Stara Flota Tom 4 Niepodległość. Nick Webb

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stara Flota Tom 4 Niepodległość - Nick Webb страница 16

Stara Flota Tom 4 Niepodległość - Nick  Webb

Скачать книгу

czuło w drżeniu płyt pokładu.

      – Uwaga, zespoły przy działach magnetycznych, namierzyć jednostkę i otworzyć ogień. Obsługa laserów, tak samo. Zróbcie tym obcym piekło.

      – Tak jest, pani admirał. – Porucznik Whitehorse już skinęła na swoją grupę taktyczną, żeby zaczęła koordynować wzorzec ostrzału. – Wszystkie działa wystrzeliły. Lasery… – Zmarszczyła brwi. – Ostrzał laserowy nie daje żadnych efektów. Wiązki się odbijają.

      Proctor popatrzyła na komandora Yarbrough.

      – Powiedziałeś, że to lasery o mocy terawata.

      – Bo tak jest!

      – No to jakim cudem ten przeklęty okręt odbija terawatowe wiązki? – Zajrzała do danych wideo na swoim pulpicie. Rzeczywiście, wiązki laserów, zamiast zmienić obcą jednostkę w kłęby pary albo przynajmniej rozgrzać do czerwoności jej poszycie, odbijały się, jakby to były promienie laserowych wskaźników.

      – Co z ostrzałem z dział magnetycznych? – Znowu popatrzyła na dane wideo, chociaż wiedziała, że nie dostrzeże pocisków poruszających się z prędkością ponad dziesięciu kilometrów na sekundę.

      – Pociski… one też się odbijają. – Porucznik Whitehorse zmarszczyła brwi. – Nie rozumiem. To nie powinno się wydarzyć… Nigdy.

      „Niemożliwe”.

      – Czy działa mają wyłączoną kalibrację? Czy pociski poruszają się z zakładaną prędkością? Mogłyby się odbić, gdyby leciały bardzo wolno…

      – Nie, pani admirał. – Whitehorse uderzyła gniewnie pięścią w pulpit, gdy kolejna salwa odbiła się od obcego okrętu, szybciej, niż nadążał wzrok. – Nie rozumiem. Mam wrażenie, że kadłub tego okrętu rządzi się zupełnie innymi prawami fizyki niż nasze. Terawatowe wiązki fotonów i pociski z wolframu nie odbijają się tak od żadnego poszycia, nieważne, jak dobrze skonstruowanego.

      Eksplozja rozdarła tył mostka. Kapitan Prucha został rzucony w przód wraz z dwojgiem techników operacyjnych. Wszyscy troje odbili się od ściany i upadli bezwładnie. Proctor wyszarpnęła się z pasów i podbiegła, ale od razu zorientowała się, że niewiele może zrobić. Prucha krwawił z rany na szyi, a jego ramię trzymało się reszty ciała na słowo honoru. Wszyscy troje byli dotkliwie poparzeni.

      Proctor zamarła, oddech uwiązł jej w piersi. Minęły dziesięciolecia, odkąd ostatni raz widziała taką rzeź. Widok krwi sprawił, że wróciły wspomnienia drugiej wojny z Rojem. Zatoczyła się pod naporem emocji.

      – Chorąży Riisa, zabierz nas stąd.

      – Pani admirał?

      Był to odwrót, ale Proctor nie miała wyjścia. Ledwie zetknęli się z obcym okrętem, a prawie rozerwało ich to na strzępy.

      – Już! Gdziekolwiek!

      Reduktory inercji chyba zostały uszkodzone, ponieważ Proctor z trudem utrzymała się na nogach, gdy „Niepodległość” zaczęła się oddalać od okrętu Golgotów w kierunku wschodnim, nad górnymi warstwami atmosfery planety.

      „Mądry ruch” – pomyślała Proctor. Gdyby „Niepodległość” straciła napęd, orbitowanie w kierunku zgodnym z obrotem planety znacznie ułatwiłoby lądowanie awaryjne.

      – Pościg?

      Whitehorse pokręciła głową.

      – Nie. Obcy okręt leci dalej niezmienionym kursem, jakbyśmy w ogóle go nie atakowali.

      – Kurs?

      – Zdaje się, że kieruje się na Ido, księżyc Bolivara.

      – Ido? Czego oni chcą od Ido? Miliard ludzi na Bolivarze… A ilu na Ido? – Proctor popatrzyła na komandora Yarbrough z pytająco uniesionymi brwiami.

      – Najwyżej kilkuset. Księżyc wykorzystywany jest tylko jako miejsce zaopatrzenia dla statków oraz punkt transferowy.

      Proctor odwróciła się, aby popatrzeć na martwego kapitana Pruchę. Razem służyli przez wiele lat na „Chesapeake’u”. Prucha był jej przyjacielem, a jego opanowanie i spokój pozwoliły przetrwać Proctor najgorsze dni na pokładzie. Zmusiła się jednak, aby powstrzymać łzy. Przełknęła, gdy poczuła ucisk w gardle.

      „Najpierw przetrwanie. Potem żałoba”.

      W duchu nie mogła wyjść ze zdumienia, że tak szybko wróciły dawne odruchy i instynkt samozachowawczy, które nabyła podczas walk z Rojem. Po trzydziestu latach niczego nie zapomniała, zupełnie jakby to była jazda na rowerze.

      Tylko że ten rower właśnie się palił, miał w bagażniku dynamit i zjeżdżał prosto w przepaść – na schemacie okrętu wyświetlanym na konsoli dowódcy wskaźniki statusu różnych sekcji migotały jaskrawą czerwienią.

      – Czy ZSO mają jakieś wsparcie obronne na Ido?

      Komandor Yarbrough pokręcił głową.

      – Ledwie, ledwie. Tylko jedna platforma obronna na orbicie. Kilka dział magnetycznych. Załoga złożona najwyżej z dwudziestu ludzi.

      – Ma’am, chyba powinna to pani zobaczyć. – Oficer łączności, porucznik Qwerty, przywołał Proctor ruchem ręki. Powaga sytuacji tylko pogłębiła jego akcent. – Przechwyciłem mnóstwo gadania na częstotliwościach floty.

      – I co tam mówią?

      – Zdaje się, że admirałowi Mullinsowi z głównego sztabu Bolivara udało się wreszcie zebrać do obrony swoją flotę planetarną. Była rozproszona po sektorze, żeby pomóc przy działaniach ratunkowych na Sangre de Cristo. Ale pojawił się mały problem…

      „Czy obecną sytuację można jeszcze pogorszyć?”

      – Na pewno sobie z tym poradzimy.

      Qwerty skinął głową.

      – Większość z floty Bolivara zgromadziła się przy Ido, aby stawić czoła okrętowi Golgotów, ale z tego, co usłyszałem, kilku kapitanów… zadeklarowało przynależność do GKL i zagroziło, że zaczną strzelać do każdej jednostki ZSO, która spróbuje się wtrącać.

      ROZDZIAŁ 10

      Sektor Irigoyen

      układ gwiezdny Bolivar, Ido

      Mostek OZF „Niepodległość”

      – Odbiło im? – Proctor odwróciła się, aby popatrzeć na schematyczną mapę ustawień floty wokół Ido. Kilka niebieskich ikon zmieniło właśnie kolor na czerwony, oznaczenie wskazujące, że jednostki te zadeklarowały przynależność do GKL.

      Komandor Yarbrough stanął

Скачать книгу