Dziewczyna taka jak ja. Ginger Scott
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dziewczyna taka jak ja - Ginger Scott страница 3
Mijają długie sekundy, nim odkłada zdjęcie. Nasze role się odwracają – tym razem to Grace unika mojego spojrzenia. Spogląda w bok na poczerniałą górę.
– To się stało zeszłego lata – mówi, uchylając się przed moim pytaniem.
Czuję ucisk w klatce piersiowej, ale powstrzymuję westchnienie. Każdemu z nas trudno jest mówić o pewnych sprawach. Mnie też niełatwo jest poruszać temat mamy.
– Pożar? – pytam.
– Podpalenie.
Tym razem inaczej spoglądam na górę. Nie jestem pewna, jaka powierzchnia to jeden hektar, ale śmiało można założyć, że widzę ich całe setki.
– Trudno uwierzyć, że jedna osoba potrafi wyrządzić tak wielką szkodę – mówię, prześlizgując się wzrokiem po poczerniałych skałach i ledwie dostrzegalnych śladach odradzania się roślinności. Ponownie przenoszę spojrzenie na Grace i widzę, że na to czeka. Z jej oczu wyziera rozpacz, jakby przed chwilą rozmawiała z żywym trupem.
– Wiem, że przyjechałaś po odpowiedzi, i pragnę ci ich udzielić, ale… – Urywa. Usta ma uchylone.
Opieram się i kładę dłonie na kolanach, aby jej pokazać, że może mówić. Zamyka oczy na długą chwilę, prawdopodobnie modląc się o siłę. Czekam, aż będzie gotowa.
– Czasem, Josselyn, jest jak jest. Nie ma jakiegoś ważnego powodu albo momentu odkupienia, który sprawia, że cały ból i cierpienie odpływają w niepamięć. – Zamyka usta i nosem wypuszcza głośno powietrze.
– Czy ona choć trochę żałowała? – pytam, wypuszczając z rąk tę ostatnią nić nadziei, że musiał istnieć powód tego wszystkiego… że mama odeszła z powodu pieniędzy, bo ona i tata się kłócili, ponieważ miała depresję. Odeszła dla mężczyzny, człowieka, do którego żywię głęboką nienawiść.
Okazuje się, że odpowiedź zawsze była prosta – moja mama okazała się po prostu egoistką.
– Myślę, że tak – odpowiada w końcu babcia i dopiero po chwili przypominam sobie pytanie, które jej zadałam. – Swego czasu sugerowałam jej, aby wysłała coś razem z moimi kartkami czy listami. Proponowałam, aby zadzwoniła do twojego ojca i umówiła się na odwiedziny. Och… ależ my się o to kłóciłyśmy. Stanowczo twierdziła, że dokonała wyboru i że twój tata nigdy jej nie wybaczy, ale ja tego nie wiem.
Ja też nie. Gdyby to miało miejsce teraz, myślę, że tato może i byłby otwarty przynajmniej na rozmowę, ale wtedy… nie. Rany były zbyt świeże.
– Wydaje mi się, że naskakiwała na mnie głównie z powodu wyrzutów sumienia. Twoja mama od zawsze miała w głowie wizję tego, jak będzie wyglądać jej życie, ale tak to się przecież nie dzieje.
– Co się nie dzieje? – pytam.
– Wszystko.
Nie. Pewnie nie. Gdyby tak właśnie wyglądało życie – dokładnie tak, jak by się chciało – to ja nadal miałabym nogę, a Wes nie znajdowałby się… gdzieś tam. A moja mama…
Jej i tak pewnie by nie było.
– Niektórzy ludzie są po prostu inni – mówi cicho Grace, a jej spojrzenie przenosi się na poczerniałe zbocze. – Kiedy twoja mama dowiedziała się o raku… udała się na pustynię i rzuciła zapałkę.
„Podpalenie”.
– Bywała paskudna, kiedy coś się działo nie po jej myśli. Dlatego właśnie… dlatego nie układało się między nami. Przez wiele lat pozwalałam po prostu, aby wyżywała się na mnie za wszystko. Za każdym razem, kiedy zostawała nową uczennicą w szkole… to uczucie, jakie ją dopadało, ten strach przed byciem nowym – moja wina. Kiedy podobał jej się jakiś chłopak, a on zakochiwał się w innej – moja wina. Każda nasza przeprowadzka – moja wina. Byłam żoną wojskowego i tak po prostu wyglądało nasze życie rodzinne. Nie mogłam pozwolić, aby było to winą Zeke’a. Więc… pozwalałam, aby to mnie obarczała winą. A kiedy twój tata zaczął pić, a w ich małżeństwie zaczęło się psuć…
– To była ich wina – przerywam.
Powoli mruga oczami i uśmiecha się blado.
– Owszem, ale twoja mama tak tego nie postrzegała. Obwiniała mnie o każdy nieprzyjemny zwrot w jej życiu. Aż w końcu przestałam się zgadzać na bycie jej chłopcem do bicia – oświadcza Grace. Oddycha ciężko, a jej ramiona unoszą się i opadają. – Przez lata w ogóle z nią nie rozmawiałam. Nie miałam pojęcia, dokąd wyjechała po odejściu od twojego taty. Nie poznałam Kevina. Musiałam pozwolić jej odejść, pozwolić, aby ułożyła sobie takie życie, jakiego pragnęła. A potem zachorowała. Kevin znalazł sobie pracę tutaj, w miasteczku, myślę, że po to, abyśmy ona i ja mogły się do siebie zbliżyć.
– Przyjechała do ciebie – mówię.
Grace kiwa głową.
– Możliwe, że po raz pierwszy czuła się kompletnie bezsilna wobec czegoś, więc wyżyła się na Bogu. Spaliła do cna to, co stworzył. W oficjalnym raporcie jako przyczynę pożaru podano uderzenie pioruna podczas pory monsunowej, ale ja znalazłam ją kołyszącą się w garażu, z butami uwalanymi ziemią, z zapałkami w ręce. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam. Nawet Kevinowi.
Spojrzenie Grace wędruje poza mnie i po niemal minucie milczenia zaczynam się martwić. Wtedy jednak ponownie się odzywa.
– Twoja mama żywiła przekonanie, że urodziła się jako czarny charakter. – Nasze spojrzenia się spotykają. Nachyla się i ponownie przesuwa puszkę w moją stronę, następnie wstaje i podchodzi do drzwi. – Wyskoczę teraz do sklepu po parę rzeczy dla ciebie i twojego kolegi, na waszą dalszą drogę. Może przejrzyj to w tym czasie. – Stuka palcami w drewnianą framugę. – Powiem ci wszystko, co będziesz chciała wiedzieć.
Patrzę, jak znika za drzwiami, po czym skupiam się na metalowej puszce. Przysuwam ją bliżej, prostuję się i zastanawiam, czego jeszcze mogłabym chcieć się dowiedzieć.
– Dobrze się czujesz? – Głos Kyle’a jest cichy i senny. Nie powinnam była ciągnąć go tu ze sobą, ale zbyt się bałam, aby zrobić to w pojedynkę.
– Nie jestem pewna… chyba… nie bardzo – odpowiadam i wzruszam ramieniem.
– Co mogę zrobić? – pyta.
Przechylam lekko puszkę i w moją stronę wysuwają się zdjęcia i jakieś drobiazgi. Grace udało się tu upakować całkiem sporo rzeczy. To zabawne, jak bardzo mi się teraz wydają inne. Nie ma już mowy o ich wyjątkowości.
– Może prześpisz się trochę w moim pokoju?
Kyle kręci głową, udając twardziela, ale wiem, że jest zmęczony. Z kolei jutro czeka go dalsza droga, a nie mam wcale pewności, dokąd się udamy.
– Wiem,