Autopsja. Tess Geritsen

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Autopsja - Tess Geritsen страница 2

Autopsja - Tess Geritsen Джейн Риццоли и Маура Айлз

Скачать книгу

do grzbietu, po czym zaczynamy schodzić na drugą stronę, ku kępie drzew. Docieramy do dna żlebu, który okazuje się łożyskiem wyschniętej rzeki. Na brzegach widać śmiecie, pozostawione przez idących tą samą drogą naszych poprzedników: plastikowe butelki po wodzie, brudna pielucha, znoszony winylowy but, popękany od słońca, powiewający na gałęzi strzęp niebieskiego brezentu. To szlak, którym szli ludzie marzący o amerykańskim raju, a teraz przekrada się nim nasza siódemka. Widok śmieci rozwiewa moje lęki – są znakiem, że jesteśmy już blisko celu.

      Mężczyźni nas popędzają. Zaczynamy się wspinać na przeciwległy brzeg.

      Ania czepia się mojej ręki.

      – Milu, nie mogę iść dalej.

      – Musisz.

      – Mam skaleczoną stopę.

      Patrzę na jej delikatną skórę, na krew płynącą z poranionych palców u nóg i wołam do mężczyzn:

      – Moja przyjaciółka pokaleczyła sobie nogi!

      Kierowca odpowiada:

      – Nie obchodzi mnie to. Musicie iść dalej.

      – Nie możemy. Potrzebny jest bandaż.

      – Idziecie dalej, albo was tutaj zostawimy.

      – Pozwólcie jej przynajmniej zmienić buty!

      Mężczyzna się odwraca. W ciągu sekundy zachodzi w nim zmiana. Wyraz jego twarzy sprawia, że Ania cofa się przestraszona. Zbliża się do mnie, reszta dziewczyn zamiera z przerażeniem w oczach, zbijając się w gromadkę jak stado przestraszonych owiec.

      Uderzenie jest tak szybkie, że nie widzę ruchu ręki. Ląduję na kolanach i przez kilka sekund widzę tylko ciemność. Słyszę krzyk Ani dochodzący jakby z dużej odległości, a potem czuję ból w szczęce i smak krwi. Widzę, jak kapie jasnymi kroplami na kamienie łożyska rzeki.

      – Wstawaj! No, już! Straciliśmy dość czasu.

      Z trudem wstaję. Ania patrzy na mnie zbolałym spojrzeniem.

      – Milu, uspokój się! – szepce. – Musimy robić, co każą! Nogi mnie już nie bolą, naprawdę! Mogę iść dalej.

      – Dostałaś nauczkę? – pyta mnie mężczyzna. Odwraca się do pozostałych dziewcząt. – Widzicie, co się stanie, kiedy mnie wkurzycie? Nie próbujcie więcej pyskować! Idziemy!

      Dziewczyny ruszają po kamieniach. Ania bierze mnie za rękę i ciągnie. Jestem zbyt oszołomiona, żeby się opierać. Wlokę się za nią, przełykając krew, ledwie widząc ścieżkę przed sobą.

      Okazuje się, że to już niedaleko. Wspinamy się na drugi brzeg i po przejściu obok kępy drzew wychodzimy na gruntową drogę, gdzie czekają na nas dwie furgonetki.

      – Stańcie w szeregu – mówi nasz kierowca. – Prędko. Tamci chcą was obejrzeć.

      Otępiałe, ustawiamy się w szeregu: siedem dziewcząt w zakurzonych sukienkach, zmęczonych, z obolałymi nogami.

      Z furgonetek wysiadają czterej mężczyźni i witają się z naszym kierowcą po angielsku. Są Amerykanami. Potężnie zbudowany mężczyzna w czapce baseballowej idzie powoli i nam się przypatruje. Wygląda jak opalony farmer, dokonujący przeglądu swoich krów. Zatrzymuje się przede mną i marszczy brwi na widok mojej twarzy.

      – Co jej się stało? – pyta.

      – Zaczęła pyskować – odpowiada kierowca. – To tylko skaleczenie.

      – I tak jest za chuda. Kto ją zechce?

      Czy nie wie, że rozumiem po angielsku? Czy go to w ogóle obchodzi? Może jestem chuda, myślę sobie, za to ty masz ryj wieprza.

      Przenosi wzrok na inne dziewczęta.

      – W porządku – mówi. Na jego twarzy pojawił się uśmieszek. – Obejrzyjmy je sobie dokładniej.

      Kierowca odwraca się w naszą stronę.

      – Rozbierzcie się – mówi po rosyjsku.

      Patrzymy na niego zaszokowane. Do tej chwili łudziłam się, że, obiecując nam pracę w Ameryce, kobieta w Mińsku mówiła prawdę. Że Ania będzie opiekunką trzech dziewczynek, a ja sprzedawczynią w sklepie z sukniami ślubnymi. Nawet kiedy kierowca zabrał nam paszporty i kazał iść kamienistym szlakiem, myślałam cały czas: może nas nie okłamała. Zobaczymy, co będzie dalej.

      Żadna z nas nie reaguje na rozkaz. Jego żądanie nie mieści nam się w głowach.

      – Słyszycie, co do was mówię? – pyta kierowca. – Chcecie wyglądać tak jak ona? – Wskazuje na moją spuchniętą od uderzenia twarz, która nadal mnie boli. – Rozbierać się!

      Jedna z dziewcząt kręci głową i zaczyna płakać. To wywołuje w nim wściekłość. Uderzenie odrzuca jej głowę w bok, a ona zatacza się do tyłu. Mężczyzna chwyta ją jedną ręką, a drugą rozrywa jej bluzkę. Piszcząc, dziewczyna próbuje go odepchnąć, lecz drugie uderzenie rzuca ją na ziemię. Jakby mu było za mało, mężczyzna podchodzi i wymierza jej złośliwego kopniaka w żebra.

      – Masz! – syczy, po czym zwracając się do nas, pyta: – Która chce być następna?

      Jedna z dziewcząt pospiesznie rozpina guziki bluzki. Za jej przykładem wszystkie wypełniamy jego rozkaz: odpinamy guziki bluzek, rozsuwamy zamki spódniczek i spodni. Nawet Ania – wstydliwa mała Ania – posłusznie zdejmuje top.

      – Zdjąć wszystko, kurwy – rozkazuje kierowca. – Dlaczego się tak grzebiecie? Już wkrótce nauczycie się robić to szybko. – Podchodzi do dziewczyny, która jeszcze nie zdjęła majtek i stoi, osłaniając skrzyżowanymi ramionami piersi. Wzdryga się, kiedy mężczyzna łapie gumkę i zdziera z niej majtki.

      Czterej Amerykanie zaczynają chodzić wokół nas jak wilki, ich spojrzenia prześlizgują się po naszych ciałach. Ania trzęsie się tak bardzo, że słychać szczękanie jej zębów.

      – Biorę tę na próbną jazdę. – Jedna z dziewcząt, wyciągnięta z szeregu, szlocha. Mężczyzna nawet nie stara się odejść z nią na stronę. Opiera dziewczynę o furgonetkę, ściąga jej majtki i wchodzi w nią. Dziewczyna jęczy.

      Pozostali mężczyźni idą za jego przykładem. Nagle czuję, że któryś odciąga ode mnie Anię. Próbuję przytrzymać ją za rękę, ale kierowca rozrywa nasze dłonie.

      – Ciebie nikt nie zechce – mówi. Wpycha mnie do furgonetki i zamyka drzwi.

      Wszystko, co się potem dzieje słyszę i widzę przez okno: walkę dziewcząt, ich krzyki. Nie mogę znieść tego widoku, a jednocześnie nie mogę przestać patrzeć.

      – Milu! – krzyczy Ania. – Milu, pomóż mi!

      Dobijam się do drzwi, chcąc przyjść jej na ratunek. Mężczyzna przewrócił ją i rozwarł jej

Скачать книгу