Stara Flota Tom 4 Niepodległość. Nick Webb
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Stara Flota Tom 4 Niepodległość - Nick Webb страница 15
Na szczęście kabina chyba utknęła na górze, chociaż w zerowej grawitacji powinien raczej określić, że za nim. Zivik poleciał szybem, aż znalazł się na poziomie lądowiska. Znowu wpisał kod i siłą rozsunął drzwi, a potem przedostał się do przedsionka hangaru. Na szczęście tutaj było jeszcze powietrze.
Odległy huk eksplozji sprawił, że Zivika ogarnęła panika. Czy to rdzeń? Nie, gdyby wybuchł rdzeń, Ethana już by nie było. Kolejny wybuch – tym razem tak blisko, że Zivik musiał zasłonić sobie uszy – skłonił go do pośpiechu.
Tyle że to nie był wybuch, lecz wystrzał.
Kto, do ciężkiej cholery, strzelał na stacji, której reaktor zaraz osiągnie masę krytyczną? Czy tajemniczy nieznany okręt przysłał grupę abordażową?
Tego rodzaju pytania mogły na razie poczekać, zwłaszcza że w pobliżu rozległy się krzyki. Zivik szybko schował się w kącie za skrzynią na broń. Uchylił wieko i zaklął pod nosem – miał nadzieję, że znajdzie chociaż podręczny pistolet, może nawet karabin. Skrzynia była jednak zupełnie pusta.
Krzyki stały się głośniejsze, ktoś się zbliżał. Zivik nie miał wyjścia. Wskoczył do skrzyni i przymknął wieko, ale pozostawił niewielką szparę, aby sprawdzić, kto wejdzie do przedsionka. Ukrył się w samą porę. Drzwi prowadzące na korytarz rozsunęły się i przez przedsionek poszybował mężczyzna, szarpiący się i skuty. Uderzył w ścianę, odbił się i poleciał ponownie w kierunku drzwi. Nosił uniform pracownika kontraktowego, zapewne przysłała go jedna z prywatnych firm, które zajmowały się okresowymi naprawami na stacji.
Dwaj inni mężczyźni w mundurach ZSO stanęli w progu, a kiedy skuty pracownik zbliżył się, jeden z wojskowych uderzył go w twarz kolbą pistoletu. Skuty mężczyzna zaczął się obracać, krew rozprysła się w różne strony.
– Ostatnia szansa, Underwood. Pytam po raz ostatni, gdzie to jest? – Mężczyzna w mundurze floty przystawił lufę do skroni pracownika, przytrzymywanego przez drugiego oficera. Zivik nie rozpoznał żadnego z nich, ale stacja Brytan była całkiem spora i zwykle przebywało na niej ponad trzysta osób z ZSO oraz sporo pracowników cywilnych.
Mężczyzna w kajdankach szarpnął się znowu, bezskutecznie.
– Powaliło was, ludzie? Stacja zaraz wybuchnie, a was obchodzi tylko…
Kolejny cios kolbą w twarz uciszył go od razu.
– Ostatnia szansa. – Mężczyzna z bronią przystawił lufę do czoła pracownika. Drugi oficer puścił więźnia, skoczył pod sufit, odbił się i wrócił do drzwi tak, aby wyhamować w odpowiednim miejscu i znaleźć się obok swojego towarzysza.
Pracownik zaklął pod nosem.
– Dobra. Już jest załadowana na jednym z promów.
– Więc wcześniej mnie okłamałeś?
Pracownik wił się nerwowo, gdy patrzył w lufę broni, wymierzoną między jego oczy.
– Miałem rozkazy. Musicie zrozumieć, ja tylko…
– Ja też mam rozkazy. – Oficer uśmiechnął się lekko i opuścił broń. – Zdałeś test, przyjacielu. Wiedziałem, że ładunek jest już na promie.
Zabezpieczył pistolet i wsunął go do kabury przy pasie.
– Możemy cię zabrać ze sobą. Wiesz, ocalić ci życie. Zachowałeś się przecież jak należy i zrozumiałeś swój błąd. To nagroda, rozumiesz?
Pracownik odetchnął z ulgą i gorliwie skinął głową.
– Potrzebny mi kod dostępu, żeby otworzyć prom. Znasz? I który to prom? – Oficer popatrzył przez grubą szybę w grodzi na lądowisko.
– „Fenway”. Kod to Fenway-Bravo-Shovik-Orion-jeden-jeden-dwa.
Odległa eksplozja wstrząsnęła przedsionkiem, a pracownik rozejrzał się z obawą.
– Proszę, pośpieszmy się. Trzeba się stąd wydostać. Jak najszybciej.
Mężczyzna skinął głową.
– Zgadza się. – Znowu wyciągnął broń i strzelił cywilowi prosto w czoło.
Ciało szarpnęło się raz, a potem zaczęło się obracać powoli, jakby wykonywało salto w tył. Krew z rany rozbryzgiwała się spiralą kulistych kropli.
– Chodźmy. – Oficer skinął na towarzysza. Obaj poszybowali do szafek pilotów tuż przy grodzi i odszukali skafandry próżniowe oraz hełmy.
– W hangarze panuje próżnia. Przygotuj się na gwałtowną dekompresję.
Zivik próbował nie wydać nawet najmniejszego hałasu, ale wiedział, co się święci. I zanim zdążył odetchnąć głębiej kilka razy, aby przygotować się na to, co zaraz miało nastąpić, masywne drzwi do hangaru rozsunęły się i przez przedsionek przetoczyła się fala uciekającego powietrza.
ROZDZIAŁ 9
Sektor Irigoyen
układ gwiezdny Bolivar, planeta Bolivar
Mostek OZF „Niepodległość”
– Strzela do nas! – krzyknęła porucznik Whitehorse.
Proctor odwróciła się, aby popatrzeć na główny ekran. Spodziewała się, że obcy okręt zaatakuje promieniami energii czy jakąś inną nieznaną bronią…
– Czym strzela?
Pokład pod stopami Proctor zadygotał.
– Tym – odpowiedziała Whitehorse. – Mają działa magnetyczne, ale… o cholera…
– Wyduś to wreszcie!
– To pociski dział magnetycznych, ale większe od wszystkich, jakie znam. Każdy o masie co najmniej stu kilogramów czystego żelaza. Poruszają się szybciej niż… no, niż cokolwiek. Pięćdziesiąt kilometrów na sekundę, jak nie szybciej.
Proctor wytrzeszczyła oczy. Sto kilo przyśpieszone do pięćdziesięciu kilometrów na sekundę w ciągu kilku milisekund? Wymagało to nieprawdopodobnej mocy… przynajmniej kilku terawatów.
– Uszkodzenia?
– Przebiły „Niepodległość” na wylot – stwierdził kapitan Prucha. – Mam meldunki o ofiarach na kilku pokładach. Ciągłość poszycia została przerwana, ale osłony już działają.