Dziewczyna taka jak ja. Ginger Scott
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dziewczyna taka jak ja - Ginger Scott страница 6
– Kevin to rzeczywiście cholernie wielki kamień – prycham.
Uśmiecha się.
– Owszem, dla ciebie tak. Ale to nie jest zły człowiek. Z czasem go polubiłam i… – Unosi rękę, wiedząc, że zamierzam jej przerwać. – Ty wcale nie musisz darzyć go sympatią. Okoliczności pozwalają ci czuć to, co czujesz. Ale on jest elementem twojej układanki. I może… może… wie coś, czego się musisz dowiedzieć.
Przyglądam się badawczo jej twarzy, szukając w niej dodatkowego znaczenia tych słów.
– Gdzie on mieszka? Nie… nie twierdzę, że się z nim spotkamy, po prostu… gdybym się zdecydowała, jak daleko trzeba do niego jechać? – Ręce zaczynają mi się trząść na myśl o spotkaniu z Kevinem. W mojej pamięci pozostaje wyryta jego twarz z tamtego dnia, jednego z najgorszych dni w moim życiu. Przez te wszystkie lata próbowałam ją wymazać, ale ona tam tkwi niczym demon, który pojawia się w snach, aby kraść kawałki mojej duszy.
– Niedaleko uniwersytetu. Znalazł pracę na uczelni i tylko dlatego twojej matce i mnie udało się odnowić kontakt. Jestem pewna, że gdyby zależało to od niej, nie postawiłaby nogi w stanie, w którym ja mieszkam.
Grace się nie krzywi. Jej słowom nie towarzyszą łzy. Wzrusza ramionami, jakby przegrała dwa dolary na wyścigach konnych. Kiedy jednak wystarczająco długo patrzę jej w oczy, czekając na chwilę, w której pęknie jej fasada… choć minimalnie… w końcu to dostrzegam. Moja mama ją także porzuciła.
I to boli.
Babcia zostawia mnie i Kyle’a samych, prosząc na odchodnym, abym „to przemyślała”. Kyle nie naciska, choć wyczuwam, że głos w jego głowie próbuje wysłać mi sygnał zachęcający do zobaczenia się z Kevinem. Decyzję podejmuję dopiero rano, kiedy się pakujemy i zwijamy nasz wspólny przewód ładowarki do telefonów.
– Nie chcę tam jechać na długo.
Kyle się nie odwraca. Kontynuuje pakowanie toreb i kartonów do pikapa, upewniając się, że jedzenie znajduje się w chłodnym miejscu tuż za siedzeniami.
– W porządku – mówi w końcu, nadal się nie odwracając.
Uśmiecham się, kiedy na niego patrzę – mojego najlepszego przyjaciela. On nie chce, abym uciekła.
– W porządku – powtarzam za nim i z krzywym uśmiechem podaję mu skrzynkę butelek wody.
Uściskawszy na pożegnanie Kyle’a, Grace podchodzi do mnie. Stoję koło samochodu od strony pasażera. Czeka, aż drzwi Kyle’a się zamkną, po czym wciska mi w rękę małą kartkę i kopertę. Bez zaglądania do środka wiem, że znajdują się w niej pieniądze, i z miejsca odmawiam.
– Weź to – nalega, zaciskając moje palce wokół koperty. Dostrzegam podobieństwa w naszych dłoniach, zmarszczki, które pewnego dnia pojawią się także u mnie. – Zapisałam wskazówki, jak trafić do Kevina. I masz tam dwieście dolarów na wszelki wypadek, a może… może zatrzymacie się gdzieś w drodze powrotnej i zjecie dobrą kolację.
Uśmiecham się. Tata co do jednego miał rację – wiedział, że polubiłabym Grace.
– Dziękuję, babciu. – Wiem, że pozostawienie jej tego słowa, nazwanie jej babcią jest ważne, bo przytula mnie mocno, jedną ręką obejmując moją głowę.
– Kocham cię, skarbie. I twoja mama też cię kochała… na swój sposób – mówi mi cicho do ucha.
Kiwam głową, po czym odsuwam się i szybko wsiadam do samochodu. Posyłam uśmiech przez szybę i przykładam do niej dłoń na pożegnanie, ale Kyle wyczuwa zmianę w moim oddechu i od razu wie, czego mi trzeba. Gdy wycofuje auto z podjazdu, trzyma mnie za rękę, kiedy zaś znikamy z oczu Grace, ściska ją mocno, a ja pozwalam, aby po policzkach płynęły mi gorące łzy. Płaczę przez trzy przecznice, może cztery, a potem chowam w sobie ból i wycieram ręką twarz.
– Dokąd? – pyta Kyle.
Rozkładam kartkę od Grace i wyjaśniam, że musimy skręcić w lewo i wjechać na autostradę. I tak jedziemy przez jakieś pół godziny. Dom Kevina odnajduję na mapie w telefonie, a kilka minut później Kyle zatrzymuje się po przeciwnej stronie ulicy.
Gasi silnik, opiera się o fotel i razem ze mną spogląda przez szybę. Przez długą chwilę siedzimy w milczeniu.
– Wiem, że nie chcesz mnie popędzać – odzywam się w końcu. – Ale będziesz musiał. Nie chcę tego robić.
– No to jedźmy stąd i już – mówi szybko.
Odwracam głowę i nasze spojrzenia się spotykają.
– Nie mówisz poważnie.
Kręci głową i uśmiecha się blado.
– Nie – przyznaje.
Robię kilka głębokich wdechów, starając się napełnić płuca i sprawić, aby moja klatka piersiowa stała się twarda jak stal.
– Nienawidzę go – oświadczam.
– Wiem.
Kiwam głową, ciesząc się, że pozwala mi żywić takie uczucia.
– No dobrze – rzucam. Pora ruszać w drogę.
Otwieram drzwi i Kyle robi to samo. Razem wysiadamy i równym krokiem udajemy się w stronę niebieskich drzwi ze wstawką z witrażowego szkła. Naciskam dzwonek i nim zdążę stchórzyć, dostrzegam za kolorową szybką jakiś ruch. Prawa ręka zaczyna mi drżeć, a lewa gorączkowo szuka dłoni przyjaciela. Nawet kiedy Kyle trzyma mnie za rękę, i tak cała się trzęsę. Przestaję, gdy drzwi się otwierają i moim oczom ukazuje się mężczyzna z siwymi włosami, obciętymi krótko jak u wojskowego.
Choć rysy jego twarzy pokrywają się z moimi wspomnieniami, wygląda na zmęczonego życiem. Pod oczami ma ciemne worki, policzki pełniejsze niż przed laty. Zapuścił brodę, a uczelnianą bluzę zamienił na niebieską koszulę z wyhaftowanym nad sercem imieniem i nazwiskiem: KEVIN TOWLE. Dopiero teraz się dowiaduję, jak się nazywa. Śmieję się cicho pod nosem, wymawiając jego nazwisko w myślach – towel1.
Kevin wygląda na równie przerażonego jak ja chwilę przed otwarciem przez niego drzwi. Pobladł i w ogóle nie oddycha, kiedy tak stoimy i wpatrujemy się w siebie. Rozpoznaje mnie – to jedno jest pewne. Nie rozumiem tylko, jak to możliwe – wyglądam zupełnie inaczej niż dziecko, które zniszczył swoją niemożnością trzymania fiuta w spodniach i zostawienia w spokoju małżeństwa moich rodziców. Nie wysyłaliśmy mamie zdjęć.
– Grace cię uprzedziła, że przyjadę? – Głos mam silny, a po
1