Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 10. Wygnaniec - B.V. Larson страница 26
– O to właśnie chciałem zapytać. Widzę, że wracacie. Czy twój program tłumaczeniowy zrobił jakieś postępy?
– Chwileczkę. – Pobiegłem na mostek i kazałem mózgowi przekierować tam połączenie, tym razem z wizją. Zerknąłem na Marvina, który wciąż mruczał z ukontentowaniem przy swojej konsoli. Na szczęście znajdował się poza kadrem. – Program jeszcze pracuje. Jeśli to nie problem, sir, porozmawiamy o tym na miejscu. Muszę się zająć uszkodzeniami. Bez odbioru.
Wymówka była równie dobra co każda inna.
– Marvin, masz jakieś teorie, czym jest ta substancja na planecie?
– Właśnie ją analizuję.
– Dobrze.
Gdy byliśmy w połowie drogi do pierścienia, Marvin przedstawił mi swój raport. Stan Adrienne uległ tymczasem poprawie, choć nadal przebywała w automacie medycznym. Moja stopa nie była już sina. Wyglądała prawie normalnie, choć i tak paliła żywym ogniem przy każdym kroku.
– Mam pewną teorię – obwieścił Marvin. – Sądzę, że ziemię wprawia w ruch jakaś forma niemetalicznych nanitów. Wykorzystują one krzemiany w sposób analogiczny do naszych nanometali. Przemieszczając zatopione w ziemi cząsteczki, poruszają całą resztą na podobnej zasadzie, jak mięśnie ciałem.
Odetchnąłem z ulgą. Poważnie brałem pod uwagę moce nadprzyrodzone albo jakąś dziwaczną formę życia opartą na energii. Rozważyłem słowa robota.
– Marvin, a jeśli to coś rozpełznie się po statku?
– Podobnie jak w przypadku nanitów konstrukcyjnych, taka ruchoma ziemia potrzebuje albo kogoś, kto wyda jej polecenia, albo przynajmniej dużej ilości substancji, aby utworzyć odpowiednią liczbę łańcuchów neuronowych. W próbkach, które zabrałem na pokład, nie znajduje się wystarczająco wiele drobinek.
– A ile ich potrzeba? – zapytałem.
– Trudno to ustalić. Są zmieszane z innymi substancjami. Z uwagi na ich niemetaliczny charakter i brak przewodnictwa elektrycznego…
– Podaj jakiś szacunek – przerwałem mu. – Ile tego w sumie wziąłeś na pokład?
– Sześć ton.
– Aż tyle? Oszalałeś?
– Nie rozumiem, czemu kwestionuje się moje zdrowie psychiczne za każdym razem, gdy chcę przeprowadzić proste badanie naukowe.
– Dobra, nieważne. Czy one się duplikują i rozprzestrzeniają?
– Bardzo powoli. Do reprodukcji potrzebują surowców i energii, podobnie jak każda roślina czy samoreplikujący się automat von Neumanna. Aby zapobiec wzrostowi, wystarczy ograniczyć im dostęp do niezbędnych zasobów.
– Są zamknięte?
– W ładowni. Nie uciekną. Aby substancja zwiększyła swoją objętość, musi pochłaniać energię i materię, a tam nie znajdzie ani jednego, ani drugiego. Podejrzewam, że będzie się stopniowo rozrastać, pobierając materię ze ścian, ale bardzo powoli.
To dało mi do myślenia.
– Gdzie to coś byłoby najgroźniejsze?
– Na powierzchni planety albo w innym środowisku bogatym w krzemiany i energię.
Ta informacja zmroziła mi krew w żyłach, a mój umysł wypełniły gorączkowe myśli. Wiedziałem, że substancja jest niebezpieczna, jednak mogła okazać się również przydatna. Można by ją porównać do choroby. Domyślałem się, że ktoś, być może ci sami obcy, którzy lecieli w naszą stronę, stworzyli to coś i wykorzystali do pokonania makrosów na tej skalistej planecie. Ogromne maszyny uległy maleńkim, niemetalicznym nanitom, z którymi zwyczajnie nie potrafiły walczyć. Użycie laserów albo ładunków wybuchowych mogło zabić część z nich, ale pozostałym dostarczało energii do replikacji. A skoro litosy miały do dyspozycji całą planetę… makrosy dosłownie pływały w morzu wrogów. Jedynie fakt, że są zrobione z metalu, ocalił je przed pożarciem, ale litosy unieruchomiły je i pozbawiły energii.
– Marvin, dopilnuj, żeby próbki litosów były szczelnie zamknięte, a całej reszty się pozbądź. Nie chcę, żeby rozpanoszyły się po statku.
– Czy to znaczy, że wolno mi pobierać i badać próbki?
A, tak. Skoro na nic mu nie pozwalałem, przeprowadzone przez niego analizy musiały być pasywne, oparte wyłącznie na obserwacji.
– Tak, pobieraj próbki, tylko upewnij się, że są zabezpieczone i nie zagrażają statkowi, ani załodze… ani pasażerom i sojusznikom – dodałem pospieszenie.
– Rozumiem.
– Wiem, że rozumiesz. Chcę jeszcze, żebyś był posłuszny. Chart, pobierz z Nieustraszonego koordynaty spotkania. Marvin, niedługo wracam.
Marvin nie odpowiedział, tylko pracował dalej, mrucząc cicho. Wstąpiłem do kuchni i wziąłem dwa piwa – a potem jeszcze jedno na wszelki wypadek – i poszedłem do automatu medycznego. Urządzenie jeszcze przeprowadzało jakieś zabiegi, ale zegar na wyświetlaczu pokazywał, że zostało tylko dwadzieścia minut. Adrienne wciąż była uśpiona, jednak wkrótce miała się obudzić. Postawiłem zroszoną butelkę na stoliku przy maszynie i wróciłem na mostek.
– Marvin, czego się dowiedziałeś o załodze nadlatującej eskadry?
W odpowiedzi robot wyświetlił na głównym ekranie zdjęcie. Zobaczyłem pokrytą futrem twarz. Kojarzyła mi się z szopem praczem. Przekrzywiłem głowę, zastanawiając się, czemu czarno-biały wzór na futrze wygląda tak znajomo. I wtedy mnie olśniło.
– Kosmici to pandy?
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.