Na Dzikim Zachodzie. Karol May

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na Dzikim Zachodzie - Karol May страница 3

Na Dzikim Zachodzie - Karol May

Скачать книгу

pan istotnie niezwykłym wesołkiem. Przecież to kobieca ręka. Takie miękkie ręce miała nasza nieboszczka ciotka. Wiem o tym doskonale, bo częstowała mnie często policzkami, ale ani jeden nie powalił mnie na ziemię. Tymi palcami potrafi pan powalić człowieka?

      – Nawet tak, że nie wstanie.

      – Well! Bądź pan łaskaw zaaplikować mi takie uderzenie. Chciałbym poznać stan nieprzytomności. Musi to być wspaniałe uczucie – roześmiał się znowu.

      – Tego nie możecie wymagać, Mr. Snuffle. Dla pana potrzebowałbym dwóch uderzeń.

      – Jak to?

      – Jednego w głowę, drugiego zaś w nos.

      – Ach tak! Nieźle pan się wykręcił, ale to nie pomoże. Gdybyś był naprawdę Old Shatterhandem, uderzyłbyś mnie teraz, gdyż Old Shatterhand nie pozwoliłby, by go bezkarnie nazywano wesołkiem.

      – Zwłaszcza gdy to miano oznacza kłamcę – dodałem spokojnie. – Ponieważ był pan łaskaw użyć mniej drastycznego terminu, nie mogę spełnić pańskiego życzenia.

      – Znowu świetna wymówka! Czy nie wie pan, jakie strzelby posiada Old Shatterhand?

      – Niedźwiedziówkę i sztucer Henry’ego. Muszę dodać, że z powodu deszczu, który padał nocy ubiegłej, okryłem sztucer pokrowcem.

      Jim Snuffle wskazał na leżącą obok mnie strzelbę i zapytał:

      – Nie zechce pan chyba twierdzić, że stara, zdemontowana armata to niedźwiedziówka Old Shatterhanda?

      – Owszem, twierdzę.

      – W takim razie można by nazwać armatę z czasów Waszyngtona zwykłym rewolwerem kieszonkowym! A ta dubeltówka w pokrowcu – to zdaniem pana sztucer Henry’ego?

      – Tak.

      – Pokaż no pan! Jestem bardzo ciekaw.

      – Czy tamten Old Shatterhand z Fort Clark pokazywał wam swoją broń?

      – Nie. Jakże byśmy śmieli niepokoić takiego człowieka!

      – Ale mnie niepokoicie bez skrupułów! Czy miał przy sobie niedźwiedziówkę i sztucer?

      – Nie wiem i wcale o tym nie pomyślałem. Zapewniam pana, że to prawdziwy Old Shatterhand. Szeroki kapelusz, surdut myśliwski ze skóry elków, koszula myśliwska ze skóry jeleniej, skórzane spodnie w wysokie buty. Spójrz pan teraz na siebie! Jedynie kapelusz mógłby zdobić strzelca lub westmana; reszta garderoby zalatuje oborą lub królikami. A poza tym najważniejsze: Old Shatterhanda nie ma w tych okolicach.

      – Dlaczego?

      – Ponieważ znajduje się w górach Gros-Ventre.

      – Jesteście tego pewni?

      – Tak. Z pewnością pan nie wie, co w górach zaszło. Słyszał pan kiedyś o Winnetou?

      – O wodzu Apaczów? Cóż wam o nim wiadomo?

      – Wiemy, że zginął. Siouksowie plemienia Ogellallah zabili go w górach Hancock; Old Shatterhand ściga ich, by pomścić śmierć sławnego przyjaciela. Oświadczam wam, że żaden z nich nie ujdzie z życiem. Old Shatterhand nigdy nie przelewa krwi bez potrzeby, lecz w tym wypadku nie spocznie, dopóki nie zmiecie z powierzchni ziemi ostatniego z pośród tych łotrów. Czy pan twierdzi nadal, że jesteś Old Shatterhandem?

      – Tak.

      – W takim razie może pan nam opowie, co się stało w górach Hancock?

      – Przeżyłem to wszystko. Szkoda słów.

      – Well! Znowu niezła wymówka, albo pan oszalał i popuszcza wodze imaginacji. Jeżeli tak jest istotnie, musimy się panem zająć, aby ci się nie przywidziało, żeś sułtanem tureckim, lub cesarzem chińskim. A może pan żartuje po prostu? W takim razie jesteś pożądanym towarzyszem. Jeżeli udajesz się w tę samą drogę co my, zabierzemy pana chętnie ze sobą.

      – Naprawdę? Chcecie mi okazać ten zaszczyt?

      – Mniejsza o zaszczyt. Po prostu lubimy się pośmiać. Skąd pan przybywa?

      – Z gór Gros-Ventre.

      – Well! Dobra odpowiedź. Dokąd pan podąża?

      – Do Apaczów.

      – Do licha! Czegóż pan od nich chce?

      – Zawiadomię ich o śmierci Winnetou.

      – Człowieku, świetnie grasz swoją rolę! Jeżeli jednak zaprawdę żywisz ten zamiar, szkoda narażać się na niebezpieczeństwa podróży, gdyż nie ulega wątpliwości, że Apaczowie wiedzą o śmierci Winnetou.

      – Racja. Nie mogłem wyruszyć od razu, pewne okoliczności zatrzymały mnie, więc wieść o śmierci przyjaciela podążyła przede mną. Mimo to muszę przedsięwziąć tę wyprawę, ponieważ chcę, aby Apaczowie dowiedzieli się o wszystkim od naocznego świadka.

      – Od naocznego świadka! Pyszna z pana figura! Będziemy się cieszyć, jeśli zechcesz nam towarzyszyć. Przeprawimy się przez Canadian River, potem zaś mamy zamiar ruszyć do Santa Fé. Drogi nasze częściowo się zbiegają. Czy będzie pan nam towarzyszyć?

      – Owszem, podobacie mi się, messieurs [Messieurs (fr.) – panowie.].

      – Well! A więc sprawa załatwiona. Musimy jednak wiedzieć, jak pana mamy nazywać.

      – Old Shatterhand.

      – Człowieku, tego nie możesz od nas wymagać! Nie chcemy wycierać sobie gęby tym nazwiskiem. Wyszukaj sobie inne przezwisko!

      – Obstaję przy tym.

      – Więc my panu wyszukamy. Ponieważ jesteś Niemcem, będziemy pana nazywać Mr. Germanem do chwili, aż nam raczysz wyjawić swe prawdziwe nazwisko. Zgoda?

      – Nie mam nic przeciw temu.

      – Zgadzasz się również, stary Timie?

      – Dobrze, nazwij go, jak chcesz.

      – A więc, Mr. German, pojedziesz pan z nami? Czy wiesz, co to znaczy?

      – Nie przypuszczam, aby to było coś niezwykłego.

      – Oho! Musimy się przedostać przez terytorium Komanczów, którzy znowu podnieśli broń przeciw białym. Twierdzą, że zostali oszukani przy jakichś dostawach. Może mają rację. Jeżeli nas pochwycą, będziemy zgubieni.

      – Jeżeli nas pochwycą, będziemy głupcami.

      – Well, wcale nieźle! Miejmy nadzieję, że pan będzie rozsądny nie tylko w słowach i nie pozwoli się schwytać. No, odpoczęliśmy i możemy ruszyć

Скачать книгу