Inferno. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Inferno - Дэн Браун страница 15
Langdon wielokrotnie dał się namówić do zrobienia nie tego co trzeba, lecz z całą pewnością nie zamierzał otwierać w kuchni pojemnika mogącego zawierać zabójcze substancje.
– Chcę przekazać go władzom. I to już.
Sienna wydęła wargi, zastanawiając się nad dostępnymi rozwiązaniami.
– Zgoda, ale od tej chwili działasz na własną rękę. Ja nie mogę być w to zamieszana. I zapamiętaj, nie wolno ci ich tutaj zaprosić. Moja sytuacja jest, jak by to ująć… skomplikowana.
Langdon spojrzał jej w oczy.
– Wiem tylko tyle, że uratowałaś mi życie. Postąpię tak, jak sobie życzysz.
Skinęła głową z zadowoleniem, a potem podeszła do okna i rozejrzała się po ulicy.
– Dobrze. Zatem zrobimy tak…
Wyjaśniła pokrótce plan. Był prosty, sprytny i bezpieczny.
Langdon przyglądał się, gdy blokowała w swojej komórce identyfikację numeru i wybierała numer. Miała delikatne palce, ale poruszała nimi bardzo zdecydowanie.
– Informazioni abbonati? – zapytała z doskonałym włoskim akcentem. – Per favore, può darmi il numero del Consolato americano di Firenze? – Odczekała chwilę, a potem zapisała numer. – Grazie mille – rzuciła i przerwała połączenie.
Przesunęła kartkę razem z telefonem w stronę Langdona.
– Teraz ty. Pamiętasz, co masz powiedzieć?
– Mojej pamięci nic nie dolega – stwierdził z uśmiechem, wybierając numer zapisany na świstku. Usłyszał sygnał łączenia.
Raz kozie śmierć.
Przełączył telefon na głośnik i położył na stole, aby Sienna także mogła słyszeć. Po chwili zgłosił się automat podający informacje o godzinach otwarcia konsulatu i świadczonych tam usługach, które będą dostępne dopiero po ósmej trzydzieści.
Langdon spojrzał na zegarek. Była szósta.
– Jeśli to przypadek alarmowy – kontynuował nagrany głos – wybierz siedem, by skontaktować się z oficerem dyżurnym nocnej zmiany.
Robert natychmiast wcisnął podany numer.
Znów usłyszał sygnał łączenia.
– Consolato americano – odezwał się jakiś zaspany mężczyzna. – Sono il funzionario di turno.
– Lei parla inglese? – zapytał Langdon.
– Oczywiście. – Oficer mówił z amerykańskim akcentem. Sądząc po tonie, nie był zadowolony z tego, że przerwano mu drzemkę. – W czym mogę pomóc?
– Jestem Amerykaninem goszczącym we Florencji i zostałem zaatakowany. Nazywam się Robert Langdon.
– Proszę podać numer paszportu. – Oficer ziewnął głośno.
– Straciłem paszport. Chyba mi go skradziono. Zostałem postrzelony w głowę. Byłem w szpitalu. Potrzebuję pomocy.
Funkcjonariusz natychmiast otrzeźwiał.
– Mówi pan, że pana postrzelono? Proszę podać pełne nazwisko.
– Robert Langdon.
Z głośnika dobiegły jakieś szmery, a za moment dało się słyszeć, że oficer stuka palcami po klawiaturze. Komputer ożył z piknięciem. Chwila ciszy. Znowu klepanie w klawisze. I kolejne piknięcie. Potem trzy przenikliwe piknięcia jedno po drugim.
Tym razem cisza trwała dłużej.
– Nazywa się pan Robert Langdon? – zapytał oficer.
– Zgadza się. I mam problemy.
– Rozumiem, sir. Pańskie nazwisko jest zaznaczone w naszej bazie danych, co znaczy, że muszę połączyć pana natychmiast z sekretarzem konsula generalnego… – mężczyzna zamilkł, jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie powiedział. – Proszę zostać na linii.
– Chwileczkę! Może mi pan chociaż powiedzieć…
Z głośnika dobiegał już sygnał łączenia. Po czwartym z kolei ktoś odebrał.
– Mówi Collins – odezwał się ktoś mocno zachrypniętym głosem.
Langdon zaczerpnął tchu i przemówił najspokojniej i najjaśniej, jak potrafił.
– Panie Collins, nazywam się Robert Langdon. Jestem Amerykaninem odwiedzającym Florencję. Zostałem postrzelony. Potrzebuję pomocy. Zamierzam zgłosić się jak najszybciej do konsulatu. Może mi pan pomóc?
Jego rozmówca odpowiedział bez chwili wahania.
– Żyje pan, panie Langdon. Dzięki Bogu… Czekaliśmy na pana.
Rozdział 12
W konsulacie wiedzą o mojej obecności we Florencji?
Na tę myśl Robert poczuł niewysłowioną ulgę. Collins, który przedstawił mu się jako sekretarz konsula generalnego, przemawiał zdecydowanym, profesjonalnym tonem, ale i tak dało się wyczuć zdenerwowanie w jego głosie.
– Panie Langdon, musimy natychmiast porozmawiać. Oczywiście nie przez telefon. – Dla Roberta nic nie było oczywiste w tym momencie, lecz nie zamierzał przerywać rozmówcy. – Wyślę kogoś po pana – dodał Collins. – Gdzie pan teraz jest?
Sienna poruszyła się nerwowo, słuchając wymiany zdań przez głośnik. Langdon uspokoił ją skinieniem głowy, nie zamierzał bowiem zmieniać wymyślonego przez nią planu.
– Wszedłem do niewielkiego hotelu o nazwie Pensione la Fiorentina – odparł, spoglądając na widoczny po drugiej stronie ulicy budynek, który wskazała mu przedtem Sienna, i podał adres sekretarzowi.
– Zapisałem – odparł tamten. – Proszę się nigdzie nie ruszać. Ktoś już po pana jedzie. Jaki ma pan numer pokoju?
Robert wybrał na chybił trafił.
– Trzydzieści dziewięć.
– Proszę nam dać dwadzieścia minut. – Collins zniżył głos. – Panie Langdon, wygląda na to, że został pan ranny i nadal jest pan oszołomiony, ale muszę zadać panu jedno pytanie. Czy nadal jest pan w posiadaniu…?
„W posiadaniu”. Langdon od razu zrozumiał, czego to niejasne pytanie może dotyczyć.
– Tak, sir. Nadal jestem w posiadaniu.
Collins odetchnął z ulgą.
– Gdy