Dziewczyna taka jak ja. Ginger Scott
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dziewczyna taka jak ja - Ginger Scott страница 14
Warga zaczyna mi drżeć, a do oczu szybko napływają łzy. Ocieram twarz przedramieniem, ale i tak się trzęsę. Zaraz się rozpłaczę. Sądziłam, że zmusiłam Kyle’a do przejechania tylu kilometrów po to, abym mogła odnaleźć Wesa i sprowadzić go do domu, ale to nieprawda. Na początku może i tak było. A potem się dowiedziałam, że ukrywanie się było jego decyzją. Mógł wrócić dzisiaj. Mógł to zrobić wczoraj… kilka miesięcy temu. Ale on zdecydował się ukrywać. Więc teraz robię to po to, aby okazać się silną – abym mogła poradzić sobie z pragnieniem, by ktoś się mną opiekował.
Robię to po to, aby wygrać.
– Jesteś taki sam jak inni – wypluwam z siebie, po czym biorę szybki wdech i się prostuję. – Odszedłeś. Tak. Jak. Ona.
Przez cały ten czas Wes siedzi w kompletnym bezruchu – z rzadka jedynie mruga, nie spuszczając ze mnie wzroku. Ale te słowa są dla niego niczym kopniak w brzuch. Skrzydełka nosa lekko się poruszają i spinają się mięśnie jego żuchwy. Pamiętam te subtelne sygnały z naszego pierwszego spotkania na boisku – a przynajmniej wtedy sądziłam, że widzimy się po raz pierwszy w życiu. Robił tak także za każdym razem, kiedy go frustrowałam… za każdym razem, kiedy on pilnował, aby nic mi się nie stało, a ja pędziłam ku niebezpieczeństwu.
Wes wierzy temu szaleńcowi z przyczepy i uważa, że zachowuję się lekkomyślnie. Wierzy w urojenia, bo jakiś człowiek, który miał obsesję na punkcie mojej matki, naszkicował parę rysunków.
Z pochyloną głową robię ostatni krok i moje dłonie opierają się o opuszczoną szybę. Choćbym próbowała, nie jestem w stanie oderwać wzroku od błękitu. Nasze oczy to magnesy, a łącząca nas więź jest wręcz naładowana elektrycznością. Coś się jednak zmieniło. Dawniej za każdym razem, kiedy wpatrywałam się w te oczy, one patrzyły na mnie tak, jakby były ze stali – niezniszczalne i pozbawione strachu. Teraz w tych oczach maluje się uczucie porażki.
– Jedź ze mną do domu.
Słyszę, jak słowa te wydostają się z moich ust – bez gniewu, który chętnie odrzuciłby wszystko, w co wierzy moje serce. Jedno spojrzenie mojego chłopaka – mojego bohatera – i mięknie wszystko, co zaledwie chwilę temu było bezkompromisowe i pełne determinacji. Skłamałabym, gdybym rzekła, że go nie potrzebuję, no a kłamstwo nie jest już czymś, co łatwo mi przychodzi. Nie chcę go potrzebować i nieznośna wydaje się myśl, że tak właśnie jest.
Wes zamyka oczy, a we mnie budzi się nadzieja, która równie szybko znika.
– Nie mogę.
Mój umysł próbuje pojąć sens jego słów. Wes krzywi się z bólu i mocno zaciska powieki. Skoro te słowa sprawiają tyle bólu, to czemu je wypowiedział?
– Nie. – Głos mi się łamie.
Otwiera oczy. Wpatrujemy się w siebie przez długie sekundy.
– Ja nie wrócę, Joss.
Serce mi krwawi. Czuję to. Przełykam ślinę i usta mnie swędzą od pragnienia wykrzyknięcia czegoś – czegokolwiek – co może przebije się przez tę mgłę bzdur, która go otacza.
– Wiesz, że wróżenie nie ma nic wspólnego z prawdą, tak? – Czekam na jakąś reakcję, ale jedyne, co widzę, to przechylona głowa i smutne niebieskie oczy. – Kryształowe kule… ciasteczka z wróżbą… te wszystkie wróżki, na które ludzie wydają na jarmarkach tyle kasy, żeby mieć wgląd w to, jak będzie wyglądało ich życie. Będą mieli dzieci? Poznają w tym roku odpowiedniego mężczyznę? Zdobędą nową pracę? To wszystko stek bzdur. To oszustwo, Wes, a Shawn karmi cię tym za darmo, żeby… żeby… móc cię kontrolować i patrzeć, jak tańczysz jak ci zagra. Nie rozumiem, Wes. Dlaczego mu pozwalasz mówić ci, jak ma wyglądać twoje życie?
– To nie o swoje życie się martwię.
Wzdłuż moich pleców przebiega dreszcz i jest tak, jakby Wes to widział. Jego spojrzenie po raz pierwszy od kilku minut odrywa się od moich oczu i ześlizguje po twarzy i szyi, niczym pędzel nasączony farbą.
– Skoro tak się o mnie martwisz, to czemu nie chcesz wrócić do domu?
Nasze spojrzenia znowu się spotykają i z ust Wesa wydobywa się ciężkie westchnienie – tych ust, które pragnę całować, gdyby tylko mi na to pozwolił.
– Przeze mnie tylko cierpisz, Joss – mówi i kręci głową. On w to rzeczywiście wierzy, w to, że on plus ja równa się katastrofa. Jego rozumowanie sprawia, że śmieję się gorzko, cofam o krok i pozwalam, aby moje palce ześlizgnęły się z drzwi.
– To ty dwa razy uratowałeś mi życie, Wes. Dwa razy – mówię, przestawszy się śmiać. Dzieli nas jedynie półtora metra świtu, ciepłe powietrze, które z każdą chwilą coraz bardziej się nagrzewa, a mimo to mam wrażenie, jakby między nami znajdowały się góry i doliny, rwące rzeki i ogień.
Dotykam zdjęcia w kieszeni i przez kilka sekund trzymam je między kciukiem a palcem wskazującym, rękę chowając za plecami. Zaciskam usta, kiedy dociera do mnie prawda. To nie Wes przysłał mi te wiadomości i to nie on zostawił zdjęcie. Shawn to zrobił. Chciał, aby jego ukochana historia toczyła się bez zakłóceń.
– Nie masz o niczym pojęcia, prawda? – pytam i ze śmiechem pozbawionym wesołości wyjmuję zdjęcie, które przytrzymuję tak, aby Wes mógł je zobaczyć. W jego oczach pojawia się ból, po czym je zamyka i spuszcza głowę. – Przyjechałam tu ciebie szukać, bo sądziłam, że za mną tęsknisz. Myślałam, że mnie potrzebujesz… że chcesz mnie przy sobie. Że łączy nas tego rodzaju szalona miłość, która jest w stanie pokonać wszystkie przeszkody. Ale ty wcale mnie tutaj nie chciałeś, prawda? Shawn chciał. Potrzebna mu byłam do kolekcji, aby dodać kolejne strony do jego obłąkanej, popieprzonej historii mojego życia. A ty… – Brak mi tchu, cała drżę, a do kącików oczu napływają gorące łzy. – Ty wcale nie chciałeś, abym się o tym dowiedziała. Wcale nie chciałeś, abyśmy się jeszcze spotkali.
Czekam na jakiś znak mówiący, że się mylę, ale Wes jedynie nieco unosi głowę. Kąciki ust ma skierowane w dół. Mruga i widzę, że nie patrzy na mnie.
Słyszę za sobą kroki Kyle’a, ale nie ruszam się z miejsca. Stoję i wpatruję się w Wesa, czekając, aż wyrwie się z tego transu. Mija minuta, a on nawet nie drgnie. Spogląda na mnie dopiero wtedy, gdy Kyle staje obok i kładzie mi rękę na plecach. Jego oczy na chwilę się rozszerzają. Nie podoba mu się to, że ktoś mnie dotyka.
– Jeśli taką właśnie podjąłeś decyzję, to musisz zniknąć. Twoi rodzice, Wes… twoi bracia… oni… są zdruzgotani. Tak długo nie dopuszczali do siebie myśli, że rzeczywiście odszedłeś. Jeśli nie zamierzasz wrócić, musisz trzymać się z dala od nas wszystkich. I nie możesz zostać tutaj, bo wiem, że tu jesteś. Za blisko. To okrutne. Jeśli chcę kogoś kochać, musisz mi na to pozwolić. Jeśli muszę