Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 10. Wygnaniec - B.V. Larson страница 23
Wkrótce lecieliśmy wolno nad powierzchnią martwego świata. Szybko odkryliśmy setki zniszczonych instalacji, które zostawiły po sobie makrosy. Rzucały się w oczy, niczym srebrzyste wrzody na brązowej tkance ziemi. Wybrałem jeden na chybił trafił i zbliżyłem się. Zatoczyliśmy po okolicy niespiesznie koło, lecąc na samych repulsorach.
– Tam w dole jest krater, a w środku cała masa szczątków. Schodzę niżej.
Przelecieliśmy nad krawędzią i naszym oczom ukazały się porozrzucane, zniszczone makrosy, do połowy zagrzebane w ziemi. Nie umiałem stwierdzić, czy w momencie dezaktywacji akurat się zakopywały, odkopywały, czy może przykryła je ziemia wyrzucona w górę przez eksplozje.
– Makrosy jak żywe – zachwyciła się Adrienne. Z każdą chwilą coraz bardziej brzmiała jak siostra. Była odważniejsza, niż podejrzewałem.
– Wykryto sprzeczność – powiedział Marvin. – Te makrosy uległy dezaktywacji.
– Myślałem, że jesteś pochłonięty pracą nad tłumaczeniem.
– Nie jestem ślepy. – Zademonstrował ten fakt, wymachując kamerami.
– Jesteś, kiedy ci to pasuje – skwitowałem.
A potem zwróciłem się do Adrienne:
– Marvin ma jednak trochę racji. Czy na powierzchni cokolwiek żyje? Czy z bliska wykrywamy jakieś sygnatury energetyczne albo oznaki życia?
Adrienne przez chwilę regulowała holowyświetlacz.
– Niczego takiego nie widzę.
– Wylądujmy i przyjrzyjmy się z bliska.
– Chyba lepiej trzymać się na dystans.
– No weź, gdzie twoja chęć przygody? – Chciałem, żeby to zabrzmiało żartobliwie, ale do mojego tonu zakradła się nutka wyrzutu.
Twarz Adrienne pociemniała.
– Chcesz, żebym ja też przez ciebie zginęła?
Oniemiałem. Musiałem się przytrzymać fotela, żeby nie porwała mnie świeża fala emocji: wstydu za kryjące się w jej słowach ziarenko prawdy, gniewu za to, że w taki sposób wykorzystała przeciwko mnie Olivię, oraz poczucia niesprawiedliwości, bo jej słowa były niezasłużone. Niestety, moje usta zareagowały szybciej niż mózg.
– Twoja siostra nigdy by mi czegoś takiego nie powiedziała.
– To chyba oczywiste, że nie jestem moją siostrą – warknęła.
Wstałem i ze złością wbiłem wzrok w holowyświetlacz.
– To jasne jak słońce. Ona by ze mną poszła albo chociaż mógłbym liczyć na jej wsparcie, a nie kopniaka w krocze. Chart, przygotuj kombinezon.
– Zaczekaj – powiedziała Adrienne, chwytając mnie za ramię.
Miałem ochotę strącić jej dłoń, ale się powstrzymałem.
– Przepraszam – powiedziała. – To rzeczywiście był cios poniżej pasa. Wymsknęło mi się. Nie mówiłam poważnie. Pójdę z tobą.
– Nie, masz rację. Powinnaś zostać na pokładzie, gdzie będziesz bezpieczna. Jestem oficerem Sił Gwiezdnych. Ryzyko to moja praca.
Potrząsnęła moim ramieniem, nie ustępując.
– Posłuchaj, cofam to, co powiedziałam. Chcę iść z tobą. Nie mogę tu siedzieć spokojnie, kiedy ty nadstawiasz karku – powiedziała, spoglądając na mnie błagalnym wzrokiem.
Niewiele brakowało, a odmówiłbym, żeby pokazać, gdzie jej miejsce. Jednak nie chciałem, aby kierowała mną złość. Poza tym coś mi mówiło, że gdybym tak postąpił, zmieniłbym krótką sprzeczkę w poważniejszy konflikt, więc zmusiłem się do uśmiechu. Przedrzeźniając akcent sir Williama, powiedziałem:
– Zuch dziewczyna! Strach ma wielkie oczy, co, panienko?
Na jej twarzy odmalował się uśmiech, który tak dobrze znałem. To było słodko-gorzkie uczucie, widzieć Olivię w zachowaniach Adrienne. Stanęła na palcach i cmoknęła mnie w policzek.
– Dzięki, Cody.
Uśmiechnąłem się trochę krzywo, nie wiedząc, jak mam zareagować na tak gwałtowne zmiany nastroju.
– Teraz to inna rozmowa. Wkładaj sprzęt.
Ubranie się w skafander było łatwe. Charta wyposażono w drogie egzemplarze, które, z wyjątkiem kilku prefabrykowanych elementów, składały się niemal w całości z inteligentnego metalu. Wystarczyło wejść w coś, co przypominało egzoszkielet, i go włączyć, a wtedy ciało oblewał szczelnie elastyczny materiał. Zabrałem jeszcze karabin laserowy. Lepiej się z nim czułem.
Przyspieszenie grawitacyjne planety wynosiło około siedmiu dziesiątych ziemskiego ciążenia, więc czuliśmy się lżejsi i bardziej skoczni, nie tracąc przy tym równowagi. Ostrożnie wyszliśmy na zewnątrz. Podłoże okazało się twarde, bardziej żwirowe niż pyliste. Bez atmosfery, która rozmywałaby kształty, horyzont wydawał się bliski i ostry, całkiem jak na ziemskim Księżycu. Spędziłem tam semestr podczas szkolenia, w ramach adaptacji do środowiska, w którym jeden błąd może kosztować życie.
To było niesamowicie surrealistyczne uczucie móc podejść do makrosa, częściowo zakopanego w ziemi, mierzącego trzydzieści metrów kraba bojowego. Oczywiście widziałem je w muzeach i na nagraniach, ale te tutaj… Choć wiedziałem, że są pozbawione zasilania, zdawały się gotowe w każdej chwili ożyć. Może to dlatego, że sprawiały wrażenie, jakby zamarły w trakcie wykopywania się spod ziemi.
– Spójrz, wyglądają prawie jak wtopione w podłoże. Jakby wokół nich wylano beton – powiedziała Adrienne, muskając nieruchomą maszynę czubkiem buta.
– Może tak właśnie było – odpowiedziałem. – Może to pomnik wzniesiony dla uczczenia zwycięstwa obcych. Może specjalnie zostawili pole bitwy w nienaruszonym stanie.
– Więc gdzie są maszyny drugiej strony? Wiadomo, mogli zabrać ciała poległych, ale czołgi, pancerze bojowe i różne takie?
Wzruszyłem ramionami.
– Może chcieli je odzyskać. Zobaczmy, co tam jest. – Wskazałem na zakrzywione, podłużne wgłębienie w ziemi. Jego kształt przypominał coś, co widziałem w jednym z niezliczonych filmów dokumentalnych, na jakich wychowało się moje pokolenie.
Myślę, że każda duża wojna wywiera wpływ na dzieci nawet po jej zakończeniu – nie tylko dlatego, że dotyka ich rodziców, ale też zakrada się do mediów i nadaje ton przekazom. Konflikt pokrywa się patyną czasu, aż wreszcie znika krew i groza, a zostaje chwała. Kiedy brnąłem przez kamienisty teren między truchłami mechanicznych kolosów, towarzyszył mi cień strachu, który tato i Kwon, i wszyscy inni marines