Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki. Kennedy Hudner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki - Kennedy Hudner страница 10
– Co się stało?
Danny zatrzymał się, przez twarz przemknął mu cień złych wspomnień.
– To, czego należało się chyba spodziewać. – Splunął na ziemię. – Potrzebowali niewolników, tyle że pokornych. Dlatego wzięli naszego porucznika i zabili naprawdę powoli na naszych oczach. Jako przykład. – W zamyśleniu przetarł usta. – Mówię ci, nigdy wcześniej ani później nie widziałem czegoś podobnego i modlę się do Najwyższego, żebym nigdy więcej nie zobaczył. Nasz porucznik, ten biedny drań, też był młody i głupi, ale w swoich ostatnich godzinach przeżył prawdziwe piekło, zanim oprawcy pozwolili mu wreszcie umrzeć. – Danny popatrzył w niebo. – Wciąż mi się śni, chociaż minęło już tyle lat. Porucznik Larsen. Nawet nie wiem, jak miał na imię. Piraci zmusili nas do patrzenia, co mu robią, a potem założyli nam obroże elektryczne i zamknęli w ładowni bez wody i jedzenia na trzy dni.
Pokręcił głową.
– Wydawało nam się, że to koszmar – prychnął ironicznie. – Nie mieliśmy pojęcia, co jeszcze nas czeka. Po trzech dniach ledwie mogliśmy ustać, a pragnienie doprowadzało nas do szaleństwa. Wtedy przyszli znowu piraci. Brali nas po jednym i gwałcili. Po dwóch lub trzech na jednego… – westchnął. – I to było najgorsze. Po prostu.
Cookie przypomniała sobie Schrodera i jego małą bandę oprawców. Wzdrygnęła się.
– Byłem chłopcem. W tym wieku poczucie męskości jest dość chwiejne. Och, uprawiałem już seks, ale nie było to nic poważnego, żadnych związków. Żyłem tu i teraz. Nie rozumiałem, że istnieją dobre lub złe chwile i trzeba się spiąć, aby przetrwać te złe najlepiej, jak się da. Nie wiedziałem, że po złych czasach nadchodzą dobre, o ile tylko wytrzyma się wystarczająco długo. Nie miałem wtedy poczucia, że bycie mężczyzną oznacza odpowiedzialność za siebie i za tych, którzy na mnie polegają. To przychodzi później, jeśli się ma szczęście…
Skrzywił się lekko do swoich myśli.
– Ach, gdy miałem osiemnaście lat, wydawało mi się, że męskość polega na tym, żeby nie ulec podczas bójki w barze i pokazać, że jest się równie silnym, jak każdy inny facet w okolicy. – Zaśmiał się bez radości. – Byłem zarozumiałym dupkiem. Oczywiście nie miałem o tym pojęcia. A potem nagle znalazłem się o krok od śmierci z pragnienia, gwałciło mnie trzech piratów, a kiedy próbowałem stawiać opór, wybuchali śmiechem, serwowali mi elektrowstrząs z obroży, a potem zabierali się do mnie od nowa.
Zatrzymali się wśród lasu. Z drzew niosły się odgłosy dziczy – ćwierkanie ptaków, skrzeczenie jakiegoś zwierzęcia podobnego do wiewiórki oraz szum liści na wietrze. Danny zerknął na Cookie, ale spojrzeniem sięgał w przeszłość, jakby chciał pocieszyć dawnego siebie w godzinie próby.
– Upokorzenie prawie mnie zabiło – wyznał. Cookie nie miała wątpliwości, że to było dla niego jak spowiedź. – Ten akt czystej nieprawości… Byłem tak cholernie zawstydzony. Nie mogłem się bronić, nie mogłem powstrzymać oprawców. Rozpłakałem się, a piraci ze śmiechem wepchnęli mnie do ładowni i zabrali kolejnego, żeby poddać go podobnym torturom. Popełniłbym pewnie samobójstwo, gdybym tylko zdołał wymyślić jakiś sposób. Śmierć wydawała się wtedy tak niewielką ceną za uwolnienie się od wstydu… Ogarnęło mnie poczucie całkowitej beznadziei. Chciałem po prostu ze sobą skończyć.
Odwrócił się i ruszył dalej. Cookie poszła za nim, starając się opanować własne wspomnienia.
– Jak udało ci się przeżyć? – zapytała w końcu.
Danny odetchnął głęboko.
– Miałem trochę szczęścia i wielką pomoc. Był tam marine, jeden z naszych, chuchro. Chudy, cichy i trochę nerwowy. Przechodził szkolenie w tym samym obozie, co ja. Instruktorzy zawsze czepiali się go najbardziej. Nic nie robił dobrze, nikt go nie chciał w plutonie. Nigdy nie mogłem zrozumieć, jak udało mu się przejść szkolenie i trafić do jednostki. Szeregowy Percival Stratton. Oczywiście przezwaliśmy go Percy, choć tego nienawidził. Piraci obeszli się z nim tak samo, jak ze mną i resztą, potem wrzucili z powrotem do ładowni. Nie mieliśmy ubrań, więc siedzieliśmy tam nadzy i posiniaczeni, szlochając i starając się nie myśleć, co nam zrobiono. Piraci zniszczyli nasze morale, na naszą wolę walki nie warto było nawet splunąć. Wszyscy stracili ducha, tylko nie Percy. Przykro to mówić, ale tak było.
Cookie skinęła głową. Rozumiała to aż za dobrze.
– Co zrobił Percy?
Danny parsknął śmiechem.
– Wtedy niezbyt to do mnie docierało, ale teraz już wiem, że nasz cherlak miał jaja jak grejpfruty. Trudno to sobie wyobrazić. Każdy z nas był od niego większy i silniejszy, każdy mógł go załatwić jednym ciosem, a jednak tylko on się nie poddał. Wstał i powiedział, żebyśmy przestali się mazać jak małe dziewczynki. – Zerknął na Cookie. – Bez obrazy, sierżant Sanchez, ale to właśnie jego słowa.
Cookie z powagą skinęła głową.
– Słyszałam to powiedzenie raz czy dwa.
– Percy kazał, żebyśmy przestali płakać – podjął Danny. – Stwierdził, że piraci paskudnie się z nami obeszli, więc teraz nasza kolej. Nie miało to żadnego sensu, biorąc pod uwagę, że byliśmy zamknięci, bez broni i ubrań, za to z tymi cholernymi obrożami na szyjach. A wtedy… – Danny zawiesił głos, aby podkreślić nadchodzącą puentę. – A wtedy oznajmił, że musimy wymyślić, w jaki sposób przejąć statek. Przejąć statek! Na Boga! Przestaliśmy szlochać, a jakże. Nikt nawet nie drgnął, wszyscy popatrzyliśmy na niego jak na wariata.
Danny uśmiechnął się pod nosem na to wspomnienie.
– Potem Percy wyjaśnił, że piraci zapewne wykorzystają nas do wydobywania zyrydu na asteroidach, więc kiedy się tam znajdziemy, mamy się rozglądać i słuchać uważnie, a nocą będziemy przekazywać reszcie, co widzieliśmy i słyszeliśmy podczas pracy, aby odkryć słabe punkty naszych oprawców.
Tym razem nie powstrzymał się i wybuchł tubalnym śmiechem, który spłoszył kilka ptaków.
– Wyobraź sobie, właśnie przeszliśmy tortury i upokorzenia, o jakich woleliśmy nawet nie myśleć, a Percy zaczął przydzielać każdemu zadania i wyjaśniać, za czym dokładnie należy się rozglądać. Niewiele to było, ale jednak coś.
– Misja – dopowiedziała Cookie. – Nadzieja.
Danny skinął głową.
– Dość słaba, ale jednak misja. A wraz z nią zakiełkowała w nas nadzieja.
– Udało się?
Danny znowu prychnął.
– Jasne, że nie! Nie mieliśmy żadnych szans, ale byliśmy zbyt głupi, żeby to rozumieć. A Percy… Cóż, Percy wciąż zlecał nam zadania i zbierał informacje. Ilu jest strażników? Kiedy się zmieniają? Czy jedzenie przynoszą wciąż ci sami, czy codziennie ktoś inny? Gdzie znajduje się pokładowy arsenał? I tak w kółko.