Dziewczyna taka jak ja. Ginger Scott
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dziewczyna taka jak ja - Ginger Scott страница 15
On przyjmuje to ze spokojem.
A kiedy Kyle wraca do mnie, razem wsiadamy do pikapa i zapinamy pasy. Żadne z nas nie odzywa się do czasu, aż dojeżdżamy do Bakersfield.
– Jutro zaczyna się szkoła – mówi Kyle.
Czekam, aż zatrzyma się na naszym podjeździe, i rozglądam się za samochodem taty. Garaż jest otwarty, mój sprzęt leży w kącie. Witają mnie przekrzywiona skrzynka na listy i odpadający tynk.
– Ja pierdolę, co za życie – rzucam.
Drzwi się otwierają i za moskitierą dostrzegam tatę. Naprawił ją w zeszłym tygodniu. Fajnie. Będzie to musiało wystarczyć.
Otwieram drzwi, zza siedzenia Kyle’a biorę kopertę i puszkę od Grace, po czym odwracam się w stronę przyjaciela, którego spojrzenie mówi mi, że nie wie, co zrobić.
– Dam sobie radę – zapewniam, a on przechyla głowę. Widzę, że drga mu kącik ust. – No dobra, może i nie dam, ale jakoś to będzie, no nie?
Kiwa głową.
– Jakoś to będzie – powtarza. – Mam być po ciebie o siódmej?
– Okej.
Zamykam za sobą drzwi i wchodzę na wypalony słońcem trawnik przed moim domem.
Kyle odjeżdża, tata zaś powoli otwiera drzwi z moskitierą. Jego spojrzenie pada najpierw na trzymane przeze mnie pamiątki, a dopiero potem na moją twarz.
– Grace mi dała trochę rzeczy po mamie – wyjaśniam. Nie wspominam o Kevinie i odnalezieniu Wesa. Moja opowieść wydałaby się szalona. Zresztą taka właśnie jest.
Tata bez słowa bierze ode mnie te rzeczy, a ja wchodzę do kuchni i z lodówki wyjmuję wędlinę i ser, żeby zrobić sobie opiekaną kanapkę. Po kilku sekundach wchodzi za mną i staje z kopertą w ręce znieruchomiałej nad blatem, przyciskając do siebie puszkę od Grace. Wpatruje się w otwartą kopertę, a mnie serce podchodzi do gardła, bo wiem, co się w niej znajduje. Nie powinien tego oglądać, ale nie zamierzam niczego przed nim ukrywać.
– To głównie zdjęcia. Kilka urodzinowych kartek, których nie wysłała – mówię. Wyjmuję kopertę z jego dłoni i udaję, że mało dla mnie znaczy. W sumie to sama jeszcze nie wiem, jak jest naprawdę.
Odwracam się, kiedy kanapka jest gotowa, stawiam przed sobą talerz i opierając się na łokciach, zabieram się do jedzenia. Po osiemnastu sekundach tata w końcu odstawia moje rzeczy. Wiem to, bo liczę, żując jednocześnie kanapkę. On wie, że kłamię, ale wie także, że robię tak dla jego dobra. Niełatwo być trzeźwym, nawet bez bagażu w postaci zdrady i cierpienia.
– Miałeś jednak rację co do Grace – mówię z pełnymi ustami. Tata w końcu odwraca wzrok od zdjęć i listów i skupia się na mnie. Na jego twarzy pojawia się wymuszony uśmiech. – Grace – powtarzam.
– Och, tak… Cieszę się, że spędziłaś z nią trochę czasu. – Widać, że myślami błądzi gdzieś daleko.
Biorę kolejny kęs i przyglądam się uważnie tacie. Jest niespokojny, ale trzeźwy.
– Ja też. Warto było jechać.
Kiwa głową i tym razem jego uśmiech jest szczery. Podchodzi do mnie, nachyla się i całuje w czubek głowy.
– Cieszę się, że ten idiota Kyle nie zawiózł cię do Wielkiego Kanionu. – Ściska mi ramię, po czym podchodzi do ekspresu i bierze się do parzenia kawy. Alkohol zamienił na kofeinę.
– Nie jechaliśmy tamtą trasą – mówię ze śmiechem.
– I pewnie tylko dlatego nie spadliście z klifu – żartuje tata.
Stoi zwrócony do mnie tyłem i wyczuwam, że tym właśnie chciałby zakończyć ten temat – Kyle’em i jego jazdą. Nie potrzebujemy zagłębiać się w szczegóły i wspomnienia o mamie.
– Taa… pewnie masz rację. – Patrzę na tył głowy taty. On patrzy przed siebie, myślami jest zupełnie gdzieś indziej.
Jest z nią.
– Hej, idę wziąć prysznic, a potem chyba się zdrzemnę. Od trzech dni chodzę w tych samych ciuchach. – Nadal zero reakcji. Wycofuję się na korytarz, ale zatrzymuję się, nim zupełnie zniknie mi z oczu. – Tato?
Odwraca się powoli, z kubkiem kawy w ręce. Pociąga łyk, a kiedy gorący napój parzy mu wargi, nasze spojrzenia się spotykają.
– Jasne, idź. Łazienka jest wolna – bąka.
Posyłam mu uśmiech, który gaśnie na mojej twarzy, gdy tylko znikam w głębi korytarza. Opuściłam ten dom w środku nocy i pojechałam szukać odpowiedzi, a kilka dni później jedyne, co czuję, to ból i żal. Kładę się na łóżku, unoszę nogę i zdejmuję protezę, po czym rozciągam mięśnie, którym boleśnie doskwiera atrofia.
Leżę w bezruchu przez długi czas i w końcu górę bierze zmęczenie. Zastanawiam się, czy nie odpuścić sobie prysznica, i zamiast tego od razu zasnąć, kiedy do moich uszu dobiega znajomy odgłos. Słyszę trzask drzwi wejściowych. Mija niemal pięć minut bez żadnego innego dźwięku, więc w końcu zwlekam się z łóżka i zbliżam do okna. Samochód nadal stoi na podjeździe, ale taty nigdzie nie widać.
Natychmiast ogarnia mnie strach, którego nie czułam od miesięcy. Z ręką na ścianie podchodzę do drzwi i skacząc, przemieszczam się na koniec korytarza. Do gardła podchodzi mi żółć, kiedy uświadamiam sobie, że koperta zniknęła. Zostawiłam ją w kuchni, ufając, że tata do niej nie zajrzy. Nie chciałam, aby odniósł wrażenie, że coś ukrywam. Ale przecież tak właśnie jest.
Tak wielki postęp, a wszystko przekreśli kilka polaroidowych zdjęć i mało pochlebny list od szaleńca, który kiedyś mieszkał po sąsiedzku.
Moje spojrzenie zatrzymuje się na stojącej na blacie puszce, więc kuśtykam przez kuchnię, wsadzam ją pod ramię i wracam z nią do swojego pokoju. Otwieram ją, wyjmuję odznakę dziadka, po czym kładę się i trzymam ją nad głową, przesuwając kciukiem po maleńkich wgnieceniach w metalu. Założę się, że te skrzydła miały okazję widzieć, co to wojna.
Przypinam ją do T-shirtu i zakrywam dłonią. Skoro wszyscy ode mnie chcą wojny, to ją dostaną.
Sen nie każe długo na siebie czekać. Nie będzie mi się dzisiaj nic śniło. Nie pozwolę na to. Właściwie to od tego momentu nie wydarzy się nic bez mojego pozwolenia.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Rankiem czuję ból… tam, gdzie kiedyś miałam nogę. Jest silniejszy niż zazwyczaj i przez niego wolniej szykuję się do szkoły. Kyle zjawia się,