Star Force. Tom 4. Podbój. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 4. Podbój - B.V. Larson страница 16
Wiedziałem, że Sandra była w jednym ze swoich krwiożerczych nastrojów. Widziałem to już podczas walki z makrosami. Musiałem poruszać się ostrożnie i mówić do niej.
– Z całą pewnością nie jesteś pierwszą, która ma na to ochotę – stwierdziłem spokojnie.
– Racja, będziesz musiała ustawić się w kolejce – burknął Crow.
Spojrzałem na niego. Nie denerwował się tak, jak powinien. Wtedy to zobaczyłem.
– Sandra, za tobą! – krzyknąłem.
Rzuciła się naprzód, obracając w powietrzu, zanim znalazła się na podłodze. Coś długiego i czarnego wysunęło się z najbliższego niszczyciela i sięgnęło po Sandrę. Trzy grube palce zacisnęły się w miejscu, gdzie było jej ciało jeszcze chwilę wcześniej. Ramię miało grubość pnia drzewa, zaś palce przypominały metalowe węże strażackie. Uniosło się jak kobra i rzuciło naprzód, by złapać dziewczynę. Ta wyprowadziła cięcie, odskoczyła. Deszcz białych iskier oślepił nas na chwilę. Jeden z palców był jakieś pół metra krótszy.
– No już! – krzyknąłem. – Wystarczy! Uspokójcie się. Mamy na głowie miliardy ludzi. Przerwijcie to! Rozkazuję!
Crow odwołał ramię, Sandra stała za mną z nożami w dłoniach. Oboje oddychali ciężko. Uznałem, że głupio postąpiłem, pozwalając im znaleźć się tak blisko siebie. Żadne nie potrafiło kontrolować emocji.
– Jestem admirałem – przypomniał mi Crow. Potarł gardło, z którego kapała krew. – Pułkownik nie ma prawa wydawać rozkazów admirałowi.
– Powiedziałam, że zetnę ci łeb – odezwała się Sandra nad moim ramieniem. Potem nachyliła mi się do ucha i szepnęła: – Przykro mi, ale mnie także nie możesz rozkazywać, Kyle. Wiesz o tym.
Westchnąłem. Normalnie kazałbym im teraz podać sobie ręce, ale zdawałem sobie sprawę, że mogłoby dojść wówczas do niespodziewanej amputacji.
– W porządku – zwróciłem się do Crowa. – Powiedz, jak długo ukrywasz te okręty i ile ich masz.
– Ma dziewięć – powiedziała Sandra. – Nie widzisz?
Pokręciłem głową.
– Widzę tylko jedną fabrykę, a powiedziałeś, że zbudowałeś więcej. Muszę wiedzieć, jakimi środkami dysponuję, jeśli mam wygrać tę walkę, Crow.
Admirał wyglądał na zirytowanego, ale odpuścił.
– Jasne. Właśnie dlatego przywiozłem tu ciebie razem z tym delikatnym kwiatuszkiem. I takiej wdzięczności się doczekałem.
Poczułem, jak Sandra za mną tężeje. Uniosłem dłoń, żeby zapobiec kolejnej wymianie zdań.
– Po prostu podaj mi liczbę.
– Musisz zrozumieć, Kyle. Kiedy zjawiłeś się z okrętami makrosów, nie byłem gotów. Nie dysponowałem wyszkolonymi załogami.
– Przestań się usprawiedliwiać, tylko podaj mi liczbę.
– No dobrze. Na najwyższym piętrze mamy dziewięć okrętów. Gotowych do wylotu. Fabryki budują jeszcze jedną taką eskadrę.
– To ma sens. A co z fabrykami, o których mówiłeś?
– Piętro niżej mamy dwadzieścia jeden maszyn. Ta jest specjalna – powiedział, podchodząc do jednostki, którą zauważyliśmy na samym początku. – Była tu pierwsza, ale to nie to czyni ją wyjątkową. To mój preprocesor. Przyjmuje nieprzerobione materiały, lekko je przetwarza i tymi rurami przesyła do pozostałych. To przyspiesza produkcję.
Obszedłem jednostkę, sprawdzając jej ustawienia. Prawdę mówiąc, byłem pod wrażeniem.
– Nie jesteś ekspertem od architektury komputerowej, Crow. Kto ci z tym pomagał?
– Pracowałem z generałem Kerrem. Ma tysiące komputerowców do pomocy.
Spojrzałem na niego ostro.
– Ludzie z Pentagonu?
– Głębiej.
– Langley?
Crow wzruszył ramionami.
– Szpiegów jest teraz na pęczki.
– Czy wiedzą o tej instalacji?
Uśmiechnął się.
– Nie. Ale wiedzą, że coś takiego musi istnieć.
– Jak, do cholery, udało ci się zyskać ich pomoc, jeśli na dodatek nie wiedzieli, co faktycznie robią?
Crow zmieszał się lekko.
– Nic wielkiego. Lekkie wprowadzenie w błąd. Myślą, że programuję twoje maszyny w twojej bazie. Sprzedałem im nieco komponentów do broni i systemów naprowadzania. Jednostki centralne, sensory. Ale nigdy fabryczki. Nadal zależą od nas, jeśli chodzi o nanotechnologię.
Zmarszczyłem brwi. Chyba powinienem to przewidzieć. Crow był aktywną osobą o ambicjach graniczących z paranoją. Mogłem się spodziewać, że pod moją długą nieobecność wpadnie na coś takiego.
– Co robiłeś z tymi wszystkimi okrętami? – spytałem. – Po co budowałeś je w sekrecie?
– Chciałem, żeby flota była silna. Zawsze to powtarzałem.
– Tak, to prawda.
– Znam go – włączyła się Sandra. – Miał zamiar zapanować nad światem, kiedy nikt się nie będzie spodziewał.
Szybko spojrzałem na Jacka. Był zawstydzony. Moim zdaniem Sandra trafiła w samo sedno. Potrząsnąłem głową i podszedłem do Socorro. Crow i Sandra podążali za mną w sporej odległości od siebie.
– Admirale, nalegam, aby dołączył pan te dziewięć niszczycieli do regularnej floty – powiedziałem, stając na rampie. – Proszę przebazować je do Fort Pierre, obsadzić i przygotować do lotu. Dodatkowo proszę o ściągnięcie wszystkich innych okrętów, które pan gdzieś ukrywa.
– Może być ich kilka – przyznał Crow. – Ale w momencie, kiedy otworzę tę bazę, oczy na niebie ją wykryją. I po tajemnicy.
Nie mogłem się nie zgodzić. Rządy świata zwiększały liczbę satelitów, które całkowicie przypadkowo regularnie przelatywały nad naszą wyspą. Zapewne oficjalnie były to maszyny komunikacyjne, ale my wiedzieliśmy swoje. Szpiegowano nas i na razie musieliśmy taki stan rzeczy tolerować. Pewne było, że nie uda nam się wyprowadzić z jeziora dziewięciu nowych maszyn tak, by nikt tego nie zauważył. To wszystko miało znaczenie, ponieważ Amerykanie już raz próbowali