Na Dzikim Zachodzie. Karol May
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na Dzikim Zachodzie - Karol May страница 5
– Na Boga, człowieku, zachowujesz się jak zwyczajny zbój! Jeżeli nie zostawisz tego podróżnego w spokoju, walnę pana kolbą w łeb.
Nie wiem, czy był gotów wykonać swój zamiar. Dość, że odsunąłem go od siebie gwałtownym ruchem i oświadczyłem kategorycznie:
– Pięść moja działa sprawniej niż pana kolba, Mr. Snuffle. Old Shatterhand nie jest zbójem, ale nie jest również tak lekkomyślnym młokosem jak pan. Jeśli będziecie mi przeszkadzali, powalę was na ziemię tak samo jak tego kłamcę.
– Ależ… – jęknął przerażony – przecież on nie wyrządził panu żadnej krzywdy!
– Dowiodę wam, że wyrządził krzywdę innym.
Pochyliłem się powtórnie i opróżniłem kieszenie nieznajomego, który nie odzyskał jeszcze przytomności. Nie było w nich nic podejrzanego. Poczciwy Jim zwrócił się więc do mnie z wyrzutem:
– Pomyliłeś się, sir – nic w nich nie znajdziesz. Nie godzi się rzucać na człowieka jak dzikie zwierzę, jeżeli…
– Proszę, nie unoś się, sir! – przerwałem. – Zawartość kieszeni dowodzi jedynie, że jest westmanem, natomiast nie wynika stąd, że koń do niego należy. Zobaczymy, co się mieści w kulbace!
Wyciągnąłem z niej coś, co trudno znaleźć u westmana, a mianowicie tomik oprawiony w marokańską skórę. Kartki okryte były perskim pismem. Na jednej z nich widniał napis następujący:
Du yar zirak u az bada in kuhun du mani,
Faragat-i va kitab-i va gusa i caman-i!
Man in huzur bi dunya va achirat na diham;
Agarci dar pay-am uftand chalki, anjuman-i!
Był to fragment utworu Dywan, napisanego przez największego liryka perskiego Hafiza. Tomik poezji nie mógł być własnością pospolitego wędrowca sawanny. Ludzie tego typu nie uczą się po persku i nie mają czasu na zajmowanie się Hafizem podczas przeprawy przez terytoria wrogich Komanczów.
Wróciłem do rewizji kulbaki. Oprócz fajki perskiej, zwanej hukah, znalazłem jeszcze kilka innych przedmiotów, które mnie upewniły, że prawowity właściciel konia pochodził ze Wschodu lub co najmniej przyswoił sobie obyczaje orientalne. Tutaj, w zachodniej Ameryce? Może to bogaty Jankes, który przybył na prerię z Persji czy ze Wchodu? Obrabowano go, może zamordowano. Bezwzględnie należało to zbadać!
Tim również zsiadł z konia i, podobnie jak jego brat, oczekiwał w napięciu, co się dalej stanie. Gdy wskazałem na hukah, Jim zapytał zaciekawiony:
– Cóż to jest? Jakoby wąż o szklanej głowie! Coś w rodzaju aptekarskiego przyrządu do parzenia likieru?
– Skądże znowu! To po prostu perska fajka, w której dym przechodzi przez warstwę wody.
– Dym przechodzi przez wodę? Musi to być szczyt rozkoszy! A więc człowiek, który tu leży, pali w ten sposób?
– Nie ten, ktoś inny, kogo odszukamy.
– Cóż to za książka?
– Perskie wiersze. Prawie cała zawartość kulbaki jest perskiego pochodzenia.
– Skąd pan wie, że to perska książka?
– Przeczytałem kilka wyjątków.
– Pan – rozumie – po persku?
– Tak.
– Ta Persja leży w kraju, który się zwie Wschodem?
– Tak.
– Pośród pustyni Sahary, w której pełno ludzi na wielbłądach?
– Mniej więcej tak.
– Do licha! Słyszałeś, stary Timie?
– Yes – odparł milczący brat.
– Popatrz no na mnie!
– Yes!
Zlustrowali się wzajemnie. Nie mogę twierdzić, aby twarze ich miały przy tym zbyt mądry wyraz.
– Tim, słyszałeś, co niedawno opowiadano w Fernandino o Old Shatterhandzie?
– O czywiście. Słyszałem na własne uszy, a słuch mam niezgorszy.
– Ile razy był w Stanach Zjednoczonych?
– Wspomniano o czternastu.
– A poza tym?
– Podobno tłukł się po Turkach, Chińczykach i Murzynach. Opowiadano, że był na Saharze, gdzie ludzie siedzą na wielbłądach, a słońce tak przyświeca, że skóra złazi z ciała.
– Well. Pomyśl w dodatku, że pod wpływem uderzenia tego Mr. Germana nasz nieznajomy stracił przytomność.
– Yes!
– Czyta po persku, a więc zna narzecza z okolic Sahary.
– Yes!
– Old Shatterhand zna narzecza wszystkich Chińczyków i muzułmanów?
– Tak opowiadano. Mówią, że z muzułmanami porozumiewa się za pomocą tysiąca dialektów indiańskich.
– Well! Pozwól się więc zapytać, Mr. German, czyś bywał w tamtych krajach i czyś się z tamtymi gentlemanami porozumiewał w ich języku?
– Nie przeczę temu – odparłem.
– W takim razie bracia Snuffles okazali się parą osłów. Więc to, cośmy wczoraj słyszeli o zastawiaczu sideł Stoke, jest prawdą?
– Od a do z.
– W takim razie ta stara armata jest zapewne niedźwiedziówką.
Może pan zechce łaskawie pokazać tamten sztucer.
– Wiecie, jak wygląda sztucer Henry’ego?
– Yes. Opisano mi go dokładnie. Poznałbym go z miejsca.
– Proszę, przyjrzyjcie się; nie mam nic przeciw temu.
Wyjąłem z pokrowca sztucer i podałem go braciom westmanom. Pod wpływem zakłopotania wyglądali przekomicznie. Uświadomiwszy sobie, jak się w stosunku do mnie pomylili, nie mieli odwagi spojrzeć mi w oczy.
– Cóż powiesz, Timie, o tej