Autopsja. Tess Geritsen
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Autopsja - Tess Geritsen страница 4
Podniosła się z krzesła i ruszyła pustym korytarzem w stronę klatki schodowej. Jej kroki na betonowych stopniach odbijały się wzmocnionym echem. Wszedłszy do laboratorium, włączyła światło, stwierdzając, że Yoshima jak zwykle zostawił wnętrze w nieskazitelnym stanie: stoły były wytarte i błyszczące, podłogi zmyte do czysta. Poszła do chłodni i odsunęła ciężkie drzwi. Z wewnątrz buchnął tuman zimnej mgły. Zaczerpnąwszy powietrza, jakby miała dać nurka do cuchnącej wody, weszła do środka.
Zwłoki zajmowały osiem wózków; większość była gotowa do zabrania przez domy pogrzebowe. Idąc wzdłuż rzędu, Maura sprawdzała kartoniki przyczepione do palców u nóg, aż znalazła nazwisko Glorii Leder. Odsunąwszy zamek błyskawiczny worka, wsunęła ręce pod pośladki trupa i obróciła go na bok na tyle, by móc rzucić okiem na tatuaż.
Był na lewym biodrze.
Zapięła worek i ruszyła do wyjścia. Będąc już przy drzwiach, nagle zamarła. Odwróciwszy się, spojrzała w głąb chłodni.
Czyżbym się przesłyszała?
Włączył się wiatraczek, wydmuchujący lodowate powietrze z otworów klimatyzacyjnych. Tak, to musiał być wiatraczek, pomyślała. Albo kompresor lodówki. A może odgłos chłodzącej cieczy w rurkach? Czas wracać do domu. Była tak zmęczona, że zaczynała mieć przywidzenia.
Znów się odwróciła, by wyjść, i znów zamarła. Odwróciwszy się, spojrzała na rząd worków. Serce biło jej tak mocno, że zagłuszało wszelkie inne odgłosy.
Coś się poruszyło. Jestem pewna.
Rozpiąwszy pierwszy worek, ujrzała mężczyznę, którego pierś została po sekcji zaszyta. Ten z całą pewnością nie żył.
Z którego worka dochodził ten odgłos?
W następnym worku zobaczyła zakrwawioną twarz i roztrzaskaną czaszkę. Trup.
Trzęsącymi się rękami zaczęła rozpinać trzeci worek. Rozchylone plastikowe brzegi odsłoniły bladą twarz ze zsiniałymi wargami czarnowłosej młodej kobiety. Rozpiąwszy worek do końca, zobaczyła mokrą bluzkę przylegającą do ciała i lśnienie kropel zimnej wody na białej skórze. Kiedy rozchyliła bluzkę, zobaczyła pełne piersi i szczupłą talię. Ciało było nietknięte, palce u rąk i nóg różowe, na ramionach rysowały się niebieskie żyłki. Patolog jeszcze się za nie nie zabrał.
Przyłożywszy palce do szyi kobiety, poczuła zimno skóry. Zbliżyła policzek do jej warg, próbując poczuć minimalny powiew, usłyszeć najdrobniejszy szmer oddechu.
Trup otworzył oczy.
Maurę zatkało. Odskoczyła, wpadając na stojący za nią wózek na kółkach i o mało nie upadła, kiedy odjechał. Kiedy wstawała, zobaczyła, że mimo otwartych oczu kobieta patrzy niewidzącym wzrokiem, a sine wargi szepcą bezgłośnie słowa.
Trzeba ją natychmiast wyciągnąć z lodówki! Trzeba ją ogrzać!
Maura próbowała pchnąć wózek w stronę drzwi, lecz nie dawał się ruszyć. W popłochu zapomniała odblokować kółka. Pochyliwszy się nad dźwignią, zwolniła ją. Tym razem udało się wytoczyć go ze szczękiem z chłodni do cieplejszego pomieszczenia.
Oczy kobiety znów były zamknięte. Zbliżywszy twarz do jej warg, Maura starała się wyczuć podmuch powietrza, bez skutku. Chryste! Nie mogę cię teraz stracić!
Nie wiedziała o niej niczego – nie znała jej nazwiska, ani dlaczego „zmarła”. Kobieta mogła być siedliskiem wirusów, mimo to Maura przytknęła usta do jej ust i o mało się nie zakrztusiła, poczuwszy smak zimnego ciała. Trzema głębokimi wydechami wpompowała w płuca kobiety powietrze, po czym przyłożyła palce do jej szyi, by zbadać puls.
Czy mi się zdaje? Może to, co czuję, jest moim własnym pulsem?
Złapała za słuchawkę ściennego telefonu i wystukała 911.
– Dyspozytor pogotowia, słucham?
– Mówi doktor Isles z biura lekarza sądowego. Potrzebny ambulans. Mam tu kobietę z zatrzymaniem akcji oddychania…
– Przepraszam, czy pani powiedziała, że dzwoni z biura lekarza sądowego?
– Tak! Jestem na tyłach budynku, przy rampie załadunkowej. Laboratorium jest przy Albany Street, naprzeciwko centrum medycznego.
– Zaraz wyślę ambulans.
Maura odwiesiła słuchawkę. Przezwyciężając obrzydzenie, powtórnie przyłożyła usta do warg kobiety. Trzy szybkie oddechy, po czym znów dotknęła palcami jej tętnicy szyjnej.
Jest puls! Tym razem na pewno!
Nagle usłyszała świst, po którym nastąpiło kaszlnięcie. Kobieta łapała powietrze, w jej gardle bulgotał śluz.
Oddychaj, nieznajoma! Walcz!
Przybycie ambulansu oznajmiło wycie syreny. Otworzywszy tylne drzwi budynku, Maura stanęła w progu, mrużąc oczy przed migającymi światłami zatrzymującego się ambulansu, z którego wyskoczyli dwaj ratownicy medyczni.
– Ona jest tu, w środku! – zawołała Maura.
– Nadal nie oddycha?
– Nie, zaczęła oddychać. Wyczułam również puls.
Mężczyźni weszli do budynku i osłupieli na widok kobiety na wózku.
– Jezu – mruknął jeden z nich – dlaczego ona jest w worku dla trupów?
– Odkryłam ją w chłodni – wyjaśniła Maura. – Prawdopodobnie jest w stanie hipotermii.
– Oby tylko tyle.
Wyjęli maskę tlenową i rurki kroplówki. Przymocowali przewody elektrokardiografu i na monitorze ukazała sinusoidalna linia, jakby kreślona przez leniwego rysownika. Serce kobiety biło, oddychała, mimo to nadal sprawiała wrażenie martwej.
Zakładając na jej zwiotczałe ramię opaskę uciskową, ratownik spytał:
– O co tu chodzi? Jak ona się tu znalazła?
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała Maura. – Zeszłam do chłodni, żeby sprawdzić pewien szczegół u innych zwłok i usłyszałam, że się poruszyła.
– Czy takie rzeczy… hmm… często się tu zdarzają?
– To pierwszy