Sprawiedliwy oprawca. Aleksandra Marinina

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sprawiedliwy oprawca - Aleksandra Marinina страница 26

Sprawiedliwy oprawca - Aleksandra  Marinina

Скачать книгу

pan zrozumie – podjął przejęty generał. – Gadki o czystych rękach są dobre dla pionierów. Był pan kadrowym oficerem, służył w naszym resorcie, więc musi pan zdawać sobie sprawę, że są czasem takie cele i zadania, które zmuszają nas, byśmy odrzucili zasady moralności i etyki. Praca operacyjna to jedno wielkie gówno, tak było, jest i będzie. Nie ma pan prawa wyrzucać Władimirowi Wasiljewiczowi, mnie i sobie, że nasze działania naruszały pewne normy i komuś szkodziły. To nieuniknione, tego wymagał cel. Co pan chce osiągnąć, rwąc sobie włosy z głowy i przyznając się do popełnionych grzechów? To nic nie zmieni. Generał Bułatnikow dopuszczał się pewnych czynów w imię akceptowanego społecznie celu, a ci, którzy go zabili, zrobili to wyłącznie dla własnej korzyści. Czyżby nie zauważał pan różnicy?

      – No cóż, Antonie Andriejewiczu – powiedział Saulak, nie patrząc na generała. – Zostawmy wywody na temat moralności i etyki. Łączą nas relacje usługowo-handlowe, więc w ramach naszej transakcji jestem gotów zrobić to, czego pan ode mnie żąda. Zapewnił mi pan bezpieczeństwo na drodze z kolonii do Moskwy, nie poskąpił pieniędzy, więc niezależnie od tego, co panem kierowało, muszę spłacić dług wdzięczności. I jeszcze jedno. Przez pewien czas będzie mnie pan chronił, załatwi nowe dokumenty i mieszkanie. Przydałaby się też zgrabna historyjka na początek. Innymi słowy, będzie mnie pan wspierał w okresie adaptacji do nowych warunków życia. W zamian spełnię pańskie oczekiwania. Chce pan wyrównać rachunki z zabójcami Bułatnikowa? Gotów jestem udzielić panu wsparcia. Jeszcze raz podkreślam: nie zamierzam mścić się za śmierć Władimira Wasiljewicza, chcę tylko zrewanżować się za pomoc, której już mi pan udzielił i której udzieli w przyszłości. Umowa stoi?

      Minajew z trudem powstrzymał westchnienie ulgi. No nareszcie! Już zaczynał się bać, że nie zdoła znaleźć wspólnego języka z tym mężczyzną.

      – Ma się rozumieć, Pawle Dmitrijewiczu, że stoi. Bardzo się cieszę. Jestem też gotów przyznać, że nie miałem racji, próbując nakłonić pana do zaakceptowania moich argumentów. Mój stosunek do Bułatnikowa i do jego śmierci to rzeczywiście moja osobista sprawa, nikt nie ma obowiązku mnie w tym wspierać. No cóż, proponuję, żeby chociaż przez parę godzin pan odpoczął, niedługo zacznie świtać. A jutro zabierzemy się do roboty, jeśli nie ma pan nic przeciwko.

      Paweł wstał i na widok jego kamiennej, surowej twarzy Anton Andriejewicz pomyślał, że Saulak nie zamierza mu odpowiadać. Uznał, że rozmowa skończona.

***

      Generał Minajew nie miał wątpliwości, że w zamachu na Władimira Wasiljewicza Bułatnikowa maczali palce ludzie, w których interesie przeprowadził najbrudniejszą i najokrutniejszą operację. Minajew znał ich nazwiska, prawie dwa lata zajęło mu skompletowanie listy. Teraz, gdy tożsamość i zdjęcie jednego z nich pojawiły się na ekranie telewizora i na stronach gazet, domyślił się, że grupie z kapitałem kryminalnym zrobiło się ciasno. Jej członkowie pragną rozmachu, chcą wypłynąć na szerokie wody. Potrzebują swojego prezydenta, który zadba o wydanie pożądanych dekretów, podpisanie stosownych dokumentów i podjęcie niezbędnych decyzji przez swoich ministrów. Oprócz prezydenta jest jeszcze oczywiście Duma, ale tam udało się już wepchnąć marionetkowych deputowanych, którzy będą wyłazić ze skóry, żeby nie dopuścić do przyjęcia niewygodnych ustaw. Traf chciał, że wybory do Dumy i wybory prezydenckie odbędą się w przeciągu pół roku, dzięki temu grupa łatwiej zrealizuje swój plan.

      Paweł poprosił Minajewa, żeby dał mu trzy dni.

      – Muszę zaleczyć zapalenie wątroby – wyjaśnił. – W przeciwnym razie mogę nagle dostać ataku. Poza tym muszę się wyspać i odzyskać siły.

      Anton Andriejewicz był gotów do ustępstw, chętnie godził się na wszelkie warunki Pawła, byleby tylko ten się nie wycofał. Ale Paweł chyba nie zamierzał zmieniać swojej decyzji.

      Trzy dni później oznajmił:

      – Mogę zaczynać pracę.

      Wyglądał o wiele lepiej niż wtedy, gdy po raz pierwszy znalazł się w domku letniskowym Minajewa. Cera nabrała zdrowego wyglądu, była wprawdzie nieco blada, ale różowa, a nie ziemistoszara. Paweł nie siedział już godzinami w fotelu z zamkniętymi oczami i rękami założonymi na piersiach, tylko przechadzał się po domu i po ogrodzie, zaczął się też gimnastykować. Pewnego dnia Minajew przypadkiem zobaczył, jak trenował za domem, i zdumiał się, że był w stanie zrobić zaledwie pięć pompek, za to ze dwadzieścia minut skakał na skakance, i to tak szybko, że Anton Andriejewicz nie potrafił dostrzec sznura, mimo że wytężał wzrok. Potem się domyślił, że każdemu skokowi towarzyszą dwa obroty skakanką. Takie dwudziestominutowe ćwiczenie wymagało niesłychanej koncentracji i dobrze wytrenowanych nadgarstków.

      W ciągu trzech dni generał znalazł Pawłowi nowe mieszkanie i załatwił dokumenty na nazwisko Aleksandra Władimirowicza Kustowa, a także paszport, z którego wynikało, że wrócił niedawno z Belgii, gdzie spędził dwa lata, pozostając w związku małżeńskim z uroczą Belgijką, ale niezgodność charakterów pokonała w końcu pragnienie prowadzenia dostatniego życia, więc rozstał się z żoną i wrócił do ojczyzny. Dwuletnia nieobecność znakomicie tłumaczyła pewną, by tak rzec, niewiedzę pana Kustowa na temat na przykład ceny żetonu do metra albo miejsca sprzedaży biletów na przejazd środkami naziemnej komunikacji miejskiej. Nic też dziwnego, że po dwuletnim pobycie za granicą nie miał własnego biznesu, a nawet stanowiska w państwowej firmie. Miał wprawdzie jeszcze pieniądze, więc przez pewien czas mógł sobie pozwolić na to, żeby nie pracować.

      Na liście, którą generał Minajew przygotował dla Saulaka, figurowało siedem nazwisk. Godność obecnego kandydata na prezydenta znalazła się na pierwszym miejscu, a Czincowa w ogóle na niej nie było. Anton Andriejewicz wybrał tylko te osoby, które były bezpośrednio zaangażowane w organizowanie transportów broni i narkotyków, osobiście uczestniczyły w podejmowaniu decyzji, przygotowaniu konkretnych operacji i w podziale zysków. Czincow był wówczas drobną płotką, chłopcem na posyłki, wykorzystywanym do prostych rzeczy – wymyślał intrygi i wdrażał je w życie. Wtedy, trzy albo cztery lata temu, kontakt z Bułatnikowem utrzymywali dwaj przywódcy szajki, a miejsce Czincowa w hierarchii, jak powiedzieliby grypserzy, było „koło kibla”. Minajew wiedział, że teraz sytuacja uległa zmianie, Czincow trafił do ekipy kandydata na prezydenta i został jego prawą ręką. Interesował się też Pawłem i próbował wyciągnąć o nim informacje z MWD.

      – Nie chcę niczego przed panem ukrywać – powiedział Minajew, trzymając w ręce listę kandydatów do likwidacji. – Mam tutaj listę ludzi, którym najbardziej zależało na śmierci Władimira Wasiljewicza i którzy sprawili, że umilkł na zawsze. Ale wiem też, że oni zainteresowali się panem, Pawle Dmitrijewiczu. Dowiadywali się o pana w MWD, więc nie wykluczam, że wysłali swoich ludzi do Samary, by pana zabili. Musi pan zacząć operację z otwartymi oczami, nie zamierzam nakłaniać pana do gry w ciemno i do niepotrzebnego ryzyka. Żeby wywiązać się z warunków naszej umowy, będzie pan musiał wejść w paszczę wroga, który przez cały próbuje pana dopaść i przed którym ledwie udało mi się pana ocalić w drodze do Moskwy.

      Minajew miał wielką ochotę dodać jeszcze: „Nie powinien się pan koło nich kręcić, Pawle Dmitrijewiczu, ale od czego ma pan grupę? Niech pan znajdzie swoich ludzi i włączy ich do pracy. Ludzie Czincowa znają pana, ale nie ich. Nikt prócz pana nie ma pojęcia o ich istnieniu”. Jednakże Anton Andriejewicz nie powiedział tego na głos. Bał się, że zniszczy operację, którą z takim trudem zaaranżował i której nadał

Скачать книгу