Dziewczyna taka jak ja. Ginger Scott

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dziewczyna taka jak ja - Ginger Scott страница 17

Dziewczyna taka jak ja - Ginger  Scott Jak my

Скачать книгу

po czym się rozdzielamy. Mam teraz algebrę i kiedy wchodzę do klasy, lądują na mnie spojrzenia wszystkich obecnych w niej uczniów. Rozpoznaję Brię z softballu, więc siadam obok niej, na tyłach klasy. To jednak nie powstrzymuje ludzi przed gapieniem się na mnie. Spodziewałam się tego – latem całe miasto huczało o tym, co mi się przytrafiło.

      – Cieszę się, że tu jesteś. – Chichoczę, wyjmując ten sam zeszyt i otwierając go na drugiej stronie. Ponownie wpisuję datę z zamiarem sumiennego sporządzania notatek.

      Zerkam na Brię, a ona się uśmiecha i unosi brwi. Wiem, że kryją się za tym krępujące pytania, które teraz towarzyszą mi wszędzie, gdziekolwiek się udam. Zaciskam usta i wbijam wzrok w podłogę. Kiwam powoli głową, zastanawiając się, ile razy będę to dzisiaj musiała robić.

      – W porządku, możemy o tym mówić – rzucam i odwracam głowę. Bria udaje, że nie rozumie. – Moja noga. Wiem, że chcesz o nią zapytać, i naprawdę mi to nie przeszkadza.

      Jej policzki robią się różowe, mruga szybko i spuszcza wzrok na swój zeszyt.

      – Śmiało – zachęcam. Poprawiam się na krześle i wysuwam protezę w jej stronę. Włożyłam dzisiaj krótkie spodenki, licząc, że w ten sposób odpowiem na większość pytań. Dostrzegam, że kilkoro siedzących najbliżej uczniów zerka przez ramię, więc zaczynam mówić nieco głośniej: – Tylko czasem mnie boli i najczęściej są to mięśnie, które nadwyrężę, albo nerwy, które się tak jakby… no nie wiem… poplączą.

      – Czy czujesz ją… inaczej? – pyta Bria i krzywi się zakłopotana, więc próbuję jej to ułatwić.

      – Wiem, o co ci chodzi. Oczywiście, że jest inaczej, chciałabyś wiedzieć, czy się do niej przyzwyczaiłam i czy podczas chodzenia zauważam, że noga nie jest prawdziwa? – pytam.

      Jeszcze więcej uczniów odwraca głowy. Kilkoro wstaje ze swoich miejsc z przodu klasy i podchodzi bliżej mnie, żeby mieć lepszy widok.

      – Możesz biegać? – pyta dziewczyna siedząca po drugiej stronie Brii.

      Kiwam głową, no bo dzięki Rebecce rzeczywiście tak jest.

      – I nadal jestem szybka – oświadczam.

      – Masz też taką metalową? – pyta jakiś chłopak, który stoi za Brią.

      – Chodzi ci o hak? – pytam, a on przytakuje. – Mam. Dopiero od niedawna i jeszcze się jej uczę. Wkładam ją, kiedy ćwiczę.

      – Będziesz biegać w tym roku? Na bieżni albo na przełaj? – pyta Bria.

      Wsuwam nogi pod krzesło i puszczam do niej oko.

      – Nie. – Próbuję się nie roześmiać, kiedy podnoszę wzrok i widzę, że nauczyciel pisze coś na białej tablicy. Wyczuwam jednak na sobie wzrok Brii, więc nachylam się w jej stronę i mówię szeptem: – Zamierzam być stanową nadzieją numer jeden.

      Zerkam na nią i widzę, że unosi brwi, a na jej twarzy pojawia się uśmiech. Ponownie do niej mrugam, następnie skupiam się na tablicy i zapisuję w zeszycie informacje o terminach prac klasowych. Tym razem idzie mi lepiej niż na biologii.

      Lekcja angielskiego okazuje się powtórką tego, co działo się na zajęciach z algebry i innej grupie uczniów odpowiadam na mniej więcej te same pytania. Po lunchu czeka mnie wuef, następnie wiedza o społeczeństwie i fotografia, więc przy odrobinie szczęścia od razu pierwszego dnia uporam się z ludzką ciekawością. Tylko jedna osoba zapytała, jak to wygląda w praktyce, więc tuż przed lunchem zrobiłam mały pokaz.

      Na angielski chodzi ze mną McKenna i nie licząc przyjaciół, to jedyna osoba, która zapytała mnie o Wesa. Powiedziałam jej, że najpewniej ona wie więcej ode mnie, bo większość mojego czasu zajmuje rehabilitacja. Sądziłam, że moje słowa sprawią jej przyjemność, mimo że to wierutne kłamstwo, lecz tak się nie stało. Zamiast tego kiwnęła w milczeniu głową i wróciła na swoje miejsce na drugim końcu klasy.

      Kiedy rozbrzmiewa dzwonek obwieszczający przerwę na lunch, wyjmuję z tylnej kieszeni telefon i zaczynam pisać wiadomość do Kyle’a, mając nadzieję, że będę się gdzieś z nim mogła zabrać. Nie mam ochoty na to, aby także w czasie przerwy skupiać na sobie uwagę. Przerywam, kiedy widzę kilkanaście nieodczytanych SMS-ów. Większość od Taryn, ale ostatniego przysłał mój tata.

      Z sercem dudniącym ze strachu udaję się szybkim krokiem do łazienki mieszczącej się na końcu korytarza, tej, do której mało kto chodzi. Zamykam się w ostatniej kabinie, na haczyku wieszam torbę i z telefonem w obu dłoniach opieram się o ścianę. Palce mi się trzęsą i z wahaniem otwieram folder z wiadomościami, szykując się na tego rodzaju SMS-a, jakie jeszcze nie tak dawno otrzymywałam od ojca – pełne błagań o pomoc, gromów ciskanych na mamę, obwiniania i nienawiści.

      Zadzwoń do mnie. Jak najszybciej!

      Serce wali mi jeszcze szybciej i nie mam pewności, czy te słowa to dobry znak, czy wprost przeciwnie. Zamykam oczy, wciskam zielony guzik i przykładam telefon do ucha.

      – Joss?

      W łazience rozlega się głos Taryn. Z telefonem przy uchu otwieram drzwi i wychodzę z kabiny, żeby mogła mnie zobaczyć. Bladości jej twarzy przeczy rozpromienione spojrzenie i przepełnia ją tyle energii, że właściwie podskakuje. Usta ma szeroko otwarte, a jej klatka piersiowa szybko unosi się i opada.

      – Josselyn, przyjedź do domu – mówi mi tata do ucha. – Chodzi o Wesa…

      Serce mi zamiera i cały świat milknie. Taryn wymachuje rękami, każąc mi się pospieszyć, ale moje nogi są jak wrośnięte w ziemię.

      – Josselyn – powtarza tata. – Ktoś… jakimś cudem… znaleźli go.

      Oddycham.

      Rozłączam się.

      Biegnę.

      ROZDZIAŁ SZÓSTY

      Jadę razem z Taryn, a po drodze wysyłam SMS-a do Kyle’a. Wyszedł już ze szkoły razem z TK i Levim i kiedy skręcamy w ulicę, przy której mieszkają Stokesowie, dostrzegam w oddali jego samochód. Wzdłuż ulicy zaparkowane są wozy transmisyjne, a w jej poprzek stoją pomarańczowe blokady. Taryn pyta mnie, gdzie powinna zaparkować, ja jednak bez słowa wyskakuję z auta.

      Po drugiej stronie ulicy chodzi w tę i z powrotem mój ojciec. Podbiegam do niego, szukając w tłumie Kyle’a.

      – Co się dzieje? – pytam.

      Tata unosi palec i dociera wtedy do mnie, że przy uchu trzyma telefon.

      – Dobrze, dziękuję. Tylko na dzisiaj – rzuca do aparatu, po czym się rozłącza i patrzy na mnie z otwartą buzią, nie wiedząc, co powiedzieć. – Załatwiłem sobie zastępstwo do końca dnia… ja… W szkole rozumieją – mówi w końcu.

      – Widziałeś go? – Mrugam powoli, jakby moje powieki były przesłoną aparatu dokumentującego

Скачать книгу