Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 10. Wygnaniec - B.V. Larson страница 24
Przebyliśmy dwieście metrów dzielących nas od środka okręgu. Nie znaleźliśmy tam maszyny bojowej, tylko – tak jak się spodziewałem – popsutą fabrykę. Pamiętałem, że większość tego rodzaju kopuł dysponowała czymś podobnym – połączeniem generatora obronnego z maszyną do produkcji makrosów, czyli sercem każdej naziemnej inwazji.
– Nadal nie widzę pozostałości po drugiej stronie konfliktu – powiedziałem, wolno okrążając szczątki maszynerii – ale ewidentnie ktoś tę fabrykę zaatakował.
– Nie jest osmalona, ani nie widać śladów po wybuchach, ale te wgięcia… – Adrienne wskazała na dziwaczne wgłębienia, których ostre brzegi celowały w niebo. Można by pomyśleć, że ktoś rąbał maszynę trzymetrowym toporem, aż przestała działać. – Jaka broń powoduje takie zniszczenia?
– Może oświecą nas tamci kosmici. Pora wracać.
Zaprotestowała, ale byłem nieugięty. Ruszyliśmy w kierunku jachtu.
– Hej… – Adrienne zatrzymała się. – Tego tu wcześniej nie było.
Przejście między dwoma wrakami makrosów zagradzał wysoki na prawie dziesięć metrów kopiec ziemi.
– Coś ci się musiało pomylić. Pewnie minęliśmy to miejsce łukiem.
Skręciłem w prawo, w stronę otwartej przestrzeni.
– Cody, wróć tutaj. Spójrz.
Posłuchałem. Adrienne wskazała na ziemię. Ślady naszych stóp wyłaniały się znikąd u podnóża pagórka, zupełnie jakbyśmy magicznym sposobem przeniknęli przez kopiec.
– Zaczynam mieć złe przeczucia – mruknąłem, odciągając dziewczynę do tyłu. Coś było nie tak. Nie wiedziałem tylko co.
– Może to jakiś hologram? – Pozwoliłem, żeby się ode mnie oddaliła, co było kolejnym wielkim błędem. Myślałby kto, że po stracie Olivii stanę się ostrożny do granic paranoi, ale w rzeczywistości zamiast uparcie pilnować bezpieczeństwa dziewczyny, próbowałem raczej ją uszczęśliwić – tak jakbym chciał zrekompensować Adrienne śmierć siostry.
I kiedy wyciągnęła rękę, aby szturchnąć pagórek i sprawdzić, czy to nie hologram, ziemia ją pochwyciła.
Rozdział 10
Ziemia autentycznie ją chwyciła – nie sposób tego inaczej opisać. Przypomniał mi się horror, w którym potwór był czymś w rodzaju pola energetycznego i wykorzystywał ziemię oraz kamienie do formowania swojego ciała. Grunt przed nami przybrał kształt macki zakończonej łapą o czterech przeciwstawnych szponach, podobną do chwytaków na dźwigach do przenoszenia kłód. Macka oplotła przedramię Adrienne i zaczęła wciągać dziewczynę do wnętrza kopca.
Na szczęście nie poruszała się zbyt szybko. Widziałem kiedyś w programie przyrodniczym leniwca trójpalczastego, któremu kilka sekund zajmowało przesunięcie łapy z miejsca na miejsce. Ruch ziemi skojarzył mi się właśnie z tym leniwcem.
Zamarłem na moment, ale potem zacząłem działać. Zarzuciłem karabin laserowy na plecy i obiema rękami chwyciłem mackę. Zaparłem się nogami o kopiec i z całej siły pociągnąłem.
Substancja przypominała w dotyku nanometal. Była ziarnista i półpłynna, stawiała opór, ale jednocześnie zachowywała się trochę jak guma. Rozciągana, robiła się coraz cieńsza, aż w końcu oderwała się jak gruda mokrej gliny.
Zakończona szponami końcówka macki upadła na podłoże i rozsypała się, wyglądając jak zwyczajna ziemia. Tymczasem kikut zaczął formować kolejną chwytną kończynę. Odepchnąłem Adrienne poza zasięg nowej macki. Dziewczyna potknęła się i upadła jak długa. Teraz używałem całej swojej siły. Nie było czasu na delikatność.
I wtedy zobaczyłem, że mój prawy but zapadł się w kopcu ziemi, która rozlała się wokół mojej stopy. Próbowałem skakać, wykręcać się i kopać, ale cholerstwo nie puszczało. Przeciwnie, zaczęło wciągać mnie w siebie jak ruchome piaski.
Mój problem nie leżał w braku siły, tylko w braku punktu podparcia. Jedyne, od czego mogłem się odepchnąć, to ta sama niebezpieczna ziemia. Adrienne chwyciła mnie za barki i próbowała ciągnąć. Stałem jedną stopą na podłożu, a druga była pogrążona w rozrastającej się stercie, która teraz sięgała mi do kostki. Jednak Adrienne nie była na tyle silna ani ciężka, żeby jej wysiłki przyniosły jakikolwiek skutek. Wiedziałem, że jeśli nic nie zrobię, ziemia pochłonie mnie żywcem.
Podjąłem więc decyzję, z której ojciec byłby dumny, decyzję w stylu Riggsów. Sięgnąłem obiema rękami do łydki i odpiąłem zaczepy utrzymujące sztywną część buta, a potem zacząłem wyciągać stopę z kombinezonu. Krzyknąłem do niewielkiego mózgu skafandra:
– Kombinezon, odczep prawy but!
– Nie mogę wykonać polecenia – zaprotestował metaliczny głos. – Nie wykryto atmosfery. Możliwa śmiertelna dekompresja.
– Aktywuj tryb awaryjny i wykonaj polecenie.
– Autoryzacja awaryjna przyjęta.
Inteligentny materiał natychmiast wypłynął z buta i dołączył do reszty kombinezonu. Wokół stopy czułem rosnący ucisk. Musiałem działać szybko, zanim ta szalona ziemia złapie mnie jeszcze mocniej. Szarpnąłem się. Oswobodzona stopa wyskoczyła z buta, a ja upadłem do tyłu.
Nanity w moim ciele natychmiast zabrały się do pracy, ograniczając uszkodzenia i pogrubiając skórę. Próbowałem iść, ale przy każdym kroku podłoże ziębiło mi stopę bardziej niż lód. Tak daleko od centralnej gwiazdy powierzchnia planety była naprawdę zimna – miała pewnie co najmniej minus pięćdziesiąt stopni.
Potykałem się i podskakiwałem na jednej nodze, ale w końcu oddaliliśmy się od zabójczego kopca i okrążyliśmy zepsutego makrosa. Dopiero teraz zrozumiałem, czemu wszystkie roboty były do połowy pogrążone w ziemi. Tutejsze dziwne podłoże pokonało roboty i nas też próbowało pochłonąć.
Ominęliśmy gąszcz popsutych maszyn i odkryliśmy, że tę drogę ucieczki również zagradza nam ziemia. Z każdej strony widzieliśmy kopce, czy może raczej poszarpane pionowe ściany, wysokie na pięć-sześć metrów. Na nasze nieszczęście tutejsza grawitacja wynosiła ponad dwie trzecie standardowego ciążenia, przez co zwykli ludzie mogli zapomnieć o przeskoczeniu przez te mury. Postanowiłem mimo wszystko spróbować.
– Adrienne, posłuchaj uważnie.
– Dobrze – powiedziała, szeroko otwartymi oczami lustrując okrążające nas wolno wały. Oddychała z trudem.
– Widzisz ten kopiec między nami a Chartem? Wrzucę cię na jego szczyt. Albo nawet przerzucę cię na drugą stronę, jeśli się uda. Możesz mieć twarde lądowanie, ale nie wolno ci się zatrzymywać. Musisz biec, żeby to coś się nie złapało, dobrze?