Ciemniejsza strona Greya. Э. Л. Джеймс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ciemniejsza strona Greya - Э. Л. Джеймс страница 31
Rozglądam się. Nie było mnie tu cały tydzień.
– Jesteś głodna?
Kręcę głową. Christian przez chwilę mi się przygląda, ale uznaje, że nie będzie się o to spierał.
– Muszę wykonać parę telefonów. Czuj się jak u siebie w domu.
– Dobrze.
Znika za drzwiami gabinetu, pozostawiając mnie w tej olbrzymiej galerii sztuki, którą nazywa domem. Zastanawiam się, co ze sobą zrobić.
Ubrania! Podnoszę z podłogi plecak i udaję się na górę do swojej sypialni. Otwieram szafę. Jest pełna ubrań – wszystkie są nowe, mają jeszcze metki z ceną. Trzy długie suknie wieczorowe, trzy sukienki koktajlowe i trzy kolejne do noszenia na co dzień. To wszystko musiało kosztować majątek.
Zerkam na metkę jednej z sukien wieczorowych: dwa tysiące dziewięćset dziewięćdziesiąt osiem dolarów. O kurwa. Nogi się pode mną uginają i siadam na podłodze.
Chowam twarz w dłoniach i próbuję przetrawić ostatnie godziny. To takie wyczerpujące. Dlaczego, och, dlaczego musiałam zakochać się w kimś, kto jest po prostu szalony – piękny, cholernie seksowny, bogatszy od Krezusa i szalony przez wielkie S?
Wyjmuję z plecaka BlackBerry i dzwonię do mamy.
– Ana, skarbie! Tak dawno nie dzwoniłaś. Co słychać, kochanie?
– Och, no wiesz…
– Co się stało? Z Christianem sprawa nadal niewyjaśniona?
– Mamo, to skomplikowane. Uważam, że jest szalony. W tym tkwi problem.
– Nic mi nie mów. Mężczyzn czasami zupełnie nie da się zrozumieć. Bob się zastanawia, czy nasza przeprowadzka do Georgii była na pewno dobrym pomysłem.
– Co takiego?
– Tak, przebąkuje o powrocie do Vegas.
Och, ktoś jeszcze ma kłopoty. Nie jestem sama.
W drzwiach pojawia się Christian.
– Tu jesteś. Myślałem, że uciekłaś. – Widać, że mu ulżyło.
Unoszę rękę, aby dać mu znać, że rozmawiam przez telefon.
– Przepraszam, mamo, muszę kończyć. Niedługo znowu się odezwę.
– Dobrze, skarbie, dbaj o siebie. Kocham cię!
– Ja ciebie też, mamo.
Rozłączam się i podnoszę wzrok na Szarego. Marszczy brwi. Wydaje się dziwnie skrępowany.
– Czemu się tu chowasz? – pyta.
– Nie chowam się. Rozpaczam.
– Rozpaczasz?
– Nad tym wszystkim, Christianie. – Macham ręką w kierunku ubrań.
– Mogę wejść?
– To twój pokój.
Ponownie marszczy brwi i siada po turecku naprzeciwko mnie.
– To tylko ubrania. Jeśli ci się nie podobają, to je oddam.
– Nie jest z tobą łatwo, wiesz?
Drapie się po brodzie… brodzie z jednodniowym zarostem. Aż mnie świerzbi ręka, żeby go dotknąć.
– Wiem. Staram się – mruczy pod nosem.
– Bardzo jesteś irytujący.
– Tak jak i pani, panno Steele.
– Dlaczego to robisz?
Wraca nieufność.
– Wiesz dlaczego.
– Nie wiem.
Przeczesuje palcami włosy.
– Frustrująca z ciebie kobieta.
– Mógłbyś mieć fajną uległą brunetkę. Taką, która by powiedziała „Jak wysoko?” za każdym razem, gdy kazałbyś jej skoczyć, zakładając, rzecz jasna, że wolno by się jej było odezwać. Dlaczego więc ja, Christianie? Po prostu tego nie rozumiem.
Przygląda mi się przez chwilę, a ja nie mam pojęcia, co się wtedy dzieje w jego głowie.
– Dzięki tobie inaczej postrzegam świat, Anastasio. Nie pragniesz mnie z powodu moich pieniędzy. Dajesz mi… nadzieję – mówi cicho.
Co takiego? Powrócił Pan Tajemniczy.
– Nadzieję na co?
Wzrusza ramionami.
– Na więcej. – Głos ma cichy i niski. – I masz rację. Jestem przyzwyczajony do tego, że kobiety robią dokładnie to, co im każę, kiedy im każę, to, czego chcę. Coś takiego może się znudzić. W tobie jest coś, Anastasio, co dociera do części mego jestestwa, której sam nie rozumiem. To syreni śpiew. Nie potrafię ci się oprzeć i nie chcę cię stracić. – Przechyla się i bierze mnie za rękę. – Nie uciekaj, proszę. Miej we mnie trochę wiary. I trochę cierpliwości. Proszę.
Wygląda tak bezbronnie… To niepokojące. Opierając się na kolanach, nachylam się w jego stronę i delikatnie całuję w usta.
– Dobrze. Wiara i nadzieja, jakoś sobie z tym poradzę.
– To super. Ponieważ przyjechał Franco.
Franco jest niskim, ciemnowłosym gejem. Uwielbiam go.
– Takie piękne włosy! – zachwyca się z okropnym, najpewniej udawanym włoskim akcentem. Założę się, że pochodzi z Baltimore albo innego podobnego miejsca, ale jego entuzjazm jest zaraźliwy. Christian prowadzi nas do łazienki, szybko wychodzi i wraca z krzesłem.
– Pozwolicie, że was zostawię – burczy.
– Grazie, panie Grey. – Franco odwraca się do mnie. – Bene, Anastasio, co my z tobą zrobimy?
Christian siedzi na kanapie, pracując nad czymś, co wygląda jak arkusz kalkulacyjny. W salonie rozbrzmiewa cicha, łagodna muzyka klasyczna. Jakaś kobieta śpiewa z pasją, wkładając w dźwięki własną duszę. Przepięknie. Christian unosi głowę i uśmiecha się.
– Widzisz! Mówiłem, że mu się spodoba – cieszy się Franco.
– Ślicznie wyglądasz, Ano – mówi Christian z uznaniem.
– No to ja już skończyłem – wykrzykuje Franco.
Christian wstaje