Aremil Iluzjonistów: Uwikłani. Alicja Makowska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Aremil Iluzjonistów: Uwikłani - Alicja Makowska страница 18
– Każdy z was uda się teraz za swoim przewodnikiem. Macie kilka chwil na pożegnanie się z najbliższymi. Egzamin uważam za otwarty. – Minaro przeciął ręką powietrze, jakby przed nim rozciągała się niewidzialna wstążka. – Powodzenia.
Yaxiel spakował obie flary do plecaka i jeszcze raz upewnił się, że wszystko ma, a Bliźniacze Ostrza zwisają swobodnie u pasa. Jego przewodniczka oddaliła się na kilka kroków, by dać mu czas na pożegnanie. Tylko że Yaxiel nie bardzo miał z kim się żegnać. Mistrz nie schodził ze sceny, a jego koledzy z Kwater byli obecni gdzieś w tłumie. Ze wszystkimi pożegnał się wcześniej. Rozejrzał się za dziewczynami. Zobaczył, jak Luv chłodnym skinieniem głowy żegna się z ojcem. Ellen była przytulana przez ciocię. Po chwili, usłyszał jak Den beztrosko klepie obie siostry w plecy i mówi:
– Widzimy się na prezentacji żywych! Nie zapomnijcie się stawić.
Yaxiel uśmiechnął się pod nosem i po chwili zobaczył, że Den szczerzy się i macha w jego stronę. Odmachał mu trochę zaskoczony.
Po chwili obie Incerno podeszły. Nie musieli się żegnać, gdyż wedle planu rozstawali się tylko na moment.
– To widzimy się… – zaczęła Luv.
Yaxiel ścisnął jej rękę.
– Nie kończ. Mam wrażenie, że podsłuchują. – Wzrokiem wskazał na trzymających się razem kandydatów ze Wschodu.
– Pewnie mają podobny plan – wtrąciła Ellen.
W tym momencie do Luv zbliżyła się jej przewodniczka. Skinęła głową na kandydatkę. Już czas, mówiło jej spojrzenie.
– Nie dajcie się – rzuciła Luv na odchodne.
Ruszyła za przewodniczką. Kątem oka uchwyciła pożegnanie Ellen i Yaxiela oraz jak się rozdzielili. Rozpoczęło się rozstawianie zawodników. Przewodniczka Luv uparcie milczała, a iluzjonistka nie czuła najmniejszej ochoty, by przerwać tę ciszę. Miała już serdecznie dość pożegnań, życzeń i filozoficznych sentencji.
W miarę jak oddalały się od terenu festynu, nikła wrzawa podekscytowanych tłumów. Gdy dotarły na miejsce, zewsząd otaczała ich niemal grobowa cisza. Zeszły z wydeptanej ścieżki i przeszły kawałek w wysokiej do kolan trawie. Nie była to główna brama, lecz jedno z wejść pobocznych. Przewodniczka otworzyła zapieczętowany przesmyk.
– Czekamy na dzwon – poinformowała ją. Egzamin musiał rozpocząć się jednocześnie dla wszystkich. A zawodnicy musieli dotrzeć do wyznaczonych dla siebie pozycji startowych. Luv nie wiedziała skąd startują pozostali. Miała nadzieję, że Yaxiel i Ellen nie rozpoczynali na drugim końcu poligonu, bo mogliby szukać się przez cały dzień.
Nerwowo przeskakiwała z nogi na nogę. Minęła kolejna długa chwila. Luv miała już ochotę przysiąść sobie na trawie, gdy z oddali napłynął do nich dźwięczny ton dzwonu. Przewodniczka chwyciła ją za ramię.
Dzwon zaśpiewał trzykrotnie.
ROZDZIAŁ V
ZIELONY NIEPOKÓJ
Trzeci dzień egzaminu
Kolejny dzień zmagań toczył się w spokojnej, trochę leniwej atmosferze. Słońce obniżyło się lekko, szykując się do snu. Organizatorzy egzaminu i cała ekipa pomocnicza wycofali się, oddając pole do popisu bardom i grajkom z konfraterni minstrelów. Drewnianą scenę zajęli muzykanci. Wokół rozstawionego parkietu nieustannie kręciły się tańczące pary. W powietrzu słychać było dźwięki lutni pomieszane z piskiem bawiących się w berka dzieci, a także wyczuwało się zapachy przyrządzanych w pobliżu potraw.
Namier siedziała w bujanym fotelu przed namiotem, który przydzielono jej, Nestorowi i Denowi. Miała stąd bardzo blisko do lazaretu, więc gdyby działo się cokolwiek, co wymagałoby jej interwencji, zjawiłaby się tam w ciągu kilku uderzeń serca. Na razie jednak panował błogi spokój, wręcz zakrawający o nudę, ale Namier w żadnym stopniu to nie przeszkadzało.
Den spacerował powolnym krokiem po obwodzie parkietu, uważając na tańczące na nim pary. Uzdrowicielka obserwowała syna, bujając się lekko w fotelu. Opierała się wygodnie o zaplecek, w jednej dłoni trzymając kubek z gorącą herbatą i wygrzewając nogi na słońcu.
Na zewnątrz było dosyć ciepło, by Namier poczuła senność pod powiekami. Nie przeszkadzały jej dźwięki instrumentów czy pogawędki uczestników festiwalu, które przeradzały się w głośne śmiechy lub śpiewy, czy strzępki rozmów targujących się handlarzy. Ponad tłumem tańczących, wyrastał mur poligonu, poza którym garstka młodych iluzjonistów starała się przebrnąć przez trudy egzaminu na klasę pierwszą.
Namier rozejrzała się dookoła. Muzykanci zaczęli grać nowy utwór. Kiedy odszukała Dena, prosił właśnie jakąś dziewczynę do tańca. Ogarnął ją przypływ rodzicielskiej dumy. Radość sprawiało jej samo patrzenie na jego uśmiech, mimikę czy mowę ciała. Widziała już w nim oznaki dojrzałości, choć ciągle potrafił postępować jak dziecko. Jego młody wiek nie był jednak żadnym usprawiedliwieniem dla niedojrzałego zachowania. Od chwili, w której pomyślnie przeszedł test na zdolności iluzjonerskie liczyło się tylko to, że był kandydatem na ucznia w Kolegium. Miało to swoje dobre i złe strony. Iluzjoniści nigdy nie zaznawali prawdziwej beztroski. Nie przechodzili też przez okres próbny jak czeladnicy, bo w przeciwieństwie do nich ich wybór zawężał do dwóch opcji: podjęcia wyzwania lub odrzucenia go. Z chwilą rozpoczęcia nauki w Kolegium wkraczali na ścieżkę definiującą całe ich życie. Rekompensatą za wysiłek włożony w rozwój talentu był powszechny szacunek, jakim się cieszyli. Przynajmniej w obrębie sojuszu.
Choć Namier zawsze będzie traktować Dena jak swojego małego syna, musiała zacząć oswajać się z myślą, że niedługo będzie on uczniem Kolegium, a w przyszłości – iluzjonistą w służbie Atermii. Będzie robił to, czego zażąda od niego lider. Dowodził oddziałami i walczył za kraj. Przelewał krew na jego granicach, a czasem i poza nimi. Do czasu, aż jego talent wygaśnie i przestanie być użyteczny.
Użyteczność była miarą, jaką mierzono iluzjonistów. Tych, którzy nie byli w stanie dalej wykonywać swoich obowiązków, wykluczano ze społeczności. Wygasły lub kaleki iluzjonista nie przedstawiał dla armii żadnej wartości. Mógł jedynie zająć się jakimiś nieistotnymi pracami w Kolegium lub w koszarach. W dodatku najlepiej takimi, by nie był przy tym widoczny dla innych.
Namier westchnęła cicho, przyglądając się synowi. Prawdopodobnie za kilka lat i jego będzie musiała posłać na egzamin klasy pierwszej. Zadrżała na samą myśli. Zawsze chciała, by jej dzieci miały łatwiejsze życie niż ona. Nie zniosłaby świadomości, że któreś z nich w wyniku trwałego uszkodzenia ciała nie mogłoby służyć w armii.
Pragnęła, by mieli łatwiejsze życie także w klanie. Wychowała obydwoje zgodnie z wartościami wyniesionymi z rodzinnego domu. Nie była Incerno od urodzenia, więc trochę się bała, jak klan będzie traktował jej dzieci. Jednak ich sytuacja przedstawiała się znacznie lepiej niż w przypadku, gdy to ona wstępowała w jego szeregi. Nestor wybrał ją na małżonkę bez specjalnej aprobaty rodziców. Zbuntował się przeciwko ich decyzji i wprowadził ją do rodziny. Od samego początku Namier musiała