Ciemniejsza strona Greya. Э. Л. Джеймс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ciemniejsza strona Greya - Э. Л. Джеймс страница 17
– To było jedynie piwo po pracy.
– Mówię poważnie. Jeden ruch i wylatuje.
– Nie masz takiej władzy. – No wiecie co! Ale nim zdążę wywrócić oczami, z siłą rozpędzonej ciężarówki uderza mnie pewna myśl. – Prawda, Christianie?
Uśmiecha się tylko enigmatycznie.
– Kupujesz tę firmę – szepczę z przerażeniem.
W odpowiedzi na panikę w moim głosie jego uśmiech blednie.
– Niezupełnie.
– Kupiłeś ją. SIP. Już to zrobiłeś.
Nieufnie mruga powiekami.
– Możliwe.
– Kupiłeś czy nie?
– Kupiłem.
– Dlaczego? – Och, tego już naprawdę zbyt wiele.
– Bo mogę, Anastasio. Chcę, żebyś była bezpieczna.
– Ale mówiłeś, że nie będziesz się wtrącać w moje życie zawodowe!
– I nie będę.
Zabieram mu dłoń.
– Christian… – Brak mi słów.
– Jesteś na mnie zła?
– Tak. Oczywiście, że jestem zła – syczę. – No bo który odpowiedzialny biznesmen podejmuje decyzje na podstawie tego, z kim się aktualnie pieprzy? – Wzdrygam się i po raz kolejny zerkam nerwowo na Taylora, który ignoruje nas ze stoickim spokojem.
Cholera. Że też akurat teraz najpierw mówię, a dopiero potem myślę.
Christian otwiera usta, po czym je zamyka i mierzy mnie gniewnym spojrzeniem. W odpowiedzi piorunuję go wzrokiem. Panująca jeszcze przed chwilą w samochodzie atmosfera słodkiego pojednania robi się napięta od niewypowiedzianych słów i potencjalnych wzajemnych oskarżeń.
Na szczęście ta niefortunna podróż nie trwa długo i Taylor zatrzymuje się przed moim mieszkaniem.
Szybko wysiadam, nie czekając, aż ktoś mi otworzy drzwi.
Słyszę, jak Christian mówi cicho do Taylora:
– Chyba lepiej będzie, jak tu zaczekasz.
Wyczuwam, że stoi blisko mnie, gdy wściekła szukam w torbie klucza.
– Anastasio – mówi spokojnie, jakbym była zapędzonym w róg dzikim zwierzęciem.
Wzdycham i odwracam się w jego stronę. Jestem na niego taka wściekła. Mam wrażenie, że zaraz zadławię się gniewem.
– Po pierwsze, od jakiegoś czasu się z tobą nie pieprzę, po drugie, i tak chciałem poszerzyć działalność o branżę wydawniczą. Z czterech wydawnictw z siedzibą w Seattle to właśnie SIP generuje największy przychód, ale grozi mu stagnacja. Potrzebuje nowych filii.
Patrzę na niego zimno. Jego spojrzenie jest palące, wręcz groźne, ale seksowne jak diabli. Mogłabym się zatracić w stalowej głębi tych oczu.
– Więc teraz jesteś moim szefem – warczę.
– Formalnie rzecz ujmując, jestem szefem szefa twojego szefa.
– I formalnie rzecz ujmując, to nikczemność postępowania: fakt, że pieprzę się z szefem szefa mojego szefa.
– W tej akurat chwili się z nim kłócisz. – Christian rzuca mi gniewne spojrzenie.
– Dlatego, że straszny z niego osioł – syczę.
Zaskoczony Christian robi krok w tył. O cholera. Przegięłam?
– Osioł? – mruczy, a w jego oczach pojawia się coś na kształt rozbawienia.
Do diaska! Jestem na ciebie wściekła, nie rozśmieszaj mnie!
– Tak. – Bardzo się staram wyglądać na przepełnioną moralnym oburzeniem.
– Osioł? – powtarza Christian. Tym razem kąciki jego ust drżą od powstrzymywanego uśmiechu.
– Nie rozśmieszaj mnie, kiedy jestem na ciebie zła! – krzyczę.
I wtedy pojawia się on: olśniewający, szeroki, amerykański uśmiech. A ja jestem zgubiona. Też się śmieję jak wariatka. Jak mogłabym nie zareagować na obecną w jego uśmiechu radość?
– To, że na mojej twarzy widnieje głupi uśmiech, nie znaczy wcale, że nie jestem na ciebie cholernie wkurzona – wyrzucam z siebie, próbując zdusić chichot charakterystyczny dla cheerleaderki. Choć w liceum wcale nią nie byłam. Ta myśl pełna goryczy przebiega mi przez głowę.
Christian nachyla się i mam wrażenie, że zaraz mnie pocałuje. On jednak tylko muska nosem moje włosy i oddycha głęboko.
– Jak zawsze nieprzewidywalna, panno Steele. – Odsuwa się i mierzy mnie wzrokiem. W jego oczach tańczą wesołe iskierki. – Zaprosisz mnie więc do siebie czy mam sobie pójść za skorzystanie z demokratycznego prawa przysługującego obywatelowi amerykańskiemu, przedsiębiorcy i konsumentowi, czyli kupowania tego, na co mi przyjdzie ochota?
– Rozmawiałeś na ten temat z doktorem Flynnem?
Śmieje się.
– Wpuścisz mnie czy nie, Anastasio?
Staram się, aby moją postawę cechowała niechęć – zagryzanie wargi pomaga – ale uśmiecham się, gdy otwieram drzwi. Christian odwraca się i macha Taylorowi, który sekundę później odjeżdża.
Dziwnie jest gościć Christiana. Mieszkanie wydaje się dla niego za małe.
Nadal jestem na niego zła – jego mania prześladowcza nie zna granic. Dociera do mnie, że to dlatego wiedział o monitorowaniu poczty elektronicznej w SIP. Pewnie wie o tym wydawnictwie więcej niż ja. Ta myśl nie jest przyjemna.
Co mogę zrobić? Skąd w nim ta potrzeba zapewniania mi bezpieczeństwa? Na litość boską, jestem przecież dorosła. Tak jakby. Co mam zrobić, żeby go uspokoić?
Przyglądam się jego twarzy, gdy tak przemierza pomieszczenie niczym zamknięty w klatce drapieżnik, i gniew mi mija. Cieszę się, widząc go tutaj, u siebie, kiedy jeszcze niedawno sądziłam, że to koniec. Cieszę to mało powiedziane. Kocham go i serce mam pełne nerwowego, podniecającego uniesienia. Christian rozgląda się badawczo.
– Ładnie tu – stwierdza.
– Rodzice Kate kupili jej to mieszkanie.
Kiwa z roztargnieniem głową i spojrzenie