Sprawiedliwy oprawca. Aleksandra Marinina
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sprawiedliwy oprawca - Aleksandra Marinina страница 5
– Jak może wystarczać, skoro wyglądasz jak szkielet! – oburzył się Kola. – Nie bez powodu mówią na ciebie Trzonek, możesz się schować za trzonkiem od łopaty.
– Powiedziałem: nie trzeba.
Paweł przerwał rozmowę. Nie pozwolił Koli zbliżyć się do siebie, ale bez przerwy czuł jego spojrzenie pełne wdzięczności i nieśmiałego zachwytu. A teraz, butnie maszerując ku wyjściu z baraku i słysząc dobiegający z tyłu szept, doskonale wiedział: każdemu z jego brygady może zależeć na tym, żeby się nie „doigrał”, bo każdy chce, żeby nienawistny, nieodgadniony i przedstawiający mgliste, ale realne niebezpieczeństwo Trzonek wreszcie się wyniósł. Nikt nie chce, żeby zaledwie parę dni przed opuszczeniem kolonii wpakował się w kłopoty, naruszając regulamin. Chyba tylko mały Kola wolałby, żeby jeszcze został, bo się boi, że straci wsparcie. Cała reszta nawet we śnie szuka sposobu, jakby się go skutecznie pozbyć. Za naruszenie regulaminu nikt go tu oczywiście nie zatrzyma, nie ma takiego prawa, żeby samowolnie przedłużyć karę nałożoną przez sąd, ale gdyby parę dni przed uwolnieniem Trzonek wpadł we wściekłość, życie mieszkańców baraku zamieniłoby się w piekło. W to akurat nikt nie wątpił.
Saulak otworzył drzwi na korytarz i cicho ruszył w stronę umywalni. Zapalił światło, niczego się nie obawiając, odkręcił kran, opłukał twarz lodowatą wodą, podniósł głowę i przyjrzał się swojemu odbiciu w popękanym, zamglonym lustrze. Prawie się nie zmienił przez dwa lata. Nawet nie schudł, bo nie miał kilogramów do zrzucenia, zawsze był chudy jak patyk. Wąskie kości obciągnięte gładką, delikatną skórą. Mocno zapadnięte policzki, wysokie czoło, małe oczy w obramowaniu krótkich, niewidocznych rzęs, prawie zupełny brak brwi, nos cienki i garbaty, ale zbyt długi dla tego kształtu twarzy. Na głowie parę kosmyków, już zresztą siwych. W tym roku Paweł skończy czterdzieści pięć lat. Wiek zdradza tylko uczesanie, bo wcześnie zaczął łysieć – włosy wyraźnie się przerzedziły, gdy miał trzydziestkę. Gdyby nie to – wysoki, zgrabny chłopak, ani grama tłuszczu pod skórą, a mięśnie wyglądają tak, jakby nie były napakowane. Bo rzeczywiście nie były. Saulak miał silne, szczupłe, wytrzymałe nogi biegacza, ale ręce i ramiona chude i wątłe.
Na korytarzu rozległy się kroki, do umywalni zajrzał Kostiec, który starał się o przedterminowe zwolnienie i dlatego zapisał się do sekcji porządkowej. No proszę, zerwał się w środku nocy. Trzonek dał się wszystkim we znaki, nikt go nie może ścierpieć.
– Chory jesteś? – z troską zapytał Kostiec. – Może zawołać Facjatę, żeby przyprowadził lekarza?
Facjatą nazywano jednego z dyżurnych zastępców naczelnika kolonii, w skrócie DPNK2, który akurat dzisiaj miał zmianę. Wychodzenie z baraku w niedozwolonym czasie było zakazane, a nawet jeśli ktoś wyszedł, daleko nie zaszedł, bo każdy barak ogrodzono siatką, furtkę zaś zamykano na klucz. Nie można było wyjść bez naczelnika oddziału albo DPNK. Gdy więc ktoś potrzebował lekarza, musiał prosić o pomoc DPNK.
Saulak nawet się nie odwrócił, tylko patrzył w milczeniu na chłopaka, który odbijał się w lustrze. Lustro było nie tylko zamglone, ale też krzywe, więc krzepki i masywny Kostiec wyglądał w nim, jakby był wychudzony i mizerny.
– Nie trzeba – wycedził w końcu przez zęby.
– Położyłbyś się, Trzonek – nieśmiało rzekł Kostiec. – Zaraz będzie obchód baraków.
– Zamknij się – powiedział Saulak spokojnie i niemal serdecznie.
Kostiec się wycofał. Paweł wsłuchał się w siebie – bok ćmił, ale ból był do zniesienia. Byleby tylko nie skoczyła temperatura. Na wolności zrobiłby oczywiście wszystko, co trzeba. Wypiłby trochę oleju roślinnego z cytryną albo butelkę podgrzanej wody mineralnej Jessentuki 17 z ksylitolem i położyłby się do łóżka z gorącym termoforem pod bokiem. Najlepszy sposób profilaktyki i jeśli go w porę zastosować, można uniknąć ataku.
Wrócił i położył się na pryczy. Zostało tylko sześć dni. Co potem?
– Zostało tylko sześć dni – powiedział okazały mężczyzna w szarym garniturze, a w jego głosie zabrzmiały stalowe nuty. – A co potem? Przecież on wie o wszystkim i w każdej chwili może puścić farbę.
– Nie jest typem gaduły. Przez te dwa lata, które spędził w kolonii, informacje nigdzie nie wyciekły. To znaczy, że trzyma język za zębami i nie zamierza wykorzystywać zdobytej wiedzy. Dlaczego pan myśli, że po wyjściu na wolność zacznie mówić? Skąd ta pewność?
– Stąd, że zbyt dobrze wiem, co to jest wolność i czym się różni od więzienia. Gdy był pod kluczem, na co mógł liczyć, rozgłaszając tajemnice, które posiadł? Tylko na popularność. Ujawniona tajemnica nie ma wartości. Przebywając w kolonii, nie można szantażować kogokolwiek na zewnątrz. Stąd nie da się zadzwonić, poczta jest kontrolowana. Za to na wolności można sprzedać swoją wiedzę, i to bardzo drogo. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. Saulak musi umrzeć, zanim otworzy gębę. Zrozumiałeś? Nikt nie powinien dopatrzyć się w jego śmierci czegoś dwuznacznego. Najlepsze rozwiązanie to pijacka bójka na jakiejś budowie albo na pustkowiu. Menele zalały się w sztok. Dobrze wiem, że Saulak znajduje się pod obserwacją, że ktoś na niego czeka i nie odpuści, póki się nie dowie, co facet ma w głowie. I pod żadnym pozorem nie próbuj się go pozbyć w sposób, który dałby powód do krzyku, że się go pozbyto.
– Dobrze, Grigoriju Walentinowiczu, wszystko zrozumiałem.
– Trzydzieści sześć samodzielnych ugrupowań wysunęło do tej pory trzydziestu kandydatów, ale dopiero później się okaże, który z nich zgodzi się ubiegać o prezydencki fotel – mówiła urocza czarnowłosa prezenterka telewizyjna.
Na ekranie zaczęły się pojawiać fotografie znanych polityków. Wiaczesław Jegorowicz Sołomatin uśmiechnął się krzywo, widząc znajome twarze. Oto gdzie ich wszystkich ma, pomyślał, bezwiednie zerkając na zaciśniętą pięść. Wszystkich. Co do jednego. Wszyscy są unurzani, nie ma wśród nich ani jednego naprawdę niezależnego człowieka. Za każdym stoi kapitał kryminalny, bo ten uczciwie zarobiony, pozbawiony znamion kryminalnych, nie ma skąd się wziąć. Prawo ekonomii. Duże i uczciwe pieniądze w jednych rękach to kwestia odległej przyszłości, tak odległej, że jej nie doczekamy.
Wołodka Bułatnikow mógłby dużo opowiedzieć o politykach prezentowanych teraz w telewizji, szkoda, że go nie ma, ktoś się go przestraszył i zamknął mu usta. Nie szkodzi, jest jeszcze jego pomocnik, Paweł Saulak. Wie oczywiście mniej, ale to też wystarczy, żeby skręcić kark tym pożal się Boże prezydentom. Jest tylko jeden prezydent w tym kraju, naród już raz go wybrał i na razie nie potrzebuje drugiego. Żeby wyeliminować z walki wszystkich rywali, Sołomatin musi znaleźć Paszę Saulaka.
Wiaczesław Jegorowicz ani przez chwilę nie wątpił, że się dogada z pomocnikiem nieżyjącego generała Bułatnikowa. Przecież każda umowa to w gruncie rzeczy kwestia pieniędzy i gwarancji. Jeśli chodzi o pieniądze, Sołomatin ma ich w bród, no a gwarancje może dać każde.
Rozdział 2
Trzeci lutego wypadł akurat w sobotę, więc o ósmej
2
DPNK (dieżurnyj pomoszcznik naczalnika kołonii) – dyżurny zastępca naczelnika kolonii.