. Mógłby tak mówić bez końca…

      – Już kiedyś mi to powiedziałeś – zauważyła, po czym splotła dłonie na balustradzie i utkwiła w nich wzrok. – Ale wtedy myślałam, że to tylko jednorazowe wyznanie postrzelonego człowieka.

      Minaro przechylił lekko głowę.

      – Pamiętasz, jak spotkaliśmy się po raz pierwszy?

      – Oczywiście.

      – Przyjechałem do Natamiru świeżo po objęciu stołka – kontynuował, jakby nie słyszał jej odpowiedzi. – Miałem spotkać się z waszym liderem. Na miejscu dowiedziałem się, że pana Hashira rozłożyła jakaś zakaźna choroba i w rezultacie do spotkania nie doszło. Wasz Sztab chciał mnie czymś zająć, aby mój przyjazd nie był bezowocny. Armia urządziła defiladę. Miałem dokonać czegoś w rodzaju „przeglądu wojsk”. – Wyciągnął rękę i ujął jej dłoń, chcąc, aby na niego spojrzała. – Stałaś w pierwszym rządzie iluzjonistów. Niecierpliwie dreptałaś w miejscu, bo było ci zimno – rzekł. – Od razu przykułaś moją uwagę.

      – Zapamiętujesz takie szczegóły? – zapytała, udając zaskoczenie.

      – Jeśli tylko dotyczą ciebie, tak – odparł.

      Ajda nieznacznie się przysunęła.

      – Szedłeś przed siebie dumnym krokiem wraz z obstawą. Trzymałeś dłoń na mieczu, by dodać sobie animuszu, bo wcale nie czułeś się tam pewnie – wyrecytowała szybko, zaciskając palce na jego ręce. – Ubrany byłeś w czarną pałatkę z elegancko zaczesanymi włosami, a twoje znudzone spojrzenie błądziło bez celu, dopóki mnie nie zobaczyłeś.

      Teraz to Minaro wytrzeszczył oczy.

      – Jak…?

      Nie dała mu dokończyć. Wspięła się na palce i złożyła na jego ustach pocałunek.

*

      Organizacja lazaretu zajęła Namier cały poranek i większą część myśli, spychając wszelkie zmartwienia na drugi plan. Było tyle do zrobienia! Mistrz konfraterni wyznaczył ją na Pierwszą Uzdrowicielkę, więc ciążyła na niej odpowiedzialność za całą placówkę, która właśnie powstawała od zera.

      Punkt uzdrowień składał się z czterech dużych namiotów. Po ich rozbiciu należało rozłożyć posłania, przystosować wnętrza do przeprowadzania zabiegów i rozpakować zaopatrzenie z konfraterni po uprzednim odpowiednim ich pogrupowaniu. Namier miała do dyspozycji tylko siedmiu czeladników i jedną starszą uzdrowicielkę, czekało ich więc sporo pracy.

      Jakby tego było mało, wszyscy dookoła byli tak podekscytowani zbliżającym się egzaminem, że już, przez nieuwagę, doszło do kilku wypadków. Na szczęście Namier zawsze była w pobliżu i poza kilkoma stłuczeniami nikomu nic poważniejszego się nie przytrafiło. Od ostatniego wypadku uzdrowicielka podwoiła czujność i ganiła wszystkich przyłapanych na pogaduchach o egzaminie. Najczęściej była to wymiana zasłyszanych plotek lub typowanie wyników, których dla własnego spokoju wolała nie słyszeć.

      Z powodu całego tego zamieszania kręciło się jej w głowie, ale cieszyła się, że praca odciąga ją od ponurych myśli. Kiedy przybył ostatni transport z konfraterni, Namier skinęła głową woźnicy i przywołała dwie czeladniczki. Dała każdej po worku do niesienia i posłała je przodem. Zniknęły jej z pola widzenia tak szybko, jakby ktoś je gonił. Namier nie musiała zgadywać, bo dobrze wiedziała o czym rozmawiały. Plotkowały o egzaminie.

      Uzdrowicielka westchnęła w duchu i schyliła się, by podnieść z ziemi skrzyneczkę z miksturami, gdy wtem nad jej uchem, rozległo się pytanie:

      – Nie przydałaby się pani pomoc?

      Namier podniosła wzrok i zobaczyła, że głos należał do przystojnego mężczyzny w białym fraku, idealnie skrojonym. Mógł mieć czterdzieści lat tak jak ona, ale szarmancki uśmiech z pewnością go odmładzał.

      – Właściwie to nie powinnam dźwigać – zaczęła i zaraz pożałowała tych słów, bo nieznajomy przerzucił laseczkę w drugą dłoń i odebrał z jej rąk pudło. Poczuła się niezręcznie.

      – Ależ naprawdę nie trzeba…

      – Gdzie to zanieść?

      – Zaraz przyszłyby po to czeladniczki! – Próbowała jeszcze oponować, ale spojrzał na nią takim wzrokiem, że aż się zarumieniła. – Zaprowadzę pana.

      Ruszyli w stronę głównego namiotu medycznego.

      – Tak właściwie chciałem tylko zasięgnąć języka – odezwał się po chwili nieznajomy. – Obserwowałem panią od rana i muszę przyznać, że zna się pani na organizacji ludźmi.

      – Tak się akurat złożyło, że dostałam tę placówkę. Nigdy wcześniej nie musiałam takich rzeczy robić. Nie wiedziałam, że to tyle kłopotu, gdy trzeba pilnować wszystkich wokoło. Przydzielać im zadania, a potem jeszcze biegać i pilnować, czy wszystko zrobili dobrze. Nie wiedziałam, że to tyle zachodu.

      Mężczyzna zaśmiał się cicho.

      – Też coś o tym wiem. Bycie przełożonym to ciężki kawałek chleba. Nie polega to niestety na samym wydawaniu rozkazów.

      – Ma pan taki dziwny akcent – zauważyła, ignorując ciekawskie spojrzenia dokoła. – Obcokrajowiec?

      – Aż tak to słychać? – zafrasował się. – Tak. Jestem obserwatorem z Myrii. Przyjechałem doglądać organizacji egzaminu, a przy okazji uczestniczyć w dobrej rozrywce.

      Namier westchnęła leciutko.

      – Ta dobra rozrywka kosztuje mnie sporo nerwów.

      – Czyżby pani serce było zaangażowane w te zmagania?

      – Tak. Moja córka i wychowanica podchodzą do egzaminu.

      – Mogę poznać godność córki?

      – Luv Incerno.

      – Ach! – Nabrał łapczywie powietrza w płuca. – To moja faworytka.

      Namier uśmiechnęła się zaskoczona. Nie wiedziała co powiedzieć. Na szczęście nieznajomy przejął inicjatywę i zadał następne pytanie:

      – Wychowanica zgaduję z równie słynnym nazwiskiem? Ellen Incerno, jeśli mnie pamięć nie zwodzi?

      – Zgadza się – przytaknęła Namier. Zeszli na udeptaną błotnistą ścieżkę. W polu widzenia znalazł się, zasłaniany do tej pory wielkim proporcem, lazaret. Na szczycie najwyższego namiotu powiewał znak konfraterni uzdrawiaczy:

Скачать книгу