Sprawiedliwy oprawca. Aleksandra Marinina
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sprawiedliwy oprawca - Aleksandra Marinina страница 8
No cóż, można się trochę odprężyć. Póki Jelizawieta nie przyniesie ubrania, Paweł nie wyjdzie z wanny. Nastia wyciągnęła się na kanapie, umieszczając popielniczkę na piersi i sięgając po papierosa. Pieniądze mają czarodziejską moc! Sto dolarów wsunięte zarządcy hotelu sprawiło, że Nastia dostała dwupokojowy półapartament. Kolejny banknot trafił do rąk Jelizawiety, dzięki czemu kobieta nie robiła przeszkód, żeby w pokoju Nasti zamieszkał jej znajomy, nie dopełniając żadnych formalności. Saulak chyba będzie słono kosztował generała Minajewa. Niejedno jeszcze przed nimi… Szykują się niemałe wydatki.
Nastia zerknęła na zegarek – wpół do pierwszej. Pora zadzwonić do Korotkowa. Miał siedzieć kamieniem w swoim pokoju i czekać na jej telefon.
– No i jak? – zapytał z niepokojem.
– Na razie w porządku. Odebrałam i przywiozłam.
– Ktoś się nim interesował?
– I to jeszcze jak. Na mój gust dwie ekipy. Para w samochodzie i jakiś ciekawski, który przyszedł pieszo. Odprowadzili nas aż do hotelu.
– Gdzie on teraz jest?
– W łazience. Moczy się.
– Co to za typ?
– Skomplikowany. Boję się, że sobie z nim nie poradzę.
– Ale nie domyślił się, kim jesteś?
– Mam nadzieję, że nie. Najdziwniejsze jest to, że w ogóle go to nie interesuje. Chyba mu wszystko jedno.
– To niemożliwe.
– Wiem. Dobra, spotkamy się w restauracji za dwie godziny. Wtedy go sobie obejrzysz.
Jelizawieta Maksimowna przyniosła solidnych rozmiarów paczkę z zamówionym ubraniem.
– Proszę, jest wszystko, o co pani prosiła – powiedziała. – I reszta.
– Nie trzeba. – Nastia się uśmiechnęła. – Proszę zatrzymać.
– Dziękuję. – Kobieta błysnęła złotymi zębami, pośpiesznie chowając pieniądze do kieszeni. – Może załatwić coś jeszcze?
– Na razie dziękuję.
Nastia zamknęła za nią drzwi i zapukała do łazienki.
– Paweł, jest już ubranie. Kładę paczkę pod drzwiami.
– Dobrze – rozległo się w odpowiedzi.
Nastia umieściła paczkę na podłodze i ruszyła do sypialni. Ona też musi się przebrać. Otworzyła torbę podróżną, wyjęła kosmetyczkę, pantofle i ładny puszysty sweter, z wieszaka w szafie zdjęła klasyczne czarne spodnie i mimo woli się skrzywiła. Najlepiej czuła się w dżinsach i adidasach, ale sprawa to sprawa, nie ma wyjścia. Wciągnęła spodnie i sweter, wsunęła nogi w modne wąskie pantofle i zajęła się twarzą. Dobiegające z salonu odgłosy świadczyły o tym, że Paweł wreszcie wyszedł z łazienki. Ciekawe, czy prześladowcy już dotarli do Jelizawiety. Pewnie dotarli i teraz z niedowierzaniem trawią informację, którą z niej wyciągnęli: Pawła odebrała zwariowana milionerka. Nie szkodzi, niech trawią, to zajmie im trochę czasu.
Nastia z satysfakcją obejrzała się w lustrze. Teraz tylko mgliście przypomina tamtą zmarzniętą kobietę z czerwonym nosem, która czekała na Pawła za murami kolonii. Ciepło oraz umiejętnie nałożony róż sprawiły, że twarz lekko się zarumieniła, a podkreślone oczy stały się duże i wyraziste. Poprawiła włosy i zdecydowanym krokiem wyszła z sypialni.
– Jak ubranie? – zapytała. – Wszystko pasuje?
Saulak też wyglądał lepiej. Wydawał się mniej znużony, nowe spodnie doskonale leżały na wąskich biodrach. Stał przy oknie plecami do Nasti i nawet się nie odwrócił na dźwięk jej głosu.
– Tak, dziękuję.
– Za pół godziny zejdziemy na obiad. Jest pan głodny?
– Nie.
– A ja zjadłabym konia z kopytami. Nadal nie ma pan żadnych pytań?
– Nie.
– Za to ja mam pytania. I będę musiała je zadać, nawet gdyby nie miał pan ochoty odpowiadać.
– Niech pani spróbuje.
Wciąż stał tyłem, ale Nastia odniosła wrażenie, że w jego głosie zabrzmiała kpina.
– Chcę, żeby dobrze mnie pan zrozumiał. Zadaję pytania nie z prostej ciekawości. Wynajęto mnie, żebym wykonała swoją pracę, nie interesuje mnie tło sytuacji, chcę tylko wykonać zadanie i dostać pieniądze. Ale żeby ją wykonać, muszę to i owo wiedzieć. Miał pan wrogów w kolonii?
– To nie ma znaczenia – odparł spokojnie.
– Przeciwnie, ma. Więc proszę, żeby pan odpowiedział.
– Dobrze. Nie miałem wrogów.
– To niemożliwe. Mówi pan nieprawdę i chciałabym wiedzieć dlaczego.
Odwrócił się do niej twarzą, ale wzrok utkwił gdzieś ponad jej głową.
– Więc co ostatecznie chce pani wiedzieć? Czy miałem wrogów w kolonii, czy dlaczego mówię nieprawdę?
– I jedno, i drugie. Zbyt dobrze znam prawa kolonii. Wiem też, że więzień nie może nie mieć wrogów.
– Skąd ta pewność? Była tam pani?
– Byłam. Niech pan zrozumie, że pańskie kłamstwa mi przeszkadzają.
– A za co pani siedziała, jeśli można wiedzieć?
– Można. Za oszustwo. Nie przynosi mi to chluby w pańskich oczach? Chce pan powiedzieć, że prawdziwy oszust nie powinien wpaść, inaczej żaden z niego oszust?
– Tego nie powiedziałem. Przesadza pani.
– Dobrze. – Nastia westchnęła. – Powiedzmy, że popełniłam błąd. Ale to było dawno temu. Domyśla się pan, kto może na pana polować?
– Nie.
– Znowu pan kłamie.
– Oczywiście. Ma mnie pani zawieźć do Moskwy, więc proszę się tym zająć. I na miłość boską, niech mnie pani zostawi w spokoju.
Znowu się odwrócił i wbił wzrok w okno. Nastię ogarnęła złość, ale się opanowała. Usiadła w fotelu, zapaliła papierosa. Dotknęła dłonią samowaru i z żalem pomyślała, że woda już ostygła, a ona chętnie wypiłaby jeszcze jeden kubek kawy.
Nastia dobrze