Ciemniejsza strona Greya. Э. Л. Джеймс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ciemniejsza strona Greya - Э. Л. Джеймс страница 19
– To ty mnie zostawiłaś – mówi z dezaprobatą.
– Wiem – odpowiadam cicho. Nie chcę, aby mi o tym przypominał.
Docieramy do kasy i milcząc, stajemy w kolejce.
Zastanawiam się, czy gdybym nie odeszła, Christian zaproponowałby mi waniliową alternatywę.
– Masz coś do picia? – Przywołuje mnie do rzeczywistości.
– Piwo… chyba.
– Pójdę po jakieś wino.
O rany. Nie bardzo wiem, jaki rodzaj win dostępny jest w supermarkecie Ernie’s. Christian wraca z pustymi rękami. Krzywi się.
– Zaraz obok jest dobry sklep monopolowy – mówię szybko.
– Zobaczę, co tam mają.
Może powinniśmy po prostu jechać do niego; wtedy nie byłoby tego całego zamieszania. Patrzę, jak z niewymuszoną gracją zdecydowanym krokiem opuszcza sklep. Dwie wchodzące akurat kobiety zatrzymują się i gapią na niego. Och, patrzcie sobie, patrzcie, myślę zniechęcona.
Pragnę mieć go z powrotem w swoim łóżku, ale on gra trudnego do zdobycia. Może ja też powinnam. Moja wewnętrzna bogini przytakuje mi energicznie. I gdy stoję w kolejce do kasy, razem układamy plan. Hmm…
Christian wnosi do mieszkania torby z zakupami. Niósł je przez całą drogę ze sklepu. Dziwnie wygląda. Jakoś tak nieprezesowsko.
– Wyglądasz bardzo… domowo.
– Dotąd nikt mi tego nie zarzucił – stwierdza cierpko.
Stawia torby na blacie wyspy. Gdy zabieram się za rozpakowywanie, on wyjmuje butelkę białego wina i rozgląda się za korkociągiem.
– Wszystko jest dla mnie jeszcze nowe. Możliwe, że znajdziesz go w tamtej szufladzie. – Pokazuję brodą.
To się wydaje takie… normalne. Dwoje ludzi poznających się, przygotowujących wspólnie posiłek. A jednocześnie jest tak dziwnie. Zniknął gdzieś strach, który zawsze czułam w jego obecności. Tyle już rzeczy robiliśmy razem, takich, że na samą myśl o nich oblewam się rumieńcem, a mimo to ledwo go znam.
– O czym myślisz? – wyrywa mnie z zadumy. Zdejmuje marynarkę i kładzie ją na kanapie.
– O tym, jak mało cię znam.
Jego spojrzenie łagodnieje.
– Nikt nie zna mnie tak dobrze jak ty.
– Nie uważam, aby to była prawda. – W moich myślach pojawia się nieproszona pani Robinson.
– To jest prawda, Anastasio. Jestem bardzo, ale to bardzo skryty.
Podaje mi kieliszek białego wina.
– Na zdrowie – mówi.
– Na zdrowie. – Upijam łyk, a Christian wkłada butelkę do lodówki.
– Mogę ci jakoś pomóc? – pyta.
– Nie, dam sobie radę. Siądź sobie.
– Chciałbym pomóc. – Mówi to szczerze.
– Możesz pokroić warzywa.
– Nie umiem gotować. – Podejrzliwie patrzy na nóż, który mu podaję.
– No bo nie musisz. – Kładę przed nim deskę do krojenia i kilka czerwonych papryczek. Przygląda się im z konsternacją.
– Nigdy nie kroiłeś warzyw?
– Nie.
Uśmiecham się drwiąco.
– Kpisz sobie ze mnie?
– Wygląda na to, że potrafię robić coś, czego ty nie. Spójrzmy prawdzie w oczy, Christianie, to chyba pierwsza taka sytuacja. No dobrze, pokażę ci.
Ocieram się o niego, a on robi krok w tył. Moja wewnętrzna bogini prostuje się i zaczyna się nam bacznie przyglądać.
– Tak to się robi. – Siekam papryczkę, oddzielając pestki.
– Wydaje się proste.
– Nie powinieneś mieć z tym żadnych problemów – rzucam ironicznie.
Przez chwilę przygląda mi się spokojnie, po czym zabiera się za swoje zadanie, gdy tymczasem ja kroję w kostkę pierś kurczaka. Zaczyna kroić, ostrożnie, powoli. O rany, spędzimy tu całą noc.
Myję ręce i z szafek wyciągam wok, oliwę oraz inne potrzebne składniki, co rusz ocierając się o niego – biodrem, ramieniem, plecami, dłońmi. Krótkie, pozornie niewinne dotknięcia. Nieruchomieje za każdym razem, gdy to robię.
– Wiem, co robisz, Anastasio – burczy, nadal krojąc tę pierwszą paprykę.
– To się chyba nazywa gotowanie – trzepoczę rzęsami.
Biorę do ręki drugi nóż i staję obok Christiana. Obieram i siekam czosnek, szalotki i fasolę, niezmiennie na niego wpadając.
– Dobra w tym jesteś – stwierdza i zabiera się za drugą paprykę.
– W krojeniu? – Trzepot rzęs. – Lata praktyki. – Znowu się o niego ocieram, tym razem pupą. Po raz kolejny nieruchomieje.
– Jeśli zrobisz to jeszcze raz, Anastasio, posiądę cię na kuchennej podłodze.
Wow. To działa.
– Najpierw będziesz mnie musiał błagać.
– To wyzwanie?
– Możliwe.
Odkłada nóż i podchodzi do mnie powoli. Oczy mu płoną. Wyłącza gaz. Oliwa w woku niemal natychmiast się uspokaja.
– Myślę, że zjemy później – mówi. – Włóż mięso do lodówki.
Nie jest to zdanie, które się spodziewałam usłyszeć z ust Christiana Greya, i tylko on potrafi sprawić, aby te słowa brzmiały podniecająco. Biorę z blatu miskę z pokrojonym kurczakiem, przykrywam ją talerzem i wstawiam do lodówki. Kiedy się odwracam, on stoi tuż za mną.
– Więc będziesz błagał? – pytam szeptem, odważnie patrząc mu w oczy.
– Nie, Anastasio. – Kręci głową. – Żadnego błagania. – Głos ma miękki, uwodzicielski.
I stoimy tak, patrząc na siebie, chłonąc siebie nawzajem – atmosfera naładowana jest elektrycznością. Żadne z nas nic nie mówi, jedynie patrzymy. Przygryzam wargę,