Dziewczyna taka jak ja. Ginger Scott
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dziewczyna taka jak ja - Ginger Scott страница 7
– Ładnie tu – stwierdzam i odwracam się, aby spojrzeć na Kevina. Opiera się o ścianę przy drzwiach. „Boi się wpuścić mnie zbyt daleko”.
– Zrobiliśmy remont, kiedy się tu wprowadziliśmy. – Jego słowom towarzyszy chrząknięcie.
Ponownie się odwracam i udaję się korytarzem do niedużego salonu połączonego z aneksem kuchennym. Nie pozostawiam Kevinowi wyboru – musi pójść za mną. Kyle, oczywiście, nie opuszcza mnie ani na krok.
Przesuwam dłonią po oparciu obitej kremowym płótnem sofy i zamykam oczy, przywołując obraz żółto-zielonej, którą mamy w domu: przetarcia na rogach, drewniane nóżki porysowane przez ciężkie buty i odkurzacze. Nasza sofa ma więcej lat niż ja, a ta wygląda jak prosto z salonu. Uznaję, że nie mam ochoty na niej siadać.
– W sumie to nie jestem pewna, dlaczego tu przyjechałam – mówię, krzyżując ręce na piersiach i przestępując z nogi na nogę. Raz po raz zerkam na Kevina. Nie potrafię patrzeć na niego dłużej niż przez sekundę.
– Twoja mama… chciała cię zobaczyć…
– Wcale nie. – Uśmiecham się cierpko, a w gardle czuję smak żółci.
Kevin podchodzi do stojącego naprzeciwko sofy fotela. Siada, kładzie łokcie na kolanach i nachyla się, splatając dłonie. Nadal nosi złotą obrączkę. Na jej widok ponownie muszę odwrócić wzrok.
– Chciała… pod koniec. Wiem… – urywa, żeby zaczerpnąć powietrza. Tym razem to on ucieka spojrzeniem. Ze wzrokiem wbitym w podłogę kontynuuje: – Wiem, że pewnie było już trochę za późno, ale kiedy Kristina chorowała, sporo… sam nie wiem… zaglądała w głąb duszy? – Podnosi głowę i po raz pierwszy nasze spojrzenia się spotykają. Mam wrażenie, że wokół serca zaciska mi się wielka pięść.
– Było za późno – mówię, starając się wlać siłę do swojego głosu.
– Wiem – odpowiada Kevin szeptem.
Przechodzę do otwartej na salon kuchni i przesuwam dłonią po gładkim granitowym blacie, następnie otwieram szafkę i widzę stosy wzorzystych naczyń. Cała zastawa.
– Napijecie się czegoś? – pyta Kevin.
Nieruchomieję plecami do niego, a moje palce zaciskają się wokół uchwytu od szuflady.
– Dziękuję, nie trzeba – mówię i otwieram szufladę. Moje spojrzenie zatrzymuje się na lśniących srebrnych łyżkach, nożach i widelcach. Popycham lekko szufladę i obserwuję, jak się powoli zamyka.
– Ja też dziękuję – odzywa się Kyle. Uśmiecham się do siebie, bo wiem, że mój przyjaciel mógłby umierać z pragnienia, a w ramach solidarności ze mną i tak nie przyjąłby propozycji Kevina.
– Wie pan, że w naszej kuchni brak jest listew na podłodze? – Ponownie odwracam się w stronę Kevina i patrzę mu w oczy. Kąciki jego ust opadają, bo przeze mnie czuje się skrępowany. – Aha, to zabawne. Kiedyś próbowaliśmy naprawić z tatą zlew i źle zakręciliśmy wodę, więc całe pomieszczenie zostało zalane – wyjaśniam ze śmiechem. – Minęło prawie dziesięć lat, a nadal nie położyliśmy nowych paneli.
Mruga powoli, a jego usta pozostają zaciśnięte w cienką, pozbawioną emocji kreskę. Opieram się plecami o blat i spoglądam na Kevina, zagryzając jednocześnie wnętrze policzka. Przez długą chwilę żadne z nas się nie odzywa, aż w końcu…
– Nie zamierzam przepraszać – mówi, a serce zaczyna mi bić w szaleńczym rytmie, który czuję wszędzie: w brzuchu, stopach, palcach u rąk.
– Nie po to tu przyjechałam – wyrzucam z siebie i zaciskam dłonie na krawędzi blatu. To prawda, nie przyjechałam po przeprosiny. To nie znaczy, że nie powinien mnie przeprosić i że nie chcę, aby się płaszczył i błagał o wybaczenie. Tyle że się tego nie spodziewam.
Spojrzenie Kevina ześlizguje się na moją nogę, a ja czekam. Nie zapyta mnie o nią. Jestem pewna, że wie o wszystkim od Grace.
– Kochałem ją. A twój tata jest pijakiem, który nie traktował jej tak, jak należy – oświadcza i ponownie patrzy mi w oczy.
Na wzmiankę o ojcu oddech mi przyspiesza. Kilka miesięcy temu skłonna bym była przyznać mu rację. A co tam, przybiłabym mu piątkę i pewnie uciekłabym i zamieszkała tutaj zamiast w żałosnym Bakersfield, ale to było przed… przed tym wszystkim.
– Był pijakiem – mówię dobitnie.
W oczach Kevina pojawia się gniewny błysk.
Wzruszam prawym ramieniem i odklejam się od blatu, po czym wracam do salonu.
– Skończył z piciem. Ja straciłam nogę. Jesteśmy sobie teraz bliżsi, a pan niezmiennie pozostaje osobą, która rozbiła związek – oświadczam, a każde słowo sprawia mi tak wielką przyjemność, jak sobie wcześniej wyobrażałam.
– Lepiej się czujesz? – Kevin wstaje i przeczesuje palcami krótkie włosy. Nadal się trzęsie, ale już nie tak bardzo.
– Nie. – Kręcę głową.
Oboje uciekamy wzrokiem, a Kevin wychodzi z pokoju i kieruje się w stronę mieszczącej się z tyłu domu sypialni.
– To był błąd – mówię do Kyle’a, gdy zostajemy sami.
– Zawsze tak mówisz. – Uśmiecha się pod nosem.
– Zamknij się. – Pociągam go za T-shirt i gestem wskazuję, aby poszedł razem ze mną do wyjścia.
Na drodze staje nam Kevin. W ręce trzyma starą żółtą kopertę.
– Zanim pójdziesz… – mówi i podaje mi ją.
Nie od razu biorę od niego kopertę, nie mając pewności, czy chcę się dowiedzieć, co się w niej kryje. Jakbym zaglądając do środka, miała się poczuć jeszcze gorzej.
– Weź. To głównie zdjęcia. Na wielu jesteś ty. Twoja mama je posegregowała i nigdy nie wyrzuciła. Trzymała w tej kopercie i… i powinnaś je mieć. Są dla ciebie ważne albo może takie się staną. Nie wiem.
Biorę kopertę i przyciskam ją do piersi.
– Dobrze – kiwam głową. Wzrok mam wbity w podłogę.
– Joss, żałuję, że nie mam nic więcej, co mógłbym ci dać. Żałuję, że nie mam nic więcej do powiedzenia, ale po prostu… nie mam – dodaje Kevin. – Nie przepraszam jednak za to, że kochałem twoją mamę, i nie żałuję naszego wspólnego życia. Ale przykro mi, że tym samym ty ucierpiałaś. Tyle mogę powiedzieć.