Nasze małe kłamstwa. Sue Watson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nasze małe kłamstwa - Sue Watson страница 19

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Nasze małe kłamstwa - Sue  Watson

Скачать книгу

wreszcie zaakceptowałam to, co się wydarzyło. Chciałam tylko zatrzymać męża przy sobie, żebyśmy byli razem dla dobra rodziny. Jeżeli oznaczało to wybaczenie i zapomnienie o sprawie, musiałam to zrobić. Poza tym nie chodziło o seks. Według Simona, do niczego nie doszło – może i się zastanawiał, ale powiedział, że nigdy nie zrobiłby czegoś, co by mogło mnie zranić. Wybaczyłam mu więc bez zastanowienia. Naprawdę nie wiem, co bym poczęła, gdyby przyznał się do „skonsumowanego” romansu. Chcę wierzyć, że byłabym w stanie od niego odejść, ale w tamtych czasach nie potrafiłam sobie wyobrazić niczego gorszego, niż życie bez niego. A potem zdarzyło się coś gorszego.

      Mój poraniony umysł nadal ma trudność z powracaniem do tamtych dni, do tego, co się stało, do tych mrocznych, samotnych dni spędzonych w uczuciu wyczerpania i krowiej ociężałości. Staram się zapomnieć, ale moja terapeutka i Simon mi na to nie pozwalają. Saskia powiedziała, że stawienie czoła temu, co się wydarzyło, pomoże mi wyzdrowieć, zacząć znów żyć normalnie i dlatego Simon czasem próbuje mnie zmusić do rozmowy o tym. Ale ja ledwie jestem w stanie wymówić imię mojego maleństwa i zasłaniam uszy, kiedy on to robi. Dlatego właśnie potrzebuję leków.

      Czasem nie biorę dodatkowej dawki, żeby jakoś przetrwać dzień, kiedy dzieci są w szkole. Nie zawsze to działa. Czasami naprawdę potrzebuję całej dawki. Gdybym nie wzięła lekarstw, nie wiem, co bym zrobiła. Ale w dobre dni potrafię uspokoić umysł, szyjąc torebki ze skrawków materiałów, tak jak kiedyś. Ostatnio uszyłam torebkę na ramię na urodziny Jen. Zrobiłam ją ze skrawków jedwabiu i aksamitu, w kolorze nocnego nieba, ozdabiając ją malutkimi srebrnymi gwiazdami. Podarowałam ją Jen w czasie urodzinowego obiadu – jednej z niewielu okazji, w której Simon zgodził się uczestniczyć. Torba bardzo jej się spodobała. Jen przycisnęła ją do piersi i powiedziała, że to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziała. Wszyscy goście podziwiali moje dzieło i niektórzy z przyjaciół Jen zapytali, czy mogłabym zrobić torebkę również i dla nich. Pamiętam, że spojrzałam wtedy na Simona, który wpatrywał się we mnie bez ruchu, z poppadomem w ustach, czekając na moją odpowiedź.

      – Niestety, jestem zbyt zajęta w domu – skłamałam.

      Trzeba znać swoje priorytety.

      Chociaż musiałam przyznać, że zrobienie tej torebki i podarowanie jej Jen sprawiło mi radość, jakiej już dawno nie czułam. Choć przy Simonie powiedziałam, że jestem zajęta, bardzo chciałam uszyć więcej i zastanawiałam się, czy nie założyć strony na Facebooku, żeby je sprzedawać. Wspomniałam o tym Simonowi kilka dni później, ale spytał, kiedy miałabym niby znaleźć na to czas, z trojgiem dzieci pod opieką, ogromnym domem i zapracowanym mężem?

      Oczywiście ma rację; byłam głupia, myśląc, iż poświęcanie czasu na uszycie czegoś za kilka miedziaków miało sens, kiedy mogłam wykorzystać mój dzień na coś bardziej użytecznego. Tym niemniej wykonanie torebki dla Jen sprawiło mi przyjemność i kiedy zajmowałam się szyciem, byłam w stanie zapomnieć o lekach, odpocząć od ciemnej, wirującej wody, uciekając między materiałowe gwiazdy. Przynajmniej na kilka godzin.

      Teraz jednak zdaję sobie sprawę, że to nie jest rozwiązanie, tylko chwilowa odskocznia, która nie zda egzaminu na dłuższą metę. Wrócę do pełnej dawki leków, żeby przestać się nad wszystkim nadmiernie zastanawiać. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę kontrolować siebie tak dobrze, jak robią to lekarstwa, ale mogę sobie pomóc. Obiecuję więc samej sobie, że przestanę myśleć o Caroline, bezustannie sprawdzać jej strony na portalach społecznościowych i wyobrażać sobie przeróżne idiotyczne scenariusze. Przysięgam również, że nie będę stawiać się w sytuacjach, które mogą oznaczać kłopoty dla mnie i moich najbliższych. Staram się być pozytywna i za wszelką cenę się nie rozsypać.

      ROZDZIAŁ SZÓSTY

      Przez kolejne kilka dni usiłuję osiągnąć spokój umysłu, ale pomimo dużej dawki leków, Caroline wciąż daje o sobie znać. Nawet 45 miligramów mirtazapiny nie potrafi utrzymać jej w ryzach. Widzę ją w Waitrose, w Costa Coffee, popijającą kawę, i nawet wydaje mi się, że w gabinecie Simona, kiedy przejeżdżam obok szpitala (czasem to robię, nie wiedzieć czemu). Ale wiem, że to nie Caroline, tylko leki.

      Czuję się, jakbym stała nad brzegiem przepaści. Czy spadnę, czy zostanę zepchnięta? Muszę zadbać o swoje bezpieczeństwo, utrzymać zdrowy umysł, a nie znów się wykoleić i spowodować chaos. Dlatego poza odebraniem dzieci ze szkoły zostaję w domu, a zakupy produktów spożywczych robię w internecie, unikając Waitrose, Costy i Caroline. Sprzątam dom na wysoki połysk, zajmuję się ogrodem i gotuję dla Simona i dzieci. Wygrzebywanie przepisów na niektóre z jego ulubionych kolacji przypomina mi o tym, jak kiedyś dla niego gotowałam, po tym, jak położyliśmy Sophie spać, hojnie racząc się winem, a na deser przeważnie serwowałam seks. Przeglądam strony opisujące rodzinne bankiety w stylu francuskim. Ślinka mi leci, kiedy wpatruję się w suflety, przypominam sobie konsystencję tatara ze steku i bogactwo kremowych, okraszonych czosnkiem ziemniaków dauphinoise. Przychodzi mi do głowy, że może jeśli chcę odzyskać Simona, powinnam stać się dawną Marianne?

      Dlatego przez kolejne kilka dni naprawdę przykładam się do tego, aby mój umysł i nasze małżeństwo powróciły na właściwą drogę i usiłuję odtworzyć niektóre z dawnych romantycznych momentów. Przeglądam do upadłego książki kucharskie Julii Child i Elizabeth David, szukając najlepszych, najtrudniejszych i najsmaczniejszych przepisów. Gotuję skomplikowane francuskie i śródziemnomorskie dania, nad którymi trzeba sterczeć całymi godzinami, redukując bulion i tworząc warstwy o różnych smakach. Praca wypełnia mój umysł i czas. Robię makaron od zera jak dawniej, wypełniam dom ciepłym aromatem ziołowych chlebków, które macza się w bogatych duszonych potrawkach. Gotowanie jest twórcze i to jedna z rzeczy, którą robię dobrze. Simon zawsze doceniał przygotowane przeze mnie jedzenie, a ja chcę go żywić, zadowolić, jak kiedyś. Może nie zrobiłam wspaniałej kariery chirurga ani nie mam idealnie przyciętej blond fryzury, ale potrafię ją pokonać w kuchni. Wkrótce znudzi się twoimi miękkimi wargami i szczupłymi biodrami, Caroline, ale moje chleby na zakwasie i wywar z kości zawsze będą go ekscytowały.

      Pracuję niezmożenie, upewniając się, że kolacja jest gotowa w momencie, gdy Simon przekracza próg. Dzieci są już wtedy wykąpane i położone do łóżek, a ja zdążyłam zażyć moje tabletki. Przez cały dzień czuję się wyczerpana i działam głównie na autopilocie, ślepo realizując plan, który ocali moje małżeństwo – moje życie. Nie pozwolę Caroline – a nawet jej cieniowi – wtargnąć do naszego zamku.

      To nie pierwsze moje rodeo. Przeprowadzka tutaj to już trzecia z kolei, jaką musieliśmy zorganizować ze względu na moją przypadłość. Ale Caroline to coś zupełnie innego. Martwi mnie dużo bardziej niż inne kobiety. Jest kimś dużo więcej: współpracowniczką, koleżanką po fachu, kimś na poziomie Simona, osobą, z którą może się podzielić swoimi pomysłami i problemami. Caroline jest jego warta. Mógłby odwiedzić ją w jej domu i porozmawiać o swoim dniu, a ona zrozumiałaby go doskonale, ponieważ jej dni przebiegają podobnie. Caroline wiedziałaby również, jak zachować się na przyjęciu bożonarodzeniowym na wydziale chirurgicznym. Nie zażyłaby leków, popijając je ginem, i nie oskarżyłaby przypadkowo wybranych kobiet o sypianie z jej mężem Nie przypaliłaby obiadu, nie zostawiła bliźniaków w rozgrzanym samochodzie, nie bluźniłaby innej kobiecie na jej stronie facebookowej i nie szorowałaby do krwi swojej skóry substancją odkażającą. Nie – Caroline jest wszystkim, czym ja nie jestem. To prawdziwe zagrożenie i podejrzewam, że nie jest jedynie chwilową rozrywką, jak

Скачать книгу