Star Force. Tom 1. Rój. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 1. Rój - B.V. Larson страница 4

Star Force. Tom 1. Rój - B.V. Larson

Скачать книгу

Czy wiem coś, co może zainteresować tego rodzaju stworzenia? Domyślałem się, że wcale nie zależy im na informacjach. Po prostu chcą mnie sprawdzić. Czekało na mnie kolejne ogniwo w łańcuchu zaplanowanych prób. Na tym to wszystko polegało. Czy moje dzieci też zdawały u nich egzamin? I oblały? Podejrzewałem, że tak. Podłoga otworzyła się pod nimi i zleciały na ziemię, ponosząc karę za niepowodzenie.

      To wzbudziło we mnie zupełnie nowe uczucie: gniew. Do gniewu doprowadzała mnie już nie tylko żądza zemsty, ale też myśl o tym, jak ja sam jestem tu traktowany. Jak szczur laboratoryjny – i co, miało mi się to podobać? Więc dobrze, przeciwstawię moją głowę ich łbom. Zrobię, co mogę. Może pojawi się szansa, żeby im się „odwdzięczyć”, a nawet jeśli nie, to przynajmniej tym tchórzom zaimponuję. Oczami wyobraźni widziałem facetów z wielkimi czaszkami, w powiewających białych kitlach.

      Mogłem myśleć tylko dzięki temu, że nic a nic się nie bałem. Sądzę, że większość ludzi na moim miejscu trzęsłaby się ze strachu jak osika, ale ja, po stracie dzieci, po walce na śmierć i życie, nie czułem nic. Jakby wypuszczono ze mnie powietrze. Na strach po prostu brakowało miejsca. Nie byłem podniecony. Kalkulowałem. Nazwijcie to wadą osobowości, ale tak właśnie było i już.

      – Obiekt podda się przesłuchaniu – usłyszałem powtórnie.

      Przyszło mi do głowy, że mogę przecież powiedzieć „nie” albo w ogóle nic nie mówić, ale wydawało się oczywiste, że wtedy znów podgrzeją podłogę. Mogę zdjąć ubranie, owinąć nim stopy, stanąć na karabinie? Może, ale nie o to przecież im chodziło w tych testach, przynajmniej do tej pory. Poukładałem sobie w głowie: najpierw przeszedłem sprawdzian umiejętności walki wręcz, potem sprawdzian na inicjatywę i jeszcze ten trzeci, na ostrożność. Przyszedł czas na czwarty. Prawdziwa układanka. Jak brzmi odpowiedź?

      Im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej zastanawiało mnie, dlaczego głos wyjaśniał mi naturę testu. Dlaczego powiedział „demonstracja agresji” w doskonale zrozumiałej angielszczyźnie? To musiały być jakieś wskazówki. Dawane z pełną premedytacją. Gdyby tajemniczy testerzy zwyczajnie sprawdzali reakcje obiektu nieświadomego, że podlega obserwacji, to przecież nie informowaliby go o postępach!

      Myślałem i myślałem, a przez ten czas podłoga podgrzała się o parę ładnych stopni. Mogą mnie, cholernicy, zmusić do współpracy przez podgotowanie.

      – Zgodzę się pod warunkiem, że mogę zadać jedno pytanie na każde pytanie zadane przez ciebie.

      – Demonstracja zdolności negocjacyjnych – ozwał się głos.

      Otworzyły się kolejne drzwi. Uniosłem brwi.

      – Więc to tak? – spytałem głośno. Zdaje się, że zdałem kolejny egzamin. Zdałem go, próbując targów. Nikt mnie o nic nie zapytał, nie wymieniliśmy się informacjami. Wszystko to razem było jednym wielkim egzaminem.

      Ostrożnie dotknąłem podłogi w następnym pokoju mocno obolałą stopą. Tam gdzie stałem, zrobiła się chłodniejsza, owszem, ale i tak uznałem, że najwyższy czas ruszyć się z miejsca. Każda próba prowadziła mnie dalej, a miejsce, które opuszczałem, znikało. Kara za pozostanie wydawała się oczywista: wyrzucenie ze statku i półtorakilometrowy lot ku ziemi. Więc poszedłem dalej, spojrzałem przed siebie, na boki, w górę…

      – Kim jesteś? – rozległo się za moimi plecami.

      Odwróciłem się na pięcie, instynktownie podnosząc lufę remingtona, ale nie wymierzyłem bezpośrednio. Na szczęście. Jakaś dziewczyna mierzyła do mnie z broni, a ponieważ moja strzelba i tak była nienaładowana, wypuściłem ją z rąk.

      – Mądre posunięcie – powiedziała dziewczyna, wpatrując się we mnie nieruchomym, pełnym napięcia wzrokiem. Nawet nie mrugała. – Omal cię nie rozwaliłam.

      Na niej też przeprowadzali jakieś testy. Można to było poznać po jej oczach – pięknych, ale i przerażonych. Przyjrzałem się jej. Dzieciństwo zostawiła za sobą już jakiś czas temu. Dwadzieścia parę lat, raczej bliżej trzydziestki. Z dziesięć lat młodsza ode mnie. Wyglądała na półkrwi Latynoskę, w Kalifornii nie było to nic niezwykłego. Zgrabna dziewczyna, bardzo atrakcyjna. Za atrakcyjne uznałem nawet jej potargane, posklejane krwią włosy sięgające do połowy pleców.

      Opuściłem wzrok, nic nie mogłem na to poradzić. To, co poniżej talii, wydawało się co najmniej równie interesujące jak to, co widziałem powyżej… tylko że prezentowało się bez osłonek. Miała mały tatuaż, zdaje się zielonego motyla. Ubrana była wyłącznie w podarty biały T-shirt. W kalifornijskiej Central Valley noce bywają gorące, a ją pewnie wyciągnięto wprost z łóżka. Tak samo jak mnie.

      – Wiesz coś? – spytałem. Zmusiłem się do podniesienia wzroku, spojrzenia jej w oczy. Szybko zadane pytanie to stara profesorska sztuczka. Na konsultacje przychodzi bardzo wiele atrakcyjnych młodych dziewczyn. W ten sposób można uniknąć niezręcznej sytuacji, kiedy człowiekowi zdarza się zagapić na to, na co nie powinien się gapić.

      – O czym? – odpowiedziała pytaniem.

      Zauważyłem, że lufa czegoś, co sklasyfikowałem jako rewolwer trzydziestkęósemkę, nawet nie drgnęła. Przełknąłem z wysiłkiem. Mogłem tylko mieć nadzieję, że nie byłem elementem próby tej dziewczyny, bo jeśli miałaby mnie rozwalić, żeby wyjść na swoje…

      – O testach.

      Zamrugała. Opuściła lufę. Nieznacznie. Przeprowadziłem amatorską triangulację. Jej wynik mi się nie spodobał. Mogłem jej oczywiście powiedzieć, żeby dała sobie spokój, ale w tych okolicznościach miała wszelkie prawo mierzyć w moje czułe miejsce, o czym rzecz jasna wiedzieliśmy oboje. Tu akurat na zaufanie trzeba zarobić ciężką pracą.

      – Testach? Masz na myśli całe to gówno z robieniem, co ci statek każe, żeby przejść do kolejnego pokoju i przeżyć?

      – Dokładnie – potwierdziłem, kiwając głową.

      Lufa opadła jeszcze odrobinę. Teraz drgnięciem palca mogła rozwalić mi kolano. Miałem nadzieję, że trzydziestkaósemka w końcu okaże się dla niej za ciężka, ale dziewczyna wyglądała tak, jakby regularnie chodziła na siłownię. Rewolwer trzymała prawidłowo, podpierając prawą rękę lewą dłonią. Na strzelnicę też chodziła.

      Potrząsnęła głową.

      – Wiem tylko, że gdybym nie miała tej zabawki na stoliku przy łóżku, już bym nie żyła… jak koleżanka z pokoju.

      – Koleżanka… Jesteś studentką?

      – Tak.

      Skinąłem głową.

      – Uczę na Merced – przedstawiłem się.

      Jej oczy nagle się zwęziły. Lufa powędrowała w górę, wyżej niż poprzednio. Mierzyła mi w pierś.

      – Za długo to trwa. Jakieś drzwi powinny się już otworzyć albo coś. Masz gadane, nie, człowieku? Masz mnie opóźnić, odwrócić moją uwagę? Jeśli cię załatwię, przejdę do następnego pokoju, nie?

      Odrobinę podniosłem ręce z otwartymi dłońmi

Скачать книгу