Nasze małe kłamstwa. Sue Watson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nasze małe kłamstwa - Sue Watson страница 18
Wreszcie Simon dostrzega, że jestem smutna, i podchodzi do mnie.
– Przepraszam, nie miałem na myśli tego – mówi i znów czuję ostrze winy, którą obarcza mnie za to, co stało się wszystkie te lata temu. – Chodziło mi o to, że zrobiłaś się taka… pobudzona, kiedy nie bierzesz swoich leków – mówi. – Nie chodzi tylko o ciebie, Marianne. Musisz myśleć o rodzinie. Jak sądzisz, w jaki sposób twoje „epizody” wpływają na dzieci, które przeżyły?
– Nie… nie rób tego… Simon… – Czuję, że za chwilę znów się rozpłaczę, a on wie, że jeśli się nie wycofa, zapewne wpadnę w histerię.
– Zawsze uważasz, że mówię jedną rzecz, kiedy tak naprawdę chodzi mi o coś zupełnie innego – rzuca ostro. – Naprawdę musisz przestać wyciągać pochopne wnioski, Marianne. Przykro mi, że czujesz się zraniona, ale musisz coś ze sobą zrobić, dla dobra nas wszystkich.
Odwracam się do niego z twarzą mokrą od łez. Nie takiego przebiegu wieczora oczekiwałam dla mojej pasty marinara. Miałam w planach wspomnienia z Sorrento i pełne miłości uśmiechy, a nie nerwową czkawkę i wylewanie łez do sosu.
– Przepraszam, przepraszam. – Unosi ręce w geście poddania. – Po prostu… mam wobec ciebie duże oczekiwania a… nie powinienem, bo nie czujesz się dobrze. Jesteś chora, moje kochanie – dodaje łagodnie.
– Nie czuję się chora. – W zasadzie dopóki kilka dni temu nie wspomniał słowa na C (Caroline), czułam się tak dobrze, jak nigdy. Zostawiłam za sobą przeszłość, zdążałam ku przyszłym dniom i wreszcie znów zaczęliśmy się do siebie zbliżać z Simonem. Ale teraz przeszłość wdziera się drapieżnie w moją teraźniejszość, wirując niczym ciemna woda u moich stóp. Wiem, że mój mąż nie chciał mnie skrzywdzić. Jestem po prostu przewrażliwiona – ale może już zawsze będę „chora” i tak naprawdę wcale mi się nie polepszyło, tylko sama przed sobą udawałam? Powinnam posłuchać jego rady i brać regularnie przepisane mi leki.
Prawie dziesięć lat temu mój lekarz pierwszego kontaktu przepisał mi tymczasowo środki przeciw depresji, ale dość szybko się od nich uzależniłam i wraz z Simonem martwiliśmy się o to, jak zareaguję, gdy przestanę je brać. Poziom mojej niepewności i strachu wzrósł ponad miarę, więc wybraliśmy się do lekarza razem i Simon zasugerował, że potrzebuję czegoś mocniejszego, co mogłabym brać przez dłuższy czas. Od tamtej pory minęło wiele lat i chociaż miewałam złe chwile, przeważnie byłam dość spokojna, jednak ostatnie podwyższenie dawki sprawiło, że czuję się nieprzytomna. Może to cena, którą muszę płacić za to, że leki powstrzymują mnie od popadnięcia w szaleństwo i zrobienia czegoś idiotycznego?
Powinnam być rozsądna i zacząć znów brać leki. Nie chcemy przecież powtórki z zeszłego roku. Jestem cholerną szczęściarą, że mam męża, któremu na mnie zależy i który został u mojego boku po wszystkim, co się zdarzyło. Simon naprawiał wtedy wszystko (włączywszy w to mnie) i to nie raz. Zaledwie zeszłego wieczora opowiadał mi o jednym ze swoich kolegów, który odszedł od żony do dziesięć lat młodszej kobiety, ponieważ tamta się zapuściła. Dało mi to wiele do myślenia – ja zrobiłam dużo więcej, niż tylko się zapuściłam, a Simon nadal ze mną jest (jak do tej pory). Jest jak jakiś cholerny święty i minimum, jakie mogę dla niego zrobić, to brać leki i uczynić jego życie nieco bardziej znośnym. Muszę trzymać się planu, zachować swoje myśli dla siebie i nie obciążać go moimi trywialnymi problemami. Nie mogę dać mu żadnego powodu, żeby mnie porzucił. Nie zniosłabym tego.
Nagle makaron zaczyna kipieć, wypluwając spienione bąble na kuchenkę. Krzyczę i podbiegam do garnka, instynktownie chwytając za uchwyt i oczywiście parząc się. Znów krzyczę, tym razem z bólu, ale Simon nie reaguje w najmniejszym stopniu, tylko upija spory łyk wina.
– Ciągle gadasz o byciu dobrą matką i żoną, a nie potrafisz nawet ugotować makaronu – mówi z goryczą i potrząsa głową, jakby nie mógł w to uwierzyć. Potem odwraca wzrok, niezdolny dłużej tolerować stojącej przed nim wybrakowanej kobiety. W kuchni, na którą ta kobieta nie zasługuje; w życiu, którego nie jest warta.
– Mamo, coś się stało? – Obok mnie pojawia się nagle Sophie, pociągając mnie i wkładając moją rękę pod strumień zimnej wody, rzucając ojcu mordercze spojrzenie.
– Wszystko dobrze. – Jestem wdzięczna za jej dobroć i wzruszona jej niepokojem. Pod koniec przyszłego lata wyjedzie na uniwersytet i zastanawiam się, jak będzie wyglądało moje życie bez niej.
Ostrożnie usuwa wodę z mojej poparzonej dłoni papierowym ręcznikiem. Simon nadal bawi się telefonem. Prawdopodobnie wysyła Caroline esemesa, planując ich wspólny cichy jutrzejszy wieczór i opowiadając jej, co z nią zrobi na jej wielkim mosiężnym łóżku (o tak, widziałam je – pozuje na nim na Instagramie; próbuję nie zaprzątać sobie tym myśli, ale nie mogę się powstrzymać i wciąż wracam do tego zdjęcia, chociaż to bolesne).
Kiedy Sophie wreszcie wraca na górę do swojego wirtualnego świata, dyskretnie otwieram ręcznie wykonaną szafkę i sięgam za puszki z zupą pomidorową. Widzę, że Simon przygląda mi się uważnie, kiedy otwieram butelkę z mirtazapiną.
– Tylko weź właściwą dawkę. Nie oszczędzaj – mówi, nadal przeglądając telefon.
– Po prostu nie chcę się czuć taka zmęczona – wzdycham bardziej do siebie niż do niego. – Te leki całkiem pozbawiają mnie energii. Nie pracowałam nad niczym przez całe lata.
– Pracowałaś?
– Nad torebkami.
– Cóż za straszliwa to strata dla świata torebek – wypowiada to słowo, jak normalnie ktoś wypowiedziałby „gówno”.
Nie odpowiadam. Nie ma po co. Praca z materiałami i kolorami była moim talentem – i chcę wierzyć, że nadal jest – ale nie jest to umiejętność, którą Simon mógłby docenić, prawdopodobnie dlatego, że jego talent jest związany z nauką. Nigdy nie widział większego sensu w modzie i projektowaniu, a chociaż gdy się poznaliśmy, powiedział, że podziwia mój zapał, nie sądzę, żeby kiedykolwiek rozumiał mój świat. Tak bardzo różnił się od jego świata.
– Vive la différence – mówił. – To sprawia, że jesteśmy jeszcze bardziej ekscytującą parą.
Ale po roku małżeństwa urodziłam dziecko i nie musiałam niczego już tworzyć. Moje nowe życie wypełniło mnie całkowicie i ugasiło wszelkie pragnienie do projektowania, nawet jako hobby.
Marzyłam o zostaniu mamą, tuleniu tego dziecka w ramionach, ale czasem marzenia się nie spełniają. Doświadczenie macierzyństwa wzięło mnie z zaskoczenia. Byłam przepełniona miłością do mojego maleństwa i nawet Simon został zepchnięty na dalszy plan. Byłam wyczerpana i nie miałam dla niego ani krzty energii. Niestety (choć bardzo trudno mi do tego wracać), ze względu na moje zaniedbania, Simon znalazł ukojenie w ramionach innej kobiety.
Dowiedziałam się tego od przyjaciółki, kiedy Emily miała zaledwie kilka miesięcy. Podobno Simon pojawił się w lokalnej restauracji z jakąś kobietą, z którą trzymał się za ręce. Nie miał nawet