Listy zza grobu. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Listy zza grobu - Remigiusz Mróz страница 13
Kiedy skończył, nabrał głęboko tchu. Kliknął dwukrotnie w archiwum, wpisał „Catalan” jako hasło i nacisnął enter.
Znów wyskoczyło okienko, ale tym razem pojawił się na nim pasek postępu. Kiedy doszedł do końca, zastąpiła go informacja o tym, że pomyślnie rozpakowano archiwum.
Zaorski klasnął, a serce zabiło mu szybciej. Wraz z Kają wpatrywali się w monitor, nie odzywając się słowem. W folderze pojawił się plik z rozszerzeniem .jpg.
– Co to jest? – odezwała się nieobecnym głosem Burza.
Zdjęcie? Jakaś grafika? Seweryn spodziewał się raczej plików tekstowych, w których Burzyński opisywałby swoje plany dotyczące listów na wypadek śmierci czy… cóż, właściwie Zaorski sam nie wiedział, co mogłoby stanowić tak pilnie strzeżoną tajemnicę. Z pewnością jednak nie żadne zdjęcie.
Kaja potrząsnęła głową.
– Tylko jeden plik? – spytała. – Tyle zachodu po to, żeby…
Kiedy urwała, musiał cofnąć rękę, bo gwałtownie sięgnęła po myszkę. Kliknęła dwukrotnie w jotpeg, ale zamiast zdjęcia lub obrazka pojawiła się informacja, że pliku nie można otworzyć.
– Nie wierzę… – rzuciła. – Co to ma znaczyć?
– Że twój ojciec jest upierdliwy nawet po śmierci?
Popatrzyła na niego, jakby przyłożył jej do ciała rozgrzany pręt.
– Trochę go rozumiem – dodał. – Ja zamierzam zrobić to samo dla moich córek.
Czekał, aż się oburzy. Właściwie był przyzwyczajony do tego, że jego mniej lub bardziej wyszukane żarty spotykały się z podobną reakcją. Gdyby miał czas się przed nimi powstrzymać, być może niekiedy by się na to decydował. W istocie jednak same wypływały z jego ust – co nie raz i nie dwa doprowadziło do niewygodnych sytuacji.
Ta do nich nie należała. Kaja po chwili uśmiechnęła się i z niedowierzaniem pokręciła głową.
– Znam kilku ludzi z Instytutu Sehna, którzy mogą rzucić na to okiem – dodał Zaorski.
– Jest na co? – spytała bez nadziei. – Wygląda, że tym razem to naprawdę uszkodzony plik.
– Może da się go cudownie uzdrowić.
Przysiadła na skraju stołu i przez chwilę się zastanawiała.
– Co ci szkodzi? – spytał.
– To, że nie wiem, co jest na tym zdjęciu.
– O ile to zdjęcie.
Skinęła głową, a potem skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła na niego z góry.
– Gwarantujesz dyskrecję w razie czego? – zapytała.
– Niczym szóstkę w Lotto.
– Mówię poważnie… – zaczęła, zmieniając nieco ton. – Sam mówiłeś, że nie bez powodu mój ojciec tak to zabezpieczył. Nie chcę nawet zgadywać, co to może być.
Zaorski posłał kontrolne spojrzenie dzieciakom, które właśnie skończyły morusać się spaghetti, a potem popatrzył na Burzę.
– Mogę ci zagwarantować, że jeśli to materiały porno, zachowam je dla siebie i będę je pielęgnował.
– A jeśli nie?
– To ludzie z Sehna będą zawiedzeni. Ja też.
Wiedział, że cokolwiek powie, Burzyńska i tak ostatecznie przystanie na propozycję. Nie miała innego wyjścia i gotowa była pewnie na znacznie więcej, byleby w końcu poznać zawartość dyskietek.
Seweryn przesłał sobie plik mailem i zapewnił Kaję, że jak tylko dowie się czegokolwiek, da znać. Potem skinął na dziewczynki i ruszył do wyjścia.
– A deser? – spytała Lidka, kiedy zakładał jej kurtkę.
– Będzie w domu.
– Ale nie mamy w domu nic słodkiego.
– Mamy sałatę.
Popatrzyła na niego, jakby to on był dzieckiem, a ona rodzicem. Przypuszczał, że będzie musiał jeszcze przez chwilę walczyć z córką, ale obawy okazały się nieuzasadnione. Po chwili jechali do domu, słuchając 2-4-6-8 Motorway w wykonaniu Tom Robinson Band. Był to jeden z ulubionych kawałków Zaorskiego – także dlatego, że ilekroć go puszczał, dziewczyny razem z nim śpiewały refren. Tym razem nie było inaczej.
Dotarłszy do domu, odsunął od siebie myśli o tajemnicach, które zostawił Burzyński. Skupił się na tym, co tu i teraz. Na tym, co naprawdę istotne. Uznał, że właściwie trudno o lepsze życie – miał wszystko, czego potrzebował do szczęścia, i jak tylko załatwi kilka spraw, nie będzie musiał się niczym przejmować.
Od jutra zacznie pracę w szpitalu, będzie miał do dyspozycji nowo stworzone laboratorium, całkiem przyzwoite zarobki i pewnie niejakie uznanie personelu. W całym województwie było raptem kilkunastu patomorfologów, co i tak stanowiło dość chlubny wynik w skali kraju.
Przyjęto go właściwie od razu – i to nie tylko dlatego, że dyrektor SPZOZ-u dobrze znał jego ojca. Seweryn zgromadził w CV dostatecznie dużo dobrze brzmiących rzeczy, by nie musiał martwić się o przyszłość zawodową.
Zmienił zdanie, kiedy chwilę po tym, jak położył dziewczynki do łóżka, zadzwonił do niego dyrektor szpitala. Wieczorny telefon w przededniu rozpoczęcia pracy nie mógł świadczyć o niczym dobrym.
– Seweryn… – zaczął rozmówca, jakby miał zamiar postawić diagnozę o nieuleczalnej chorobie. Samo w sobie niewiele to znaczyło, Wiesław Kalamus bowiem zawsze używał tego samego tonu. – Mam pewien problem.
– W tym wieku powinien mieć pan znacznie więcej – odparł Zaorski. – Co najmniej przerost prostaty, nadciśnienie tętnicze i jakieś choroby zwyrodnieniowe stawów.
Kalamus milczał.
– Nie ma się czego wstydzić – dodał Seweryn. – Mnie też od jakiegoś czasu jakoś inaczej się wypęcherza.
– Co proszę?
– Tak mówią moje córki. Zwykłe „siku” czasem im się nudzi, a „strzelania z lasera” od razu zakazałem. Nie mam pojęcia, gdzie to usłyszały. Na pewno nie ode mnie.
Zaorski otworzył lodówkę, przebiegł wzrokiem po butelkach piwa, po czym uznał, że otworzy któreś za moment, jak tylko upora się z dyrektorem.